Czy jeszcze pamiętamy, na kogo czekamy? Czy da się dziś spokojnie przeżyć Adwent, jeśli od listopada ze wszystkich stron atakowani jesteśmy mikołajami, śnieżynkami i całą tą komercyjno-świąteczną menażerią? Fakt, nie jest to zadanie łatwe, ale jest możliwe do wykonania. Potrzebujemy jedynie nieco większej wiedzy i determinacji, by czas ten nie stał się w naszym życiu zwyczajny i mało istotny. Dlatego na pierwszy tydzień Adwentu dajemy Państwu dużą dawkę artykułów właśnie na ten temat.
Reklama
I tak ks. Rafał Witkowski wyjaśnia kontekst historyczny Adwentu i jego znaczenie liturgiczne (s. 10-12). Państwo Plisiowie, rodzice trójki wspaniałych synów, dzielą się z nami sprawdzonymi metodami na przeżywanie Adwentu w rodzinie, z dziećmi czy wnukami (s. 12-13). Jak większość zatroskanych rodziców dobrze wiedzą, że „świata i przedświątecznej pogoni nie zatrzymamy, ale my sami możemy się zatrzymać i dać sobie nawzajem to, co najcenniejsze – czas”. Wreszcie Tomasz Strużanowski jako dziadek i wciąż czynny nauczyciel podpowiada nam, jak podejść do Adwentu, kiedy osiągnęło się już tzw. małą stabilizację życiową, a nawet wchodzi się w jesień życia (s. 14-15). Mam nadzieję, że teksty te pomogą Państwu spojrzeć na cztery adwentowe tygodnie głębiej, inaczej, z szerszej perspektywy. Że nie będą one jedynie komercyjnym czekaniem na Boże Narodzenie, ale będą czasem budzącej się kolejny raz świadomości, że życie jest darem, który człowiek otrzymuje bez żadnej własnej zasługi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W wierze chrześcijańskiej piękna jest ufność. Chrześcijanin ufa, że przez całą naszą historię idzie Pan, że kiedyś zbierze On wszystkie nasze oczekiwania, troski, zamiary i plany – a wtedy znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania i wątpliwości. Z Bogiem bowiem każda chwila jest wartością samą w sobie, z Nim zawsze istnieje szansa na nowe otwarcie. W zasadzie tylko On jest naszą jedyną realną nadzieją. Takiej ufności, takiego zawierzenia i oddania bardzo dziś potrzebujemy.
Nie ma co owijać w bawełnę: jesteśmy na wojnie – mam na myśli tę kulturową i cywilizacyjną, na której ścierają się postawy i systemy wartości. Kiedy bronimy życia od poczęcia do naturalnej śmierci – nienawidzą nas, atakują, blokują nas w internecie. Kiedy nagłaśniamy historie ludzi nawróconych na wiarę w Jezusa – nazywają to propagandą. Gdy sprzeciwiamy się wyrzucaniu krzyży z placówek publicznych, zarzuca się nam, że naruszamy neutralność religijną, choć do końca nikt nie mówi, o kogo konkretnie w tym „naruszaniu” chodzi. Posiadanie i wyznawanie własnych poglądów – czytaj: konserwatywnych, katolickich – nazywane jest coraz częściej mową nienawiści. Tolerancja obowiązuje nas, ale nie obowiązuje reszty świata. Gdy szuka się przyczyn tego stanu rzeczy, nie da się nie zauważyć związków z tym, co się wyprawia w polityce, czy z brutalizacją naszej codzienności. To bez dwóch zdań skutki działań tych, którzy z premedytacją i niezwykłą gorliwością podkręcają agresję. Za cel ataku, hejtu, wyśmiewania wybiera się zawsze osoby wyraziste, bezkompromisowe w kierowaniu się etosem Ewangelii w życiu osobistym, zawodowym czy publicznym. Jakby chciano zasugerować, że podobnie potraktowany będzie każdy, kto w podobnym stylu stanie w obronie prawa do własnego zdania, prawa do bronienia swoich przekonań. Nie każdy przecież potrafi wytrzymać tak zmasowany hejt, taką lawinę pomówień i insynuacji.
Jak się zachować w tej sytuacji? Jak nie pozwolić się zmarginalizować? Odpowiedź wydaje się prosta, ale zarazem niełatwa do wykonania: z niesłabnącą cierpliwością musimy przebijać się z przesłaniem Ewangelii do świata – zarówno tego realnego, jak i tego wirtualnego. Nie stać nas, wierzących, na bierność, na nicnierobienie... Bo wiara zawsze wymaga działania. Tylko odwagą płynącą z mocnej wiary można zneutralizować nienawiść, która panicznie boi się ludzi dzielnych. Nie możemy też miłością do Boga i bliźniego usprawiedliwiać zaniechania działania i bierności. Przeciwnie – powinna stać się ona wezwaniem do działania. Wiele życiowych sytuacji wymaga przecież od nas stanięcia po stronie dobra – nie inaczej jest z wiarą. Dzisiejsza rzeczywistość utwierdza nas w przekonaniu, że nie wystarczy już adwentowo czuwać samemu. Trzeba też budzić innych.




