Teraz to już na pewno zaczną się wakacje, ale może nie dla wszystkich. Media nie pokazują tych, którzy dbają o podziemne urządzenia, taplając się w błocie, pracują w fabrykach i hutach wśród huku maszyn, paskudnych zapachów, krańcowych temperatur, obolałych od schylania się ogrodników i rolników, tych w piekarniach nocnych, a choćby nawet sprzątających po godzinach to, co ludzie zwani „twórczymi” pozostawili po sobie przez cały dzień w biurze. Można tak wyliczać jeszcze długo, długo. A na ulicach coraz więcej betonu, doniczek z kwiatkami i fikuśnych ławeczek. Raj, po prostu raj.
Zapytałam niedawno naszego kościelnego, czy aby nasz proboszcz nie jest chory, bo taki blady i ciągle chudnie. Na szczęście nic złego się nie dzieje, tylko ten remont świątyni... Chodzi nie tylko o nowe ołtarze, ale o prawdziwy remont, bo wieża zaczęła się pochylać i groziła katastrofa. Rzadko myślimy o tych, którzy cicho idą przez życie, robiąc swoje. Nawet w czasie wakacji.
Moja najwierniejsza Korespondentka napisała: „Wczoraj byliśmy na pogrzebie naszego znajomego, bardzo uczynny człowiek, widać było po obecności tylu ludzi z pracy, z rodziny. Nagła śmierć była zaskoczeniem dla wszystkich. Dołączył do żony – i tyle. Zamyka się także kolejny rozdział naszej znajomości, współpracy. Był lubiany chyba dzięki optymizmowi, zawsze uśmiechnięty i zawsze dobrze nastawiony do wszystkiego. Jak chorowała jego żona, mawiał, że są dobrej myśli, że wyzdrowieje. Po pogrzebie – no cóż, każdego to czeka... Lubię takich. Nawet zapytałam męża, czy przypomina sobie, żeby on skarżył się na jakieś choroby, ciągle gotowy do pomocy. Kolejna katecheza...”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu