Stwierdzenie, że fani Jamesa Bonda nie powinni oglądać 25. odcinka jego przygód, to tak jak wezwanie górskich łazików do pozostania na nizinach. Nie da się tego wyegzekwować. Tym razem jednak miałoby ono sens, bo film kończy się tak źle, że 26. odcinek tego najbardziej dochodowego cyklu w dziejach kina stoi pod znakiem zapytania. Chyba że będzie pełny retrospekcji; chyba że będzie jak w ruskim filmie: zabili go i uciekł. Nie nasze zmartwienie. Nie czas umierać – pożegnanie z Danielem Craigiem w roli Bonda (ponoć miał tej roli dosyć po zakończeniu zdjęć do każdego z filmów) – na ekrany trafił z półtorarocznym poślizgiem. Akcja szybko wpada w stare koleiny. Sentymentalny Bond wraca z przedwczesnej emerytury, by znów ratować świat przed psychopatą z bronią masowego rażenia. Fani mają trochę radochy: mogą rozszyfrowywać nawiązania do poprzednich odcinków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu