Maria Fortuna-Sudor: Kiedy, w jakich okolicznościach zrodziły się Dni Muzyki Kościelnej?
Ks. Grzegorz Lenart: Projekt narodził się z bardzo konkretnej potrzeby. Na początku XXI wieku w Krakowie działało wiele środowisk związanych z muzyką kościelną – akademickich, edukacyjnych, parafialnych – ale brakowało im jednego, wspólnego miejsca spotkania. Ówczesny przewodniczący Archidiecezjalnej Komisji Muzyki Kościelnej, ks. prof. Robert Tyrała dostrzegł, że Kościół w Krakowie ma ogromne bogactwo, którego… nie widać, bo każdy żył trochę w swoim obszarze. I zrodziła się w nim idea, by raz w roku zebrać to wszystko razem, by stworzyć przestrzeń wspólnego świętowania, modlitwy, wymiany doświadczeń i prezentacji tego, co najpiękniejsze. Pomysł trafił na niezwykle otwarte serce kard. Franciszka Macharskiego. A ponieważ Kraków zawsze był miejscem, gdzie sztuka i wiara przenikają się bardzo naturalnie, projekt zakorzenił się od razu. Od tamtej pory Dni Muzyki Kościelnej są wielkim, wspólnym oddechem Kościoła krakowskiego.
Jaką rolę w Kościele krakowskim spełnia to cykliczne wydarzenie muzyczne?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Myślę, że Dni Muzyki Kościelnej pełnią w naszej archidiecezji rolę podobną do tego, co w liturgii czyni prefacja – unoszą serca. To wydarzenie pokazuje, że muzyka kościelna nie jest dodatkiem do liturgii, ale jej organiczną częścią. To nie jest ozdoba – to język, którym modli się Kościół. Dni Muzyki Kościelnej przywracają ten sposób myślenia. One na nowo uczą słuchania, uczą ciszy, uczą piękna. Pokazują też, że muzyka sakralna w Krakowie jest żywa, dynamiczna – że powstają nowe dzieła, że młodzi ludzie wciąż garną się do śpiewu chóralnego, do organów, do chorału. To wydarzenie scala środowisko, ale przede wszystkim – formuje zmysł wiary przez zmysł piękna.
A co sprawia, że ten projekt, realizowany od 20 lat, trwa, że się rozwija?
W Kościele długo trwają tylko te dzieła, które nie są tworzone dla siebie. Dni Muzyki Kościelnej od początku miały charakter służby: służby liturgii, parafiom, muzykom, wiernym. To jest sekret ich żywotności. Ponadto, one zawsze były mocno zakorzenione w liturgii – nie są festiwalem w zwykłym sensie tego słowa. Koncerty są ważne, ale ich sercem jest Eucharystia, wspólna modlitwa, spotkania formacyjne. Równie istotny jest fakt, że środowisko krakowskich muzyków kościelnych traktuje to wydarzenie jak swoje święto. To nie jest projekt jednej osoby, nawet jeżeli miał swoich pomysłodawców. To cykliczne wydarzenie, które z roku na rok dojrzewało dzięki wspólnemu zaangażowaniu. A przecież kiedy coś staje się dobrem wspólnym – wtedy trwa.
Według jakiego klucza dobierane są kościoły, twórcy, wykonawcy?
Reklama
Tu są dwa klucze, oba równie ważne. Pierwszy – bardzo praktyczny: wybieramy miejsca, które pozwalają wydobyć piękno muzyki – albo dzięki akustyce, albo dzięki instrumentowi, albo samej przestrzeni. Są kościoły, w których organista czy chór może zabrzmieć pełniej, jest miejsce na orkiestrę, jest odpowiednia atmosfera. Ponadto klucz duchowy i pastoralny. Staramy się, żeby dni nie koncentrowały się tylko w kilku znanych świątyniach Krakowa. Chcemy, aby docierały również do parafii, do ludzi, którzy może na co dzień nie uczestniczą w większych wydarzeniach. Twórców i wykonawców dobieramy z myślą o różnorodności; od chorału po muzykę współczesną, od studentów po doświadczonych artystów. Wszystko po to, aby pokazać pełnię życia muzyki sakralnej.
Dni Muzyki Kościelnej to również wydarzenia edukacyjne i naukowe. Jaką pełnią rolę?
To fundament całego projektu. Bo jeżeli chcemy, żeby muzyka liturgiczna była żywa, piękna i zgodna z duchem Kościoła, to musimy mieć dobrze uformowanych ludzi – organistów, dyrygentów, kantorów, studentów. Wydarzenia edukacyjne pomagają zrozumieć, dlaczego Kościół śpiewa tak, a nie inaczej. Z kolei wydarzenia naukowe dają szerszą perspektywę: pokazują tradycję, dokumentują historię, prezentują nowe badania. W tym sensie Dni Muzyki Kościelnej są nie tylko świętem, ale czymś w rodzaju miejsca edukacji – szkoły piękna, wrażliwości i teologicznego rozumienia sztuki.
Jak ten projekt wpływa na rozwój muzyki sakralnej w archidiecezji?
Reklama
Wpływ jest ogromny. Po pierwsze, wierni zaczęli zwracać uwagę, jak muzyka wpływa na przeżycie Eucharystii. Wielu proboszczów zaczęło bardziej troszczyć się o poziom muzyki w parafiach. Po drugie, projekt zintegrował środowisko. W Krakowie jest cały ekosystem: uniwersytet, szkoły muzyczne, chóry, organiści, parafie. To wydarzenie sprawiło, że oni zaczęli więcej ze sobą współpracować. Po trzecie – inspiracja. Wielu młodych ludzi, którzy dziś są organistami czy dyrygentami, zaczynało właśnie od uczestnictwa w Dniach Muzyki Kościelnej, od zachwytu, który usłyszeli w murach jakiegoś kościoła. Myślę, że to chyba największy dar: że dni rodzą nowe powołania – do piękna.
Czy te wydarzenia pomagają proboszczom i organistom uświadomić, że muzyka liturgiczna potrzebuje piękna?
Bardzo – i to w sposób bardzo konkretny. Bo proboszcz czy organista nie potrzebuje tylko teorii. Potrzebuje zobaczyć i usłyszeć, jak to może wyglądać. Dni Muzyki Kościelnej są takim wielkim laboratorium: można posłuchać dobrego chóru, zobaczyć, jak pracują dyrygenci, odkryć nowe utwory, porozmawiać z muzykami. A przede wszystkim – to doświadczenie modlitewne. Kiedy proboszcz słyszy liturgię przeżytą z muzyką na wysokim poziomie, kiedy widzi reakcję ludzi, kiedy sam doświadcza głębi – wtedy wie, że warto inwestować w organistę, w chór, w formację. Piękno jest przekonujące samo przez się.
A na ile koncerty pomagają słuchaczom docenić piękno muzyki sakralnej i jej modlitewny charakter?
To jest chyba najpiękniejszy moment dni, kiedy widzimy ludzi, którzy po koncercie wychodzą bardziej poruszeni, otwarci, uduchowieni. Muzyka w przestrzeni sakralnej ma inną moc niż w filharmonii. W świątyni staje się drogą do spotkania z Bogiem. Chór, organy, głos solisty brzmią w kościele jakby naturalniej, jakby… były u siebie. I słuchacz to czuje. Dlatego te koncerty mają tak wielkie znaczenie. Pomagają zobaczyć, że sacrum nie jest czymś abstrakcyjnym, że wydarza się w dźwięku, w harmonii, w ciszy między nutami. I to doświadczenie często zostaje w człowieku na długo.




