Moją uwagę przykuło jedno spostrzeżenie w niedawnym raporcie Ministerstwa Zdrowia, w którym analizowano przyczyny zwiększonej w Polsce, w porównaniu z innymi krajami, szczególnie Europy Zachodniej, śmiertelności wywołanej COVID-19. Według autorów, stały za tym: gorszy stan zdrowia Polaków, niższy stan ich świadomości zdrowotnej, zanieczyszczenie powietrza i – właśnie nad tym chcę się zastanowić – średnio bardziej liczne gospodarstwa domowe, co skutkowało większym ryzykiem zakażenia.
Nie jestem pewien, dlaczego nasze gospodarstwa domowe są liczniejsze. Czy chodzi tylko o niedostateczną liczbę mieszkań? Czy również o to, że polskie rodziny są liczniejsze niż ich odpowiedniki z Zachodu? A może o to, że zdarzają się jeszcze nad Wisłą rodziny wielopokoleniowe? Być może wszystkiego po trochu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przez całe życie słyszałem, że Polacy są narodem rodzinnym. Dziś zapytani o najważniejszą sprawę w życiu odpowiedzą pewnie również: rodzina, choć mam wrażenie, że z mniejszą euforią. Pewnie także dlatego jesteśmy przekonani o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, mimo że kłóci się to z hierarchią kalendarza liturgicznego. Boże Narodzenie to dla nas święta rodzinne, a rodzina to nadal dla większości świętość.
Obchodzone rodzinnie święta Bożego Narodzenia były – i mam nadzieję, że w wielu przypadkach jeszcze są – wyjątkową i naturalną okazją, aby zacieśnić to, co się rozluźniło, a nawet skleić to, co się zupełnie porwało. Dobrze jest mieć taki dzień w roku, w którym wypada, wręcz trzeba „to coś” zrobić. Byłaby wielka szkoda, gdybyśmy ten dzień stracili i przestali rodzinnie przeżywać święta. Bo choć zewsząd słyszy się o kryzysie rodziny, to mam wrażenie, że ten game changer sprzed 2 lat, po którym, na wielu poziomach, nie możemy się pozbierać i wiele straciliśmy bezpowrotnie, uderzył także bardzo mocno w rodziny i do poprzedniego stanu kryzysowego dołożył całkiem spore trzy grosze. Miejmy tego świadomość.