Na początku ludziom wystarczało, że wiedzą, czy coś jest blisko, czy daleko, czy ktoś jest wysoki, czy niski. A potem, według żydowskiego historyka Józefa Flawiusza, wtrącił się Kain, który obok innych złych uczynków, „wynalazłszy miary i wagi, zmienił ową niewinną i szlachetną prostotę, w jakiej żyli ludzie, póki ich nie znali, w życie pełne oszustwa”.
Faktem jest, że długo obawiano się jakichkolwiek pomiarów. Zabobonni Czesi jeszcze w XVII wieku uważali, że kiedy dziecku poniżej 6. roku życia wymierzy się materiał na koszulę, przestaje ono rosnąć i staje się karłem. A chłopi na niektórych terenach Rzeczypospolitej odmawiali pomiarów ziemi, bo te niemierzone miały dawać lepszy urodzaj.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Stopa Karola Wielkiego
Reklama
Dokładniejsze miary odległości i ciężaru stały się niezbędne dopiero wraz z rozwojem cywilizacji i co za tym idzie – handlu. W dodatku wszędzie na świecie korzystano z miarek, które każdy człowiek zawsze „nosił” ze sobą: łokcia, stopy, dłoni i palców. Ale, o ile ze stopą i palcem nie było większego problemu, to już łokieć można było różnie mierzyć. Najprościej od stawu łokciowego do końca środkowego palca albo do kostek zaciśniętej pięści, albo od pachy... Dla kupców sprzedających tkaniny wygodnie było ścisnąć materiał palcami z jednej strony, a z drugiej przytrzymać brodą na własnej piersi. I to też był łokieć. Oczywiście, stwarzało to okazję do oszustw. W XVI wieku Mikołaj Rej napisał o nieuczciwym handlarzu: „A kiedy mu będziesz mierzył, boć on tobie będzie wierzył, tam go więc lada ocz pytaj, a łokcia palcem podmykaj (...)”.
Nasi przodkowie szybko zatem doszli do wniosku, że potrzebna jest jakaś miara wzorcowa, która obowiązywałaby wszystkich na targu czy w mieście. Oczywiście, najbardziej godny wydawał się łokieć miejscowego notabla – wójta lub burmistrza. Tak przygotowane wzorce w postaci metalowych prętów przytwierdzonych do ścian ratusza czy kościoła były dostępne dla wszystkich zainteresowanych. W Dubrowniku w XIV wieku zamiast nich postawiono przed ratuszem posąg rycerza, którego łokieć był wzorcowy. Ale co z tego, skoro w sąsiednich miastach wzorce były inne. Do tego dochodziły przeliczniki. Najbardziej rozpowszechniony w Polsce łokieć krakowski (wynoszący 58,6 cm) dzielono na 2 stopy, stopę na 2 ćwierci, ćwierć – na 6 cali, cal na 8 ziaren. Sążeń miał 3 łokcie, pręt – 7,5 łokcia, a laska – 15 łokci. A to był tylko jeden z wielu systemów.
Reklama
Nic dziwnego, że władcy starali się ujednolicić te miary. Próbował tego bezskutecznie już cesarz Karol Wielki w IX wieku. Po reformie pozostał jedynie odciśnięty jako wzorcowy ślad jego stopy liczący sobie aż 32,48 cm. Inną miarą, która miała obowiązywać w całym państwie, był wzorzec jarda, który wymyślił w XII wieku król Anglii Henryk I. Kazał w tym celu zmierzyć sobie długość od końca środkowego palca dłoni do czubka nosa. Wzorzec ten do dzisiaj jest przechowywany w siedzibie parlamentu brytyjskiego. Problemem było jednak to, że władza królewska była zwykle zbyt słaba, żeby narzucić wszystkim jednolite wzorce. Nie udało się to także w Rzeczypospolitej, mimo wielu stosownych uchwał sejmowych. Skarżył się w XVII wieku Wacław Potocki: „Co województwo, co powiat, co miasto, insza waga i łokieć, inszy garniec, korzec. Bezprawie, nierząd wielki, inaczej trudno rzec. Nie miasta, każdy kupiec ma osobne miary, na które sfałszowane sprzedaje towary”.
A fałszowali nie tylko kupcy. Skracanie łokcia chełmińskiego – oficjalnej miary w państwie krzyżackim – i zwiększanie w ten sposób podatków było jedną z przyczyn wojny trzynastoletniej.
Rewolucja dała ludowi metr
Podobnie było w całej Europie. Dopiero rewolucja francuska z jej dążeniem do zmiany wszystkiego i z terrorem, którego bali się wszyscy, była w stanie narzucić nowe rozwiązania. Już rok po zniszczeniu Bastylii Zgromadzenie Narodowe podjęło uchwałę o stworzeniu prostego systemu miar, jednolitego dla całego kraju, a nawet całego cywilizowanego świata. Gorzej, że takiego systemu jeszcze nie wymyślono. Przez kilka lat we Francji zapanowały stan pustki metrologicznej i kompletny chaos, kupcy wręcz prosili o wprowadzenie choćby tymczasowej miary.
Tymczasem naukowcy spierali się o to, jak ją wyliczyć. Akademicy paryscy zaproponowali w końcu w 1795 r. własny pomysł nowej jednostki długości – metra. Miał on być dziesięciomilionową częścią długości południka ziemskiego między biegunem a równikiem, przechodzącego przez Paryż. W dodatku – i to było największą zmianą – metr miał być dzielony przez dziesiątki, setki i tysiące i podobnie mnożony. We wszystkich dzielnicach Paryża, w asyście wojskowej i przy biciu w bębny, ogłoszono ludowi szczęśliwą wieść: odwieczne marzenie mas ludowych o jednej sprawiedliwej mierze zostało zrealizowane! Rewolucja dała narodowi metr!
Ta jednak, zdawałoby się z dzisiejszego punktu widzenia, prosta metoda była z początku niezrozumiała dla ogółu ludności. Nakazano więc niszczenie starych wzorników, a na ich miejsce wstawiano nowy wzorzec metra. W większych miastach organizowano dla obywateli publiczne kursy nauczania systemu metrycznego. Późniejsze militarne sukcesy Napoleona Bonapartego spowodowały, że pomysł na system metryczny został spopularyzowany w całej Europie. Wprawdzie po upadku cesarza szybko z niego zrezygnowano, ale równie szybko okazało się, że jest on niezastąpiony. Początkowo korzystali z niego tylko uczeni, ale stopniowo przekonali się do niego również handlujący i ich klienci. Pod koniec XX wieku wszystkie państwa świata (z wyjątkiem USA, Mjanmy i Liberii) przyjęły system metryczny jako obowiązujący.
Ile metra w metrze?
Już kilkadziesiąt lat po epoce Napoleona okazało się, że obliczenia francuskich uczonych były niedokładne. Ziemia nie była idealną kulą i długość metra obliczona w 1795 r. nie zgadzała się z definicją. Próbowano obliczyć ją na różne, bardziej lub mniej skomplikowane, sposoby i w końcu na I Generalnej Konferencji Miar w 1889 r. zdecydowano, że metr jest to odległość... między kreskami zaznaczonymi na platynowo-irydowym pręcie znajdującym się w Sevres pod Paryżem. Taka definicja obowiązywała aż do 1960 r., kiedy to uznano, że jest mało precyzyjna i postanowiono powiązać ją bardziej z fizyką, rezygnując z jednego materialnego wzorca. Pręt z Sevres powędrował do muzeum, a metrem od tej pory miała być długość równa 1 650 763,73 długości fali w próżni promieniowania odpowiadającego przejściu od poziomu 2p10 do poziomu 5d5 atomu kryptonu 86. Konia z rzędem temu, kto to rozumie. Na szczęście i ta definicja była za mało dokładna. Od 1983 r. jako metr rozumiemy odległość pokonywaną przez światło w próżni w czasie 1/299 792 458 sekundy. A czym jest sekunda we współczesnej nauce, nie ośmielę się wspomnieć.