W ubiegłym tygodniu obchodziliśmy liturgiczne wspomnienie św. Andrzeja Boboli, który rok temu został ogłoszony patronem Polski. 16 maja 2002 r. śpiew Gaude Mater Polonia (Ciesz się Matko, Polsko) rozpoczął Mszę koncelebrowaną w sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Eucharystię pod przewodnictwem Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, współcelebrowali arcybiskupi, biskupi oraz kapłani, delegaci polskich diecezji. Przyjęliśmy i przyjmujemy z wdzięcznością dar kolejnego orędownika przed Bogiem.
Jest męczennikiem - jak Wojciech i Stanisław, a przez to wyjątkowym świadkiem wiary, którą wyznawał aż do końca. Swoje wielkie dzieło miłości Boga i ludzi kontynuuje On także dzisiaj, wezwany przez Jana Pawła II do pomocy Ojczyźnie - jako jej patron.
Czasy, w których żył Andrzej Bobola, były bardzo burzliwe. Po wystąpieniu Marcina Lutra pojawiły się wyzwania wymagające pogłębienia teologii i znajomości Pisma Świętego. Tej pracy podjęło się młode jeszcze Towarzystwo Jezusowe, które już wówczas (na szczęście) dysponowało wybitnymi ludźmi, by wspomnieć z polskich jego członków: ks. Jakuba Wujka czy ks. Piotra Skargę.
Na wschodnich kresach Polski trwała niełatwa konfrontacja z prawosławiem. Kto czytał sienkiewiczowską Trylogię, pamięta do jakiej straszliwej próby sił doszło na tych ziemiach w połowie XVII w. 16 maja 1657 r. kozacy wpadli do Janowa Poleskiego, odległego o 30 km od Pińska, gdzie schronił się o. Andrzej. Na oczach miejscowej ludności zamordowali go w okrutny sposób.
Andrzej Bobola był wrażliwym synem swoich czasów. Bolał nad rozłamem w Kościele. Modlił się o jego jedność i wierzył w jej przywrócenie przez gorliwe głoszenie Ewangelii, przez życzliwość wobec wszystkich, którzy się garnęli do Niego.
Miał otwarte serce dla katolików. Mógł zamknąć je przed wyznawcami prawosławia, którzy u niego szukali pomocy. Wszak byli - według tamtejszych kryteriów - spoza owczarni. Gdyby ich jednak nie przyjął, umniejszyłby szanse na zrealizowanie modlitwy Jezusa o jedność. Ponieważ otwierał przed nim serce - zabito go. Być może dzisiaj nie doszłoby do takiej zbrodni. Może po prostu wydalono by go z kraju. Dyplomatycznie, w rękawiczkach.
Czy Andrzej Bobola przesadził?
Jeśli stawiamy to pytanie, to równie dobrze można by pytać, czy przesadzają misjonarze katoliccy w Moskwie, na Syberii, w Sudanie czy w innych częściach świata, kiedy głoszą Ewangelię i udzielają sakramentów tym, którzy o nie proszą. Nie nawracają siłą i nie stosują przemocy. "Usta sprawiedliwego głoszą mądrość" (Ps 37,30). Jest to mądrość Chrystusowego krzyża i zmartwychwstania. Ona jest mocą Bożą dla tych, którzy pragną dostąpić zbawienia (por. 1 Kor 1,18).
Chrześcijaństwo opiera się na przykazaniu miłości. "To jest moje przykazanie - mówi Chrystus - abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem" (J 15,12). I dodaje: "Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości" (J 15,10).
Wyznawanie chrześcijaństwa polega na upodabnianiu się do Chrystusa przez miłość. Ona jest pierwszą i odwieczną treścią przykazania, które pochodzi od Ojca. Tak rozumiał je św. Andrzej Bobola. Dzisiaj chciałoby się wołać do niego: Święty Andrzeju, który zostałeś ogłoszony patronem Polski w skomplikowanych warunkach ubiegłego i aktualnego roku, pomagaj nam przetrwać zwątpienia i zwyciężać miłością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu