Reklama

Historia

Powstanie od kuchni

Przygotowywanie posiłku w dniach powstania.
Podwórko przy Kredytowej 3.

Tadeusz Bukowski "Bończa"/MPW

Przygotowywanie posiłku w dniach powstania. Podwórko przy Kredytowej 3.

Nie mniejszym bohaterstwem od walczących powstańców wykazywali się też ci, którzy organizowali dla nich jedzenie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ludność Warszawy na długo przed powstaniem czuła, że szykuje się jakieś zbrojne wystąpienie. Mimo okupacyjnych braków większość mieszkańców, a szczególnie mieszkanek stolicy, starała się oszczędzać, żeby zgromadzić jakieś zapasy żywności na czarną godzinę. W piwnicach i schowkach ukrywano suchary, kasze, makarony, groch, mąkę i odpowiednio zabezpieczone tłuszcze – wszystko, co nie psuło się zbyt szybko.

Powstańczy dowódcy także zdawali sobie sprawę, że żołnierz nie będzie dobrze walczył z pustym brzuchem. Zarządzili zatem, że chłopcy i dziewczęta z Armii Krajowej mają się stawić z zapasami żywności na 3 dni, a gdyby powstanie potrwało nieco dłużej, miała wystarczyć aprowizacja zdobyta na Niemcach. Nikt nie zakładał, że Armia Czerwona zatrzyma się po drugiej stronie Wisły, a walki w stolicy będą trwały 2 miesiące.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zupa plujka

Reklama

W pierwszych dniach powstania nikt nie głodował. Cywile spontanicznie budowali barykady, a także chętnie dzielili się żywnością z walczącymi. Szybko zaczęły funkcjonować także powstańcze stołówki, w których szykowano regularne posiłki nawet dla kilkuset osób. Najczęściej zupę, ponieważ łatwiej ją było podzielić na równe porcje, a w razie czego rozcieńczyć. Jedna z kucharek wspominała: „Przez pierwsze 2 tygodnie zupa była wspaniała i zaspokajała w pełni młode apetyty. W kuchni na stolnicy leżały góry mąki, z której skubałyśmy ręcznie zacierki. Zwały końskiego mięsa krajałyśmy w kawałki i wrzucały do zupy. W kotłach gotowała się fasola, do tego dochodziło mięso, a na końcu dodawałyśmy zacierki”.

Gorzej, gdy trzeba było gotować pod ostrzałem. Od wybuchów trzęsły się budynki i paleniska, na których stały kotły. Z sufitów i ścian do jedzenia sypały się tynk i pokruszone szkło. Często trzeba było gotowanie zaczynać kilka razy od nowa. O ile kuchnia przetrwała bombardowanie. Kilkanaście dziewcząt przygotowujących posiłki dla batalionu „Parasol” zginęło pod gruzami pałacu Krasińskich. A nie był to odosobniony wypadek.

Reklama

W połowie sierpnia zapasy zaczęły się wyczerpywać. Szczęśliwie zajęty został przez powstańców browar Haberbuscha i Schielego przy ul. Ceglanej z dużymi zapasami jęczmienia. Stał się on w pewnym momencie w stolicy najważniejszym składnikiem pożywienia, z którego przygotowywano popularną zupę. Jęczmień trzeba było najpierw zemleć w młynku do kawy, a później moczyć w wodzie. Sposobów gotowania tak przygotowanego ziarna było mnóstwo, ale nigdy nie udawało się pozbyć długich, twardych plew, które tak kłuły podniebienie, że po każdej łyżce trzeba było je wypluwać. Dlatego tę zupę nazywano powszechnie „zupą plujką” lub „plujzupą”. Niektórzy z jęczmienia próbowali smażyć placki na oleju, np. ze zdobytej olejarni przy ul. Gdańskiej. Jedna z kobiet wspominała: „Dostałam jako przydział butelkę czarnego zdobycznego oleju, ale nie miałam na nim co smażyć. Parę razy kupiliśmy mięso końskie, które przyniosła do domu jakaś kobieta i sprzedawała za koszule męskie. Gdy raz zorientowałam się, że sprzedano mi mięso psie, straciłam jakoś chęć do tych transakcji”.

Królik w śmietanie

Bardzo szybko jednak pozbyto się takich skrupułów i zmieniono zdanie na temat, co jest jadalne, a co nie. Każdy kawałek mięsa był bezcenny. W krótkim czasie w Warszawie zniknęły gołębie i zwierzęta uważane dotychczas za domowe. Ciotka powojennego premiera Cyrankiewicza ukrywała się w jednej z warszawskich piwnic ze swoimi cocker-spanielami. Podczas jednego ze spacerów na zewnątrz psy zaginęły bezpowrotnie, tylko jeden z powstańców wspominał później, że „jak się cocker-spaniela obedrze z futra, to jest w środku bardzo małym zwierzątkiem”. Podobnie było z kotami, których mięso uważano za rarytas i porównywano z cielęciną. Takim specjałem, usmażonym na olejku do opalania, poczęstowano dowódcę powstania Tadeusza Bora-Komorowskiego, kiedy w jednym z oddziałów wręczał ordery. Do końca udawał, że je królika w śmietanie.

Nieliczne krowy, które trzymano w obrębie miasta, były zażarcie bronione przez matki potrzebujące mleka dla najmłodszych. Nie miały one czym wykarmić niemowląt, bo często ze stresu i braku dobrego pożywienia traciły pokarm i bezradnie patrzyły na głodową śmierć swoich dzieci.

Reklama

Jeden z powstańców napisał: „Miałem kwaterę w mieszkaniu, gdzie pani urodziła dzidziusia, chciała mu dać jeść, ale nie miała pokarmu. Dziecko płakało, ona płakała nad tym dzieckiem i z mąki robiła kleik, dziecko biegunkę dostało. Była jedna krowa, kwatermistrz chował krowę, żeby było mleka dla dzieci. AL-owcy tę krowę dopadli, zabili i zjedli, i nie było mleka”.

Między grządkami

Jedzenia trzeba było szukać. Czasem takie wyprawy wiązały się z pokonywaniem pod ostrzałem kilometrowych szlaków na kartofliska czy ogródki działkowe – przechodzono z piwnicy do piwnicy, przeskakiwano ulice. Takim zaopatrzeniem dla oddziałów powstańczych zajmowały się najczęściej dziewczęta, czasem przyuczały do takiej służby kolegów: „Chłopaki chyba nigdy w życiu nie widzieli kopania. Biorę od któregoś motykę, pokazuję, fiiit... kulka prawie musnęła włosy. Padnij. Zaczęli iść na czworakach, niełatwo w takiej pozycji. Ale już mają nas na celowniku, szyją seriami, szczęściem przenosi. Kryć głowy, plackiem!”. Gwarantem sukcesu był czas. Kopacze musieli szybko wpaść między grządki, zebrać tyle ziemniaków i innych warzyw, ile się dało, i równie szybko zniknąć, zanim Niemcy zdążą wysłać uzbrojony patrol. Osobną sprawą był szczęśliwy powrót z zebranym jedzeniem i rozprowadzenie go po powstańczych jadłodajniach.

Podobnie niebezpieczne były też wyprawy po wodę, która była dostępna w nielicznych studniach. Te miejsca były szczególnie często ostrzeliwane przez Niemców. Tworzyły się ogromne kolejki – każdy musiał swoje odstać i liczyć się z tym, że trafi na ostrzał artyleryjski albo bombardowanie. Wolno było napełniać tylko jeden kubeł na rodzinę – wody musiało wystarczyć dla każdego.

W końcu września głód opanował już całe miasto. Wszystkie magazyny, spiżarnie i sklepy świeciły pustkami, Niemcy odcięli także dostęp do ogródków działkowych. Los ludności cywilnej stał się dramatyczny, tym bardziej że noce stawały się z dnia na dzień zimniejsze. Także powstańcy jedli rzadko. Jeśli znajdowali w zajmowanych domach jakieś zapasy, najczęściej były to zarobaczone suchary. Jedli i to, bo nie mieli wyboru.

Ci, którzy przeżyli wojnę, czasem do końca życia nie mogli się wyzwolić z traumy głodu. Szanowali każdy okruszek chleba, nie marnowali żywności. Jedna z dziewcząt walczących w powstaniu wspominała po latach, że takiego głodu jak wtedy nigdy więcej nie zaznała: „Jedzenie! Do dziś, ile razy zabieram się do jedzenia, jestem po prostu szczęśliwa”.

Tekst oparty głównie na książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej Okupacja od kuchni.

Podziel się:

Oceń:

+4 0
2024-08-20 14:26

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Walczyli za naród

Archiwum Tomasza Skrzyńskiego

Gdy na ulicach Warszawy młodzi Polacy stanęli do nierównej walki z okupantem, nad Adriatykiem walczyli żołnierze 2. Korpusu Polskiego. Ich zwycięstwa, chociaż coraz rzadziej przypominane, stanowią przykład waleczności i skuteczności Polaków dowodzonych przez gen. Władysława Andersa.

Więcej ...

Poznań: Sąd uniewinnił oskarżonego ws. lalki z podobizną abp. Jędraszewskiego

2024-10-10 07:11
Abp Marek Jędraszewski

Archidiecezja Krakowska

Abp Marek Jędraszewski

Poznański sąd rejonowy ponownie uniewinnił Marka M., który odpowiadał za to, że w 2019 r. podczas występu jako drag queen "poderżnął gardło" dmuchanej lalce mającej przyczepioną podobiznę abp. Marka Jędraszewskiego. Zdaniem sądu nie nawoływał do zabicia hierarchy ani go nie znieważył.

Więcej ...

Jubileuszowa inauguracja na UKSW

2024-10-10 19:34

UKSW

– Chciałbym, abyśmy w 25-lecie utworzenia uczelni nade wszystko przypominali sobie w sposób szczególny, że marką UKSW jest zarówno tradycja jak i nowoczesność, wiara i rozum – mówił podczas inauguracji nowego roku akademickiego ks. prof. dr hab. Ryszard Czekalski, rektor UKSW.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Nowenna do bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Wiara

Nowenna do bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Sportowiec nie chciał podpisać koszulki w barwach LGBT, a...

Wiadomości

Sportowiec nie chciał podpisać koszulki w barwach LGBT, a...

Czy pamiętam, że Bóg jest nieskończenie dobry?

Wiara

Czy pamiętam, że Bóg jest nieskończenie dobry?

Obrona wystąpi z wnioskiem o skierowanie ks. Michała na...

Kościół

Obrona wystąpi z wnioskiem o skierowanie ks. Michała na...

Sportowiec zawieszony po wykonaniu znaku krzyża na...

Wiara

Sportowiec zawieszony po wykonaniu znaku krzyża na...

Wrocław: dyrektor szpitala ma zostać zwolniona za to, że...

Wiadomości

Wrocław: dyrektor szpitala ma zostać zwolniona za to, że...

Nienarodzone dziecko uśmiecha się słysząc głos taty...

W wolnej chwili

Nienarodzone dziecko uśmiecha się słysząc głos taty...

Komunikat ws. medialnych wystąpień o. Wojciecha...

Kościół

Komunikat ws. medialnych wystąpień o. Wojciecha...

Wiceminister edukacji mówi „nie” dalszemu ograniczaniu...

Felietony

Wiceminister edukacji mówi „nie” dalszemu ograniczaniu...