Cierpienie i ból są wpisane w porządek tego świata. Gdyby nie było życia wiecznego, wolnego od cierpienia i bólu, nasza egzystencja byłaby bezgranicznie tragiczna, pozbawiona sensu. Każdy, kto nie ma nadziei na życie wieczne, albo ten, kto ją utracił, kiedy doświadcza cierpienia, staje wobec dramatycznego pytania: po co żyć? Ale stworzeni przez Boga jesteśmy powołani do życia wiecznego, które – tak samo jak doczesne – jest Jego darem. Co więcej, malując postać cierpiącego Sługi Pańskiego, prorok Izajasz podkreśla, że ten, kto ufa Bogu, w sytuacji cierpienia nigdy nie jest sam: „Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam”. Moc w cierpieniu i siła do jego znoszenia są uwarunkowane przyjęciem nadziei eschatologicznej: „Będę chodził w obecności Pana w krainie żyjących”.
Nadzieja na życie wieczne łączy się z odpowiedzią na pytanie Jezusa zadane Jego uczniom pod Cezareą Filipową: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Jak niegdyś, tak i dzisiaj pojawiają się rozmaite odpowiedzi. Ta, której udzielają chrześcijanie, podejmuje wyznanie Piotra: „Ty jesteś Mesjasz”. To, co wyznał Piotr, zostało jednak przez Jezusa doprecyzowane: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć”. Los Mesjasza zakończony męczeńską śmiercią wpisuje się w niezliczone ludzkie losy naznaczone cierpieniem i śmiercią. Lecz to nie wszystko, bo Mesjasz „zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie”. Zapowiedź cierpienia Mesjasza wywołała gwałtowny bunt Piotra, w czym jest on podobny do tych wszystkich, dla których cierpienie stanowi najtrudniejszą próbę wiary. Znamienne, że Jezus go skarcił, ale go nie odrzucił, po czym uczniowie i cały zebrany tłum usłyszeli, na czym polega pójście za Jezusem: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.
Naśladowanie Jezusa, które znalazło wyraz w przyjęciu krzyża i wierności na życiowej drodze krzyżowej, stało się udziałem dwojga sług Bożych, których Kościół ogłasza błogosławionymi: kard. Stefana Wyszyńskiego i m. Elżbiety Róży Czackiej. Na krótko przed śmiercią niezłomny Prymas Tysiąclecia, ogarniając pamięcią wszystko, co przeżył, powiedział: „Całe moje życie było jednym Wielkim Piątkiem”. Matka Czacka, utraciwszy wzrok w młodości, nie zamknęła się w swoim dramacie, lecz stworzyła dzieło, które od dziesięcioleci pomniejsza dramaty osób niewidomych oraz pomaga im rozpoznać i przyjąć sens życia naznaczonego dotkliwą niepełnosprawnością i wielkimi wyrzeczeniami. Obydwoje błogosławionych spotykali się za życia, wspierając siebie nawzajem. Obydwoje spotykają się też w uroczystym akcie beatyfikacji, potwierdzającym prawdziwość zapewnienia, które dał Jezus: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”. Kościół zawsze potrzebował, a w naszych czasach szczególnie potrzebuje mężnych wyznawców osiągających doskonałość przez ufne pójście za Jezusem, które przejawia się w nadawaniu życiu i cierpieniu ewangelicznego sensu. Szczytem chrześcijańskiego heroizmu i zawierzenia jest wołanie św. Pawła powtórzone w śpiewie przed Ewangelią: „Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu