Pan Hubert napisał:
Ostatnio dość często powracają do mnie temat kultury i łącząca się z nim
kwestia szkolnictwa – bo choć pierwsze szlify w tej materii najczęściej
zawdzięczamy rodzicom, to jednak rola systemu edukacji również jest bardzo
istotna. To na zajęciach szkolnych po raz pierwszy sięgało się po klasyczny
kanon literacki; jedne książki trafiały do mojego czytelniczego umysłu od razu,
na inne potrzebowałem czasu, a były też takie, przez które nie dałem rady
przebrnąć i do tej pory do nich nie wróciłem. Ale zawsze próbowałem, nigdy
nie rezygnowałem z lektury z powodu jakichś uprzedzeń do autora czy epoki,
w której dany utwór powstał. Mam jednak wrażenie, że ta ciekawość i chęć
obcowania z kulturą obecnie zanikają. Co ciekawe, z moich obserwacji wynika,
że w podstawówkach jeszcze nie jest tak źle, większość czyta, „bo pani kazała”,
a więc nie ma wyjścia. Furtka w postaci streszczeń i różnych pochodnych uchyla
się zazwyczaj pod koniec szkoły podstawowej, by w liceum czy technikum
otworzyć się już z pełnym impetem. A to tylko jedna ze składowych problemu,
o którym piszę. W parze z brakiem znajomości tekstów z konkretnych epok idzie
niewiedza dotycząca tych okresów historycznych – historia, sztuka, literatura
odchodzą do lamusa. Doprowadza to do sytuacji, gdy podczas sprawdzianu
z języka polskiego uczeń IV klasy liceum bezwstydnie pyta nauczyciela, czym
jest Dekalog (bo takie „niezrozumiałe” pojęcie pojawia się w jednym z poleceń)...
Nie wiem, czy się śmiać czy płakać... A może te moje obawy są nieuzasadnione
i pewne sytuacje nadinterpretuję? Ale mimo wszystko ogarnia mnie trwoga,
bo gdy nagle odwracamy się plecami do dorobku kulturalnego budowanego przez
wcześniejsze pokolenia, to taka postawa nie może przynieść dobrych owoców
w przyszłości. Pamiętajmy, że gdy ktoś zacznie czytać jako nastolatek, z dużym
prawdopodobieństwem będzie sięgać po książki do końca życia. To odnosi się
także do innych sfer życia kulturalnego i tej myśli musimy się trzymać.
A jakie jest Pani zdanie na ten temat?
List ważny tym bardziej, że to głos zatroskanego „młodego pokolenia”. Sama jestem zagorzałą czytelniczką od zawsze i rozumiem te troski. W teleturniejach ludzie często nie rozumieją zwykłych słów. Nawet z pokoleniem wnuków już miewam problemy. Ale sama też mam pewne kłopoty – chodzę na przyparafialne wykłady pogłębiania wiary i bardzo brakuje mi podstaw filozofii, której nie miałam okazji poznać w szkole ani na studiach (wtedy uczono marksizmu-leninizmu). Może i zaczyna się dziać coś pozytywnego, bo w komunikacji miejskiej coraz częściej można spotkać osoby czytające książki, ale w reklamach internetowych proponowane lektury są zbyt podobne do telewizyjnych seriali... A jakie jest Państwa zdanie na ten temat?
Pomóż w rozwoju naszego portalu