W marcu 1923 r. w Moskwie na ławie oskarżonych zasiadło czternastu kapłanów. W trwającym zaledwie 4 dni pokazowym procesie toczącym się przed Sądem Najwyższym sowieckiej Rosji zapadły straszliwe wyroki. Za „stworzenie kontrrewolucyjnej organizacji katolickiej” abp Jan Cieplak i jego najbliższy współpracownik ks. Konstanty Budkiewicz zostali skazani na śmierć, pozostali – na długoletnie więzienia. Ksiądz Budkiewicz został zamordowany na Łubiance w Wigilię Paschalną tego samego roku. Arcybiskup Cieplak, dzięki skutecznym interwencjom Watykanu i rządu polskiego, uniknął tak wysokiej kary i trafił do osławionych kazamatów na Butyrkach.
Duszpasterz największej diecezji
Reklama
Jan Cieplak urodził się w 1857 r. w Dąbrowie Górniczej. Wcześnie osierocony przez rodziców wychowywany był m.in. przez swego wuja ks. Jana Bugajskiego, proboszcza spod Włoszczowy, gorącego patriotę zaangażowanego w insurekcję 1863 r. Zapewne miało to ogromny wpływ na dalszą drogę i postawy życiowe późniejszego biskupa. Ukończył kieleckie gimnazjum i tamtejsze seminarium duchowne. Pogłębiał wiedzę w Akademii Duchownej w Petersburgu – jedynej wyższej uczelni katolickiej w imperium carów, kontynuującej misję wileńskiego wydziału teologicznego, który został przez Moskali zlikwidowany po upadku powstania listopadowego. „Wyrabialiśmy w akademii poczucie jedności całego duchowieństwa katolickiego pod jarzmem rosyjskim” – wspominał po latach późniejszy ordynariusz kielecki Zygmunt Łoziński. „Akademia rozpalała i wyrabiała gorącą miłość ojczyzny i dążności niepodległościowe względem Polski, a misyjne względem Rosji” – dodał. W 1881 r. w Petersburgu ks. Cieplak odprawił swą pierwszą Mszę św. Rok później zaproponowano mu pracę adiunkta w akademii. Z czasem wykładał tu nie tylko teologię, ale też archeologię biblijną i liturgikę. Ceniony przez studentów akademii oddawał się też pracy duszpasterskiej wśród Polaków zamieszkujących ówczesną stolicę Rosji, których na początku XX wieku żyło w mieście i jego okolicach prawie 65 tys. Uwielbiała go młodzież, z którą jeździł na wycieczki i wyprawy. Nazywali go „ojczuniem”. Jego niespożyty talent duszpasterski dostrzegła Stolica Apostolska. W 1908 r. został biskupem pomocniczym archidiecezji mohylewskiej. Była to największa diecezja katolicka na świecie. Rozciągała się od Sachalinu na wschodzie, po Łotwę i Estonię na zachodzie, obejmowała całą Syberię, jej granicę północną wyznaczało Morze Białe, a południową – Chin. Praca duszpasterska nie była łatwa nie tylko z uwagi na rozległość terenu. Władze rosyjskie nie były przychylne katolikom, zwłaszcza że byli oni w większości Polakami. Mimo to bp Cieplak z ogromnym zaangażowaniem prowadził swą pracę, spędził 3 kolejne lata w ciągłej podróży duszpasterskiej wśród wiernych. Spotykał się z zesłańcami syberyjskimi, spowiadał, święcił kościoły, bierzmował, wygłaszał płomienne homilie. Nie umknęły one uwadze rosyjskiej Ochrany. Pod zarzutem siania „polskiej propagandy politycznej” i „szowinizmu religijnego” zabroniono mu podróżowania po diecezji i pozbawiono uposażeń finansowych. Nie ostudziło to jednak zapału biskupa, tym bardziej że w 1914 r., po rezygnacji abp. Wincentego Kluczyńskiego, został administratorem apostolskim całej diecezji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W piekle wojny i rewolucji
Arcybiskup Cieplak stał się najważniejszym hierarchą katolickim w Rosji w czasie wojennej zawieruchy i dwóch rewolucji, z których pierwsza obaliła carat, a druga wprowadzała ateistyczny komunizm. W czasie I wojny światowej angażował się w organizację wielu przedsięwzięć charytatywnych. „W tym dramatycznym czasie niech nie będzie ani jednej parafii, w której nie byłoby zorganizowane jakieś dzieło pomocy” – powtarzał kapłanom i wiernym. Szczególnie po obaleniu cara Mikołaja II Romanowa podejmował wiele działań budzących polskiego ducha. W maju 1917 r. zorganizował w Piotrogrodzie wielkie obchody rocznicowe Konstytucji 3 maja i 100. rocznicę urodzin Tadeusza Kościuszki. Zaangażowany był w organizację duszpasterstwa wojskowego w powstałych po rewolucji lutowej 1917 r. korpusach polskich w Rosji dowodzonych przez gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego. Został też członkiem Komisji Likwidacyjnej ds. Królestwa Polskiego, która zajmowała się m.in. mieniem polskim znajdującym się w Rosji, losem polskich jeńców, którzy trafili do rosyjskiej niewoli, a także ustalała relacje między państwem a Kościołem katolickim.
Reklama
Niespotykane jednak wyzwania stanęły przed biskupem po dojściu do władzy opętanych nienawiścią do chrześcijaństwa bolszewików. Zgodnie ze wskazaniem Karola Marksa religia zaczęła być traktowana w sowieckiej Rosji jako „opium ludu”. W praktyce stosowano zachętę ideologa komunizmu, że „prawdziwe szczęście ludu wymaga zniesienia religii jako urojonego szczęścia ludu”. Przywódca bolszewików Włodzimierz Lenin chełpił się w publicznych wystąpieniach, że już w gimnazjum zerwał ze swej szyi krzyżyk i wyrzucił go do kosza na śmieci. Rosja miała się stać państwem ateistycznym. Jednym z pierwszych dekretów nowej władzy był „Dekret o wolności sumienia oraz o Kościele i stowarzyszeniach religijnych”. Jego tytuł brzmiał pozornie niewinnie, ale jak to w ideologiach lewicowych bywa, „wolność” w teorii stawała się zniewoleniem w praktyce. W efekcie odebrano bowiem Kościołowi w Rosji osobowość prawną, zamknięto szkoły wyznaniowe, zakazano publicznego wyrażania uczuć religijnych, a więc sprawowania liturgii, duchownych pozbawiono wszelkich praw wyborczych, a pod pozorem zbiórki funduszy na walkę z szalejącym głodem konfiskowano majątki zarówno cerkiewne, jak i katolickie, w tym także przedmioty kultu religijnego, naczynia liturgiczne, zabytkowe i bezcenne dzieła sztuki sakralnej. Oporni duchowni i wierni byli zamykani w więzieniach i wytaczano im pokazowe procesy. Ocenia się, że w pierwszych latach bolszewickiego terroru blisko ćwierć miliona wiernych zostało skazanych tylko za fakt przyznawania się do wiary i nietolerowania ateistycznego porządku.
Moja misja jest tutaj
Arcybiskup miał pełną świadomość, że może zapłacić najwyższą cenę za wierność chrześcijaństwu. „Nie idźcie w służbę złu, brońcie swej duszy przed zatraceniem” – przekonywał podopiecznych. I sam był tego przykładem. Każdy akt wymierzony w duchownych i wiernych spotykał się z jego ostrą reakcją. Stanął w obronie księży aresztowanych w Mohylewie i Połocku, pisząc w tej sprawie ostry list protestacyjny do jednego z przywódców sowieckiej Rosji Michaiła Kalinina. Walczył w obronie relikwii św. Andrzeja Boboli, które bolszewicy zbezcześcili, umieszczając je na wystawie Ludowego Komisariatu Zdrowia. W obronie praw wiernych zorganizował nawet wielotysięczną demonstrację pod siedzibą bezpieki sowieckiej, a po likwidacji Akademii Duchownej utworzył tajne seminarium. Wielokrotnie zatrzymywany przez komunistyczną bezpiekę odmówił emisariuszom polskiego wywiadu ucieczki z „sowieckiego raju” do Polski. „Moja misja jest tutaj. Nie zostawię swych owiec” – miał powiedzieć, gdy proponowano mu ewakuację. Zapłacił za to ogromną cenę. W końcu 1922 r. został w Moskwie aresztowany i poddany brutalnemu śledztwu na Łubiance. W procesie pokazowym osławiony oskarżyciel bolszewicki Nikołaj Krylenko żądał dla hierarchy kary śmierci. I taką orzekł sowiecki sąd. Gdy ogłaszano wyrok, arcybiskup wstał i udzielił błogosławieństwa swym oprawcom i publiczności.
Reklama
Na skutek interwencji Watykanu i rządu polskiego hierarcha uniknął kary śmierci, zamieniono ją na 10-letni pobyt w łagrze. Dzięki zakulisowym działaniom władz polskich został wymieniony na trzech sowieckich szpiegów osadzonych w polskich więzieniach. Utrudzony 2-letnim pobytem w łagrze arcybiskup przybył do Warszawy w marcu 1924 r. „Poznałem siebie dobrze” – powiedział w kazaniu podczas Mszy św. dziękczynnej odprawionej w kościele Kapucynów na Miodowej. „Widzę swoją nicość i niegodność. Ale widzę przede wszystkim Łaskę Bożą” – dodał. Wyjechał do Rzymu, gdzie zrelacjonował Piusowi XI sytuację wiernych w komunistycznej Rosji. Stamtąd udał się do USA, gdzie duszpasterzował przez kilka miesięcy Polonii wsłuchującej się w jego niezwykłe świadectwo wierności Chrystusowi. Tam dotarła do niego decyzja papieska: miał powrócić do Polski i objąć archidiecezję wileńską. Niestety, nie doczekał ingresu. Lata trudów i cierpień zrobiły swoje. Zmarł nagle w Passaic w stanie New Jersey 17 lutego 1926 r., tuż przed wyjazdem do Polski. Spoczął w wileńskiej katedrze.
Z inicjatywy Prymasa Tysiąclecia, dla którego postawa arcybiskupa była inspiracją w czasie powojennego zniewolenia Polski przez komunistów, rozpoczął się w 1952 r. – niezakończony do tej pory – proces beatyfikacyjny duchownego. W tym czasie w wierszu emigracyjnym, zakazanym przez komunistyczną cenzurę w PRL, jeden z najwybitniejszych polskich poetów Jan Lechoń napisał:
Płytę grobu weź w ramiona/ I Jak Książę z Calderona/ Idź od Wilna do Warszawy/ Stań na murach naszych miast!
Okazuje się, że to wołanie poety stało się ponadczasowe.
Autor jest historykiem, w latach 2016-24 był szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.