Sanktuariów mamy w Polsce niemało, tych wielkich i tych mało znanych. W pobliżu miejsca mojego zamieszkania, są trzy - w promieniu półtora kilometra. Wszystkie
nowiutkie, jeszcze pachnące zaprawą murarską. Nie ma w nich, póki co niczego, co mogłoby przyciągać pielgrzymów. Na razie ludzie przychodzą tu wyłącznie prywatnie, najliczniej na niedzielne
Msze.
W sanktuariach, do których pielgrzymuje się autokarami i pieszo z krańca Polski i zza granicy, musi być coś niezwykłego. Jakieś opowiadanie o cudownym objawieniu,
źródełko, wizerunek czczony od pokoleń, starożytna świątynia. Do klimatu tradycyjnego sanktuarium należą księgi z opisami cudów, kalwarie budowane wszerz lub wzwyż, groty z polnego
kamienia, kioski z pamiątkami i wiele innych atrybutów. Zdarza się zresztą, że niektóre elementy pojawiają się z czasem jako odpowiedź na zapotrzebowanie pątników. Jak
bowiem twierdzi jeden z doświadczonych kustoszy, w prawdziwym sanktuarium musi być coś do zwiedzania i nawiedzania przynajmniej na pół dnia.
Zdarzyło mi się niedawno być w jednym z takich sanktuariów. Na parking podjeżdżały kolejne autokary z pątnikami, dla których nie było to jedyne miejsce święte nawiedzane
w tym dniu. Zaczynała się nerwowa bieganina, by zaliczyć wszystkie punkty i jeszcze nabrać cudownej wody dla sąsiadów. Niektórzy nie zdążyli nawet na Mszę.
Jakby na przekór zasadom marketingu, w jednym z hiszpańskich sanktuariów, gdzie Josemaria Escriva jako dziecko doznał cudownego uzdrowienia, nad kranami z wodą na
jego polecenie umieszczono napisy: "Ta woda nie jest cudowna. Nadaje się do picia i do mycia". Escriva twierdził bowiem, że największe cuda dokonują się w konfesjonałach. I tych,
w rozbudowanym z jego woli sanktuarium nakazał ustawić aż sześćdziesiąt. Ale to był święty...
Cudowne miejsca są w każdym kościele. Tabernakulum, ołtarz, konfesjonał. A dróżki, kalwarie i źródełka mają do nich prowadzić. Inaczej nie będzie sanktuariów, tylko
Disneylandy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu