Maria Fortuna-Sudor: Księże Biskupie, jakie wspomnienia z dzieciństwa i młodości, związane z przeżywaniem Wielkiego Tygodnia, w tym Wielkanocy, zachował Ekscelencja?
Bp Leszek Leszkiewicz: Moja rodzina zawsze uczestniczyła w liturgii Wielkiego Tygodnia, a wcześniej w wielkopostnych rekolekcjach w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Rzepienniku Biskupim. Mieliśmy taki zwyczaj, że od Mszy św. Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek do Wielkanocnego Poranka w naszym domu obowiązywał post – jedliśmy skromnie i mało. Toteż śniadanie wielkanocne bardzo nam smakowało, chociaż dla dzieci nawet wtedy był trudny moment – trzeba było zjeść odrobinę chrzanu. Babcia tłumaczyła, że na pamiątkę cierpień Pana Jezusa należy się umartwić, zanim doświadczymy radości zmartwychwstania. A w Wielki Piątek i Wielką Sobotę nie można było oglądać telewizji, słuchać radia.
Reklama
W Wielkim Tygodniu dużo czasu spędzałem w kościele. Już wtedy mocno przemawiały do mnie przenikliwy głos kołatek i procesja ze śpiewem przejmującej pieśni Odszedł pasterz nasz... Byłem ministrantem, później lektorem, więc włączałem się w przygotowania ciemnicy, grobu Pańskiego. Zajmowaliśmy się tym zazwyczaj wieczorami z siostrą zakonną, która nam wiele na ten temat mówiła, i to była cenna katecheza. Wtedy też uczyłem się adorowania Pana Jezusa. Na początku jeszcze zerkając na zegarek, kiedy to pół godziny minie (uśmiech), a później odkrywałem, że trzeba poświęcić więcej czasu, aby się dobrze pomodlić. Gdy proboszczem naszej parafii był ks. kan. Stanisław Krzemień, wtedy Rezurekcję rozpoczynało się o godzinie, o której wschodziło słońce. Będę zawsze pamiętał, jak po procesji wchodziliśmy do kościoła, gdy słońce wzeszło nad miejscowością, i po chwili słyszałem słowa Ewangelii o wschodzie słońca. To wszystko się przenikało. Tamte doświadczenia wpłynęły na to, jak dzisiaj przeżywam Triduum Paschalne i Niedzielę Zmartwychwstania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dzisiaj często zapominamy, co w tym czasie jest szczególnie ważne.
Na pewno jest wiele rodzin, które sobie z tym radzą i przeżywają ten czas religijnie. Ale rzeczywiście, obecnie poddajemy się hałaśliwej kulturze, która wciska się w nasze codzienne życie. Toteż trudniej o skupienie. Z tego też powodu umykają nam pewne sprawy, które są tak istotne w przeżywaniu najważniejszego święta dla wszystkich chrześcijan.
Reklama
Czy możemy w pełni przeżyć radość Zmartwychwstania, jeśli pominiemy Triduum Paschalne?
Chciałbym wcześniej zwrócić uwagę na piątą niedzielę Wielkiego Postu, kiedy następuje zasłonięcie krzyży. To sygnał, że będzie się działo coś bardzo ważnego, że nadchodzi kulminacja życia liturgicznego. Później jest Niedziela Palmowa – z radością, z kolorowymi palmami, jakby z zapowiedzią Niedzieli Wielkanocnej. Ale do tej wiedzie szczególny czas. Jest Wielki Czwartek, pamiątka ustanowienia Eucharystii, kapłaństwa. Msza św. uroczyście celebrowana rozpoczyna obchody Triduum Sacrum. Na zakończenie nie ma błogosławieństwa, które nastąpi dopiero po Wigilii Paschalnej. Potem adorowanie Pana Jezusa w ciemnicy i przedpołudniowa cisza Wielkiego Piątku, a po południu – Droga Krzyżowa i nabożeństwo zakończone procesją przeniesienia Najświętszego Sakramentu do grobu Pańskiego. W Wielką Sobotę cisza ma trochę inny wymiar, przed południem jest czas święcenia pokarmów, ale jednocześnie trwa adoracja Najświętszego Sakramentu. A wieczorem – Wigilia Paschalna, najważniejsza, najpiękniejsza liturgia w całym roku liturgicznym. To jest nie tylko przypomnienie najistotniejszych wydarzeń w historii zbawienia, to jest ich uobecnienie. My jesteśmy uczestnikami tego, co się dokonało. Oczekiwanie na radosne Alleluja to czas niezwykły. Pełne przeżycie pozwala nam niejako cieszyć się radością niewiast, Apostołów, że Pan prawdziwie zmartwychwstał!
Trudno więc sobie wyobrazić, żeby człowiek w stanie łaski uświęcającej nie uczestniczył w tych wydarzeniach. To jest całość; począwszy od Wieczernika aż do Poranka Wielkanocnego kroczymy za Jezusem. Jesteśmy z Nim złączeni. Liturgia daje nam taką możliwość, uświadamiamy sobie, że zdrada Piotra dokonała się także w nas, a i zdrada Judasza też nie jest nam całkowicie obca. Jest cisza, osamotnienie, smutek, bo zabrano nam Pana. Jest czas wyczekiwania na radosne Alleluja! To przeżycie duchowe rzutuje na nasze doświadczenie religijne w ciągu całego roku.
Chciałabym się zatrzymać na zwyczaju święcenia pokarmów, kiedy ponoć do naszych kościołów przychodzi najwięcej Polaków...
Dla wielu katolickich rodzin to jest łączność między stołem eucharystycznym, czyli ołtarzem w kościele, i stołem w naszym domu. Chrystus przy ołtarzu zaprasza nas, abyśmy uczestniczyli w uczcie eucharystycznej. Zależy Mu, żebyśmy się zbliżyli do tego stołu. Ten sam Chrystus zasiada z nami w naszych domach przy rodzinnym stole. On chce, aby jego historia była dalej przez nas opowiadana. Proszę zauważyć, że do ołtarza przynosimy te dary, których potrzebujemy, żeby żyć. Niejako zapraszamy Pana Jezusa, aby był z nami zwłaszcza w ten Niedzielny Poranek, żebyśmy przeżyli radość płynącą z prawdy o zmartwychwstaniu. Tradycja święcenia pokarmów jest więc na pewno bardzo dobra i należy ją podtrzymywać. To było ważne dla naszych przodków, dla nas, kiedy byliśmy dziećmi, i jest istotne teraz. Zapewne nie unikniemy tego, że będą ludzie, którzy wybiorą się do kościoła tylko po to, aby poświęcić pokarmy, ale zawsze może nastąpić to, do czego zaprasza Kościół – że w tym zwyczaju dostrzegą nie tylko aspekt kulturowy, ale też religijny. To ogromne doświadczenie religijne jest nam wszystkim potrzebne, jeśli chcemy mieć chrześcijańską nadzieję, że kiedyś spotkamy się z Panem Jezusem.
A co zrobić, by zachować radość, która nas wypełnia w Wielkanoc?
Najważniejsze to nie zamknąć oczu na to, co w liturgii dzieje się później. Od Niedzieli Wielkanocnej aż do Niedzieli Zesłania Ducha Świętego zapoznajemy się z historią pierwotnego Kościoła. Czytania z Dziejów Apostolskich, Ewangelii przypominają nam, że Jezus żyje, że pozostanie z nami do końca świata. Od każdego z nas zależy, na ile będziemy w ciągu roku liturgicznego towarzyszyć Jezusowi, odkrywać, że Kościół jest Jego dziełem, i mieć świadomość, że dzieje apostolskie nadal trwają, a my jesteśmy w nich zanurzeni. To, oczywiście, zależy od duchowej kondycji człowieka; od tego, jak rozumiem życie sakramentalne, jak rozumiem to, co się dzieje w liturgii, i jak pojmuję swoje miejsce w świecie, w którym przyszło mi żyć.