Z roku na rok coraz mniej wiejskich dzieci wyjeżdża na wakacje. Powód jest oczywisty: bieda, brak pracy, powszechne zubożenie. Rodzice nie mają za co wysłać dzieci na kolonie, a poza
tym właśnie dzieci pomagają w pracach gospodarskich - to pomoc, którą prawie nikt nie pogardza. Dzieci pracują na wsi od najmłodszych lat. Jeśli nie idą do pracy w polu, to zajmują
się młodszym rodzeństwem oraz inwentarzem. Jak twierdzą rolnicy, "nie stać ich na wysłanie dziecka na wywczasy, ale także nie stać ich na pozwolenie na to, aby dziecko nic nie robiło".
Statystyki jednak alarmują. Co roku dziesiątki dzieci ginie lub zostaje kalekami, ponieważ wykonują pracę dla nich za trudną, za ciężką, przy użyciu maszyn, których nie są w stanie
obsługiwać. Apele oraz tragiczne informacje w mediach niewiele dają. Wszyscy zgodnie twierdzą, że trzeba to zmienić, jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Latem przydaje się każda para rąk,
nawet tych najmniejszych, i nikt, albo prawie nikt, nie chce z niej zrezygnować.
Na szczęście część rodziców zdaje sobie sprawę z tego, że dziecko prowadzące ciągnik to nieporozumienie, a wręcz głupota i nie pozwala na to. Jednak dziecko na wsi
jest praktycznie "skazane" na pomoc rodzicom.
Reklama
Mariusz
Mariusz ma 13 lat i mieszka w małej miejscowości położonej wśród lasów, koło Daleszyc. Spotkałem go, gdy stał przy drodze i sprzedawał jagody. Łubianka borówek kosztuje
20 zł - uśmiecha się zachęcając do kupna. Ma jeszcze dwa koszyczki, czeka na kupca od kilku godzin. W lesie, na poboczu zrobił sobie szałas z gałęzi "dla ochrony przed słońcem i deszczem".
Przy drodze stoi praktycznie codziennie. Czy sprzedaje także w niedzielę? Oczywiście, w niedzielę ma większy ruch. Pieniądze zbiera, ale nie na wakacje, bo na kolonie nie pojedzie
- tak samo jak w ubiegłych latach. Chce w ten sposób pomóc rodzicom, którzy "ledwo wiążą koniec z końcem". Na szczęście nie zbiera jagód, a tylko je sprzedaje.
Borówki zrywają: mama, babcia i dwie siostry. "U nas w tym roku chyba wszyscy mieszkańcy zbierają jagody - taka bieda". Konkurencja jest bardzo duża, każdy chce zarobić 20 zł za koszyczek.
Czy Marcin ma jakieś marzenia? Chciałby, aby mama wróciła do pracy, a tato mógł ich utrzymać z gospodarstwa. "Tak dalej żyć nie można - mówi. - Niech pan popatrzy, tam stoją
inni: czy oni to robią dla rozrywki?" - pyta retorycznie. Dwa lata temu rozpędzony samochód potrącił dziewczynkę stojącą na poboczu z jagodami. Samochody się mijały, jeden z kierowców
skręcił na pobocze. Aśka przeżyła, ale teraz jeździ na wózku inwalidzkim. Czyja była wina? Wszyscy mówią, że kierowcy, policja, że dzieci, które stanowią zagrożenie dla prowadzących samochody. Gdzie leży
prawda?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Krystian
Krystian ma chwilę odpoczynku, a nawet nie chwilę, tylko 3 tygodnie - taka była umowa z rodzicami. Przez blisko dwa tygodnie pomagał rodzinie w zbieraniu truskawek.
Sezon na szczęście się już skończył. Chociaż, jak mówi, mógłby trwać jeszcze z tydzień, to by zarobili więcej pieniędzy. Jest zadowolony, podobnie jak rodzice. W tym roku za koszyczek
tych owoców płacono 10 zł, a pod koniec skupu - nawet 12 zł 50 gr. Takiej ceny dawno nie było. W ubiegłym roku za koszyczek dostawali tylko kilka złotych. Rodzice obiecali
Krystianowi, że pojedzie na wakacje. "Chyba nad morze - nigdy tam jeszcze nie byłem. Czeka mnie jeszcze trochę pracy przy żniwach, ale rodzice w tym roku obsiali tylko mały kawałek. Na piasku
to tylko udają się truskawki" - śmieje się chłopiec.
Magda
Magda nie pracuje w polu. Ona "tylko opiekuje się Kubą". Magda ma 8 lat, a Kuba "już roczek". Rodziców nie ma w domu - pracują. Magda lubi opiekować się Kubą, ale
nie lubi, gdy Kuba płacze. Gdy tylko malec zaczyna zawodzić, wtedy daje mu butelkę z mlekiem. Musi na niego uważać - Kubuś już siada w wózku, więc może wypaść. Woli być z Kubą,
byle nie iść "na pole". Brat długo śpi, więc Magda nie ma wiele pracy, "a jak się budzi, to trzeba jeździć wózkiem" - instruuje.
Nigdy nie wyjeżdżała na wakacje. Chciałaby pojechać gdziekolwiek, ale z siostrą, "bo samej by było smutno". Jeszcze kiedyś pojedzie. Gdy pytam: "kiedy?" - odpowiada bardzo szczerze: "jak
to kiedy, gdy tylko Kuba podrośnie".
Coraz więcej polskich dzieci, mieszkających na wsi, nie wyjeżdża nigdzie na wakacje. Caritas Polska stara się - w miarę posiadanych środków - organizować wyjazdy dla najbiedniejszych. Ośrodki
kieleckiej Caritas, takie jak Kaczyn, latem przeżywają oblężenie. Przyjeżdżają tu dzieci z rodzin biednych i patologicznych. Większości z nich nie stać na spędzenie dwóch
tygodni poza domem, a dzięki pomocy Caritas ich marzenia mogą się spełnić. Tu mogą oderwać się od codziennej szarości, od biedy, od taty alkoholika, od złego towarzystwa.
Nie wszyscy jednak mają to szczęście. Większość dzieci, jak zwykle, i tego lata nigdzie nie wyjedzie, a z ust rodziców usłyszy obietnicę, którą już kiedyś słyszały, że na wakacje
pojadą w przyszłym roku.