Niemało zostało Edycie Bartosiewicz ze splendoru jednej z kilku największych gwiazd polskiego rocka lat 90. ubiegłego wieku. A niełatwo było się wtedy przebić na szczyt: w pierwszych latach wolności – także w muzyce, również rockowej – wszystko aż furczało. Nieprzeciętnych wykonawców, gwiazd i muzycznych objawień było sporo. Jednak świeżość muzyki i przekazu Edyty trafiała w sedno, do – młodej i nieco starszej – publiczności. Ale lata ogromnej aktywności wokalistki skończyły się tak szybko, jak się zaczęły. Edyta zniknęła na lata. Wielbiciele artystki mówili o jej kłopotach ze zdrowiem i nie tylko, i czekali, licząc kolejne lata jej milczenia. Doliczyli do czternastu. Wróciła z płytą Renovatio, interesującą, ale bez przesady. Zatrzymała się muzycznie w latach 90. – oceniano. Na kolejną płytę – Ten moment czekaliśmy siedem lat. Warto było. Bartosiewicz, zamiast nadal grać jak dotychczas popularnego rocka, wraca jako artystka alternatywna. Spora w tym zasługa muzyków grupy Agressiva 69, którzy nadali muzyce elektryczny i alternatywny sznyt. Trzeba było mieć sporo odwagi, żeby dokonać takiej zmiany i wrócić do mało znanych początków swojej działalności, gdy występowała z zespołem Holloee Poloy. Warto posłuchać piosenek Lovesong, Widzimy się i tak, czy cYRK, wykonanej z elektrorockowym pazurem, wsłuchać się w Monstrum i Cichego zabójcę. Wszystkie piosenki sporo zyskują przy kolejnych przesłuchaniach. Edyta Bartosiewicz na nowej płycie jest ta sama, ale nie taka sama.
Pomóż w rozwoju naszego portalu