Gdy w pochmurne listopadowe południe 2009 r. z balkonu lubelskiego ratusza opuszczony został duży baner ze zdjęciem Wandy Półtawskiej, mało kto, poza kręgami naukowymi i kościelnymi, rozpoznawał w niej lubliniankę. Liczni przechodnie oglądali przez kilka dni oblicze dystyngowanej starszej pani z łagodnym uśmiechem, która została honorowym obywatelem miasta, niewiele o niej wiedząc.
Przypadki w Świętym Duchu
Reklama
Włączenie Wandy Półtawskiej do grona honorowych obywateli miasta Lublin nastąpiło późno, wcześniej doktorat honoris causa przyznał jej KUL. A przecież w Lublinie się urodziła, tu spędziła dzieciństwo i młodość. Przyszła na świat 2 listopada 1921 r. w kochającej rodzinie Wojtasików. Przy Pierwszej Komunii św. w kościele Świętego Ducha zaczepiła stopą o schodek i złamała nogę. Uczyła się w szkole prowadzonej przez Urszulanki. Młodość, w którą brutalnie wtargnęła wojna, upłynęła jej pod znakiem harcerstwa. We wrześniu 1939 r. brała udział w obronie Lublina. Organizowała życie uchodźców i opiekowała się rannymi w szpitalu polowym, obsługiwała stację telefoniczno-radiową, była łączniczką w podziemiu niepodległościowym. Aresztowana przez Niemców, najpierw została osadzona w katowni gestapo, później w więzieniu na Zamku Lubelskim, by w końcu zostać wywiezioną do obozu w Ravensbrück. Tam trafiła do pierwszej grupy „królików”, kobiet i dziewcząt poddawanych eksperymentom medycznym. Do Lublina wróciła w czerwcu 1945 r. Wkrótce w lubelskim kościele Świętego Ducha poślubiła młodszego o dwa lata Andrzeja Półtawskiego. Związała się z Krakowem, ale chętnie wracała do Lublina, zwłaszcza na spotkania z młodzieżą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tylko miłość ta sama
Podczas Forum Młodzieży Lubelszczyzny, okraszonego cytatem z ks. Jana Twardowskiego „Tylko miłość wariatka ta sama”, Wanda Półtawska odpowiadała na pytania młodych ludzi. Przytaczamy fragment rozmowy, opublikowanej na łamach miesięcznika młodzieży katolickiej Spojrzenia. „Młodość to Lublin. Mieszkałam tu aż do wojny, to jest prawie 17 lat. Miałam 17 lat, a potem 100, ponieważ gwałtownie wskoczyłam w dorosłość podczas aresztowania. Moja młodość była piękna (…). Miłość to jest życie. Bez miłości nie ma życia (…). Moim autorytetem jest św. Józef (…). Życie to zadanie do spełnienia, które trzeba dobrze wypełnić, bo inaczej oblewa się całą wieczność (…). Młodzież ma zawsze te same problemy. Moja przyjaciółka zakochała się w jednym z braci Fidorów. To były bliźniaki jednojajowe i draby się ukrywały; ona nie wiedziała nigdy, z którym idzie na spacer. Młodość ma zawsze problem wzrastania, bo się nie da przeskoczyć okresu młodości, a wzrastanie jest trudne. Jest jak posąg, jeśli z plasteliny, to rzeźbić łatwo, ale jak z granitu… Każdy ma siebie za zadanie (…). Jak sobie radzić z młodością? Myślę do dzisiaj, że doskonale spełniała swoją rolę wychowawczą organizacja młodzieżowa Związek Harcerstwa Polskiego. Piękny program: Bóg i Ojczyzna. Obowiązek codziennego dobrego uczynku, solidarność w grupie i ruch na powietrzu to system, który pomagał nie tylko na problemy związane z ciałem, ale i z duchem (…). Jak do ks. Karola Wojtyły przychodzili młodzi i mówili: Wujku, my się kochamy, to on odpowiadał: Nie mówcie nigdy tak. Bo jeżeli naprawdę się kochacie, to mówcie inaczej: my uczestniczymy w Bożej miłości. Bo jeśli nie uczestniczycie w miłości Bożej, to nie jest to miłość. To znaczy, że układ między Agnieszką a Michałem ma być taki, żeby nie przeszkadzał im w kontakcie z Panem Bogiem. Jeśli ten układ między nimi zerwie tamtą wieczną relację, to jest krzywda, to już o miłości pięknej nie ma mowy”.
Pamięć
Byłoby pięknie i godnie, gdyby pani Wanda Półtawska miała w grodzie nad Bystrzycą swoją ulicę albo szkołę swojego imienia. Na przykład – Szkołę Pięknej Miłości...