Jak Ciebie Panie mój gwoździe do krzyża
tak mnie do Ciebie miłość ma przybliża
i nie oderwie mnie jak żadna siła.
Leopold Staff
Na Golgocie Jezus Chrystus złożył swemu Ojcu ofiarę miłości. Czy musiał ją zaświadczać cierpieniem, czy musiał ją udowadniać? Nie, nie musiał, bo Bóg Ojciec odwiecznie widzi tę doskonałą miłość ukochanego
Syna. Dlaczego więc Jezus aż tak cierpiał? Ten znak był dla nas, ten znak jest dla nas. Bo my nigdy nie uwierzylibyśmy, jak bardzo ukochał nas Bóg. Znak krzyża tak właśnie należy odczytywać. Całując to
drewno, nie całujemy narzędzia tortur i zbrodni. Całujemy miłość - miłość Boga do nas. Niekiedy gdy patrzę na krzyż, wydaje mi się, jakby stamtąd Jezus wołał do nas: „Ludzie, cóż
jeszcze mogłem dla was uczynić, abyście uwierzyli Mi, że was kocham?! Rozebrali mnie do naga, zmasakrowali ciało, opluli, ukrzyżowali. Cóż jeszcze mogłem zrobić, abyś ty, Ewo, Marku, Grażyno, Piotrze,
Łukaszu, abyście wy wszyscy Mnie pokochali?!”.
To zdumiewające, jak wielu ludzi zupełnie nie słyszy tego krzyku Chrystusa. Odwróceni plecami do krzyża siedzą z roziskrzonymi oczami wpatrzeni w ekran telewizora. Są niewrażliwi
na krzyk bezradnego Boga: „Co Ja mogę jeszcze dla was zrobić, abyście Mi uwierzyli?!”. Bóg chce do nawrócenia wezwać nas miłością, właśnie tak chce wzruszyć nasze serca, nie wywołuje błyskawic
na niebie. On pokazuje swoje rany. Z krzyża patrzy nam prosto w oczy i pyta: „Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?”. Jeśli nie usłuchasz tego głosu miłości,
to nawet gdybyś zobaczył cud, nawet gdyby ktoś z zaświatów cię odwiedził, nie wzruszy to twego serca. Człowiek może się tym zachwycić, przestraszyć, ale gdzieś w głębi nie dozna
przemiany. Krzyż i Ewangelia to najbardziej skuteczne wezwanie do nawrócenia. Przed dwoma tysiącami lat, gdy Jezus umierał na krzyżu, w dramacie tym uczestniczyli różni ludzie. Byli
tam ci, którzy szydzili ze Zbawiciela, byli i ci, którzy przyszli na Golgotę tylko dla sensacji, byli i oprawcy wbijający gwoździe. Na pewno wielu przechodziło nieopodal
i nie mieli czasu, by zatrzymać się przy krzyżu. Stała tam wreszcie Maryja, Jan i kilka niewiast, którzy współcierpieli ze Zbawicielem. I dziś, po dwóch tysiącach
lat każdy z nas też odgrywa jakąś rolę w tym dramacie. I dziś znajdą się tacy, którzy wyśmiewają Jezusa w cierpiącym człowieku. Są i tacy, którzy
nie mają czasu dla Boga. Będą tacy, którzy pójdą jedynie popatrzeć na dekoracje grobów Pańskich, ale nie zegną kolan przed monstrancją. Znajdą się i oprawcy, którzy w Wielkim Tygodniu
ukrzyżują Chrystusa grzechem ciężkim, często grzechem pijaństwa, usprawiedliwiając się beztrosko tym, że „Święta idą”. Każdy z nas odgrywa, każdy z nas odegra tu jakąś
rolę. Jeszcze mamy czas. Nawróćmy się i stańmy obok Maryi, w promieniach dobroci Boga i Jego delikatności. Tylko od krzyża biegnie ta droga, która prowadzi do pustego
grobu, który jest znakiem zmartwychwstania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu