Przypadająca w lipcu okrągła, bo 60. rocznica zbrodni wołyńskiej, czyli bestialskich mordów ukraińskich szowinistów, skłania do refleksji historycznej, politycznej, a nade wszystko
pochyla nas nad martyrologią narodu polskiego uwikłanego w niesprawiedliwość dziejową, pełną przelanej krwi, gwałtu i ludzkiego okrucieństwa.
Teorii filozoficznych traktujących o tym, czym jest sprawiedliwość, pojawiło się na przestrzeni wieków wiele, jednakże wierni klasycznej koncepcji sprawiedliwości, wprowadzonej przez rzymskiego
prawnika Ulpiana, przyjmujemy, iż sprawiedliwość jest stałą i niezłomną wolą oddawania każdemu tego, co mu się należy.
Ojciec Święty Jan Paweł II wskazuje wielką rolę historii - nauczycielki życia w kulturze każdego narodu, dodając, iż naród, który nie zna swojej przeszłości, nie wart jest przyszłości.
Dążenie do prawdy jest zadaniem każdego z nas. Prawdę o przeszłości można poznać dążąc do ustalenia stanu faktycznego, czyli - "jak było naprawdę", przez dogłębne studia źródeł historycznych
w postaci zapisków, pamiętników, dokumentów czy świadectw naocznych świadków. A prawda wołyńska jest okrutna o tyle, o ile nosi znamiona zbrodni ludobójstwa,
a raczej eksterminacji narodu polskiego, czyli celowego wytępienia, wyniszczenia i masowej zagłady ludności polskiej zamieszkującej wschodnie województwa Rzeczypospolitej, tj. Wołyń,
Polesie, ziemię lwowską, tarnopolską, stanisławowska, lubelską i rzeszowską. Historia daje świadectwo rzeźi i niespotykanego bestialstwa band UPA. Opis mordów, które dla band UPA
miały charakter ceremonii, odbiegał od zwykłych metod pozbawienia człowieka życia; dochodziło nawet do tego, że niektórych krzyżowano, nabijano na pal czy palono żywcem. Ofiary konały w okrutnych
mękach przy szatańskim śmiechu usatysfakcjonowanych upowców. Oprawcy przyjmowali pseudonimy, takie jak: Rizun, Wieszatiel, Żydoriz, które charakteryzowały ich pod względem zwierzęcych metod zadawania
śmierci. Polacy próbowali, bezskutecznie zresztą, nawiązać dialog z agresorem wskazując nazistów oraz bolszewików jako wspólnych wrogów.
W latach 1939-47 ukraińscy nacjonaliści wymordowali 50-60 tys. Polaków, nie oszczędzając nikogo, w tym dzieci pierwszokomuniknych, kobiet, starców, księży i zakonników, tych
ostatnich najczęściej w trakcie odprawiania Mszy św. Bandy UPA, zwane także banderowcami, zawdzięczały swoje istnienie Ukraińcowi, Stepanowi Banderze, który wcielił w życie ideologię
twórcy nacjonalizmu ukraińskiego - Dmytro Doncowa. Szowinistyczna doktryna zakładała "oczyszczenie" Ukrainy przez fizyczną eliminację innych narodowości. Sotnie banderowskie, przy pomocy okupanta niemieckiego,
który dał im wolną rękę w zakresie tak zwanej "kwestii polskiej", napadały na dwory, wsie i osady polskie, plądrując, paląc, grabiąc, wysadzając mosty i budynki oraz masowo
wyrzynając ludność polską i Ukraińców, którzy nie wydali się być wystarczająco "prawdziwi". Ukraińscy nacjonaliści, oddani Hitlerowi, zasilali także oddziały policji nazistowskiej, w postaci
chociażby SS Galizien, batalionu Roland czy Nachtigal, których pierwszym i podstawowym zadaniem było mordowanie Polaków i Żydów.
Po ostatecznym rozbiciu band UPA w 1947 r., wszelkie wzmianki na temat ludobójstwa traktowano powierzchownie, starano się manipulować faktami I umacniać zafałszowania dotyczące
tego okresu, nawet na poziomie języka, np. ochronne akcje Armii Krajowej mające dać odpór mordercom zaczęto określać mianem odwetów polskich nacjonalistów (sic!). Na początku lat 90., kiedy Ukraina odzyskała
niepodległość, zaczęły odradzać się ukraińskie ruchy nacjonalistycznie na Ukrainie, w Polsce, USA i Kanadzie, domagające się rehabilitacji UPA, jako "głosu Ukrainy". Banderowcy nigdy
nie reprezentowali narodu ukraińskiego, byli jedynie oprawcami, którzy powinni stawać przed Trybunałem - czy to polskim, czy międzynarodowym, bowiem zbrodnie przeciwko ludzkości nie podlegają przedawnieniu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu