1 i 2 maja br. odbył się rajd rowerowy na trasie Ostrołęka - Dąbrowy - Ostrołęka, której długość liczyła ok. 130 km. Uczestnikami rajdu była młodzież szkolna z Gimnazjum nr 2 w Ostrołęce
i Gimnazjum w Olszewie-Borkach. Oprócz grup z Ostrołęki przybyła nieliczna grupa entuzjastów kolarstwa z Łomży. Każdy z nas musiał zabrać ze sobą śpiwór, karimatę lub koc,
jedzenie na drogę i wszystko, co uważał za niezbędne, np. aparat fotograficzny.
Wszystko zaczęło się zgodnie z planem. O godz. 9.00 wszyscy zainteresowani zebrali się na placu przed kościołem pw. Zbawiciela Świata; najpierw zapakowaliśmy cały ekwipunek do samochodu
bagażowego, który miał przewieźć nasze rzeczy do celu wyprawy, tzn. do Dąbrów. Następnie ksiądz sprawdził listę obecności i po modlitwie do św. Krzysztofa - patrona podróżujących, a więc i rowerzystów,
ruszyliśmy w kierunku Myszyńca. Ze względu na to, że wielu ludzi wyruszało w tych dniach na majówkę, wybraliśmy spokojniejszą, okrężną trasę, ale na pewno bezpieczniejszą. Pogoda nam dopisała.
Było ciepło, słońce mocno przygrzewało, jedynie silny wiatr utrudniał nam podróż. Wycieczkę umilały nam ciągłe rozmowy oraz barwne opowieści naszego Księdza. Opowiadał nie tylko o ciekawych miejscach
na Kurpiach, ale także o kościołach i miejscowościach, które po drodze zwiedzaliśmy. Cały czas jechał za nami samochód techniczny, który miał być pomocny w przypadku, gdyby kogoś dotknęła
awaria sprzętu lub nie starczało sił. Już na pierwszym odcinku do Białobrzeg Bliższych jedna z naszych koleżanek musiała skorzystać z dobrodziejstw samochodu. Zawinił i rower, i stan
jej zdrowia. Po około godzinnej podróży zdecydowaliśmy się na krótki odpoczynek w okolicach Białobrzegu Dalszego, niedaleko przydrożnej kapliczki. Tam zjedliśmy drugie śniadanie, zrobiliśmy kilka
zdjęć i najważniejsze - odpoczęliśmy.
Następny przystanek był dopiero w Baranowie. W tej miejscowości zobaczyliśmy piękny neogotycki kościół. Dołączyła też do nas grupa gimnazjalistów z Olszewa-Borek. Po drodze do wyznaczonego
celu mieliśmy jeszcze kilka przystanków, m.in. w Brodowych Łąkach i w Myszyńcu, słynącym z wielkiego miodobrania. W każdym z odwiedzonych kościołów mówiliśmy krótką modlitwę,
prosząc o opiekę Matkę Bożą w czasie podróży. Z Myszyńca do końca trasy pozostało tylko 12 km.
W końcu przed godz. 17.00 dotarliśmy do Dąbrów - głównego punktu całej eskapady. W tej rozciągniętej i uroczej miejscowości, położonej na granicy Kurpi i Mazur, dzięki gościnności miejscowego
Księdza Proboszcza oraz Dyrekcji Szkoły Podstawowej mieliśmy do dyspozycji budynek szkoły, boiska i mały kościółek. Pomimo wielkiego zmęczenia wielu z nas miało jeszcze chęć i siłę grać
w piłkę nożną i siatkówkę. Odbył się nawet mecz piłkarski. Chłopcy z Olszewa-Borek przegrali z drużyną ostrołęcko-łomżyńską, a ta przegrała z mieszkańcami Dąbrów. Na koniec
dnia, który dostarczył nam wielu wrażeń, grzaliśmy się przy ognisku. Gorąca atmosfera ogniska udzieliła się wszystkim; oprócz jedzenia kiełbasek odbywały się zawzięte dyskusje, słychać było dźwięki gitary
i słowa piosenek wydobywające się ze zmęczonych gardeł. Ale nikomu nie przyszło do głowy, aby narzekać.
Były jeszcze pogawędki, wspomnienia poprzednich rajdów i zapowiedzi nowych. Mieliśmy czas aż do godz. 23.00. Od tej godziny nastała tzw. cisza nocna, ale biorąc pod uwagę niepokorność młodego
wieku, spać poszliśmy o wiele później.
Niestety, tuż po godz. 6.00 na całym korytarzu rozległ się straszliwy dźwięk. Był to, tak jak przystało na szkołę, dzwonek! Może nie na lekcję, ale tak samo nie lubiany przez każdego, informujący
o pobudce! Musieliśmy więc jak najszybciej ubrać się, spakować rzeczy i kilka minut przed godz. 7.00 stawić się na dole w pełnej gotowości. Znów nasz ekwipunek wylądował w samochodzie,
zostawiliśmy przy sobie tylko podręczne rzeczy. Poranna Msza św., którą celebrowali ks. Robert i ks. Artur, przy udziale ministrantów - uczestników rajdu, była dziękczynieniem za przejechane
kilometry i prośbą o błogosławieństwo na szczęśliwy powrót do domu. Po Eucharystii i śniadaniu ruszyliśmy w drogę! Na nasze nieszczęście nie obyło się też bez drobnych kolizji. W drodze
powrotnej niedaleko Ostrołęki doszło do niewielkiego wypadku, który wyglądał dość poważnie, ale dzięki Opatrzności Bożej wszystko zakończyło się tylko kilkoma siniakami, bólem palca oraz lekkimi uszkodzeniami
sprzętu rowerowego. Niektórzy byli tak zaabsorbowani całym rajdem, że przez przypadek, oczywiście, wpadli na zaparkowany na poboczu pojazd. Przejeżdżając przez wspomniane wcześniej miejscowości, zjedliśmy
wszystkie kanapki z dżemem, w który zaopatrzony był samochód techniczny. Do naszego rodzinnego miasta dotarliśmy przed godz. 16.00. Zgromadziliśmy się jeszcze na placu, z którego dzień
wcześniej wyjechaliśmy, i po raz ostatni wspólnie dziękowaliśmy Bogu.
Wycieczka przebiegła zgodnie z planem i była prawdziwą szkołą przetrwania. W dwa dni nauczyliśmy się więcej samodzielności i zaradności niż kiedykolwiek. Zdobyliśmy przydatne w życiu
umiejętności związane między innymi z funkcjonowaniem w grupie. Była to także doskonała okazja do poprawienia kondycji fizycznej i psychicznej oraz szkoła mocnego charakteru.
Mogę napisać, że pomimo tylu przejechanych kilometrów i fizycznego zmęczenia wróciłam w lepszym humorze, z bogatszą wiedzą o okolicy i ludziach oraz całym kalendarzem nowych
numerów telefonów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu