Na początek naszej podróży podjeżdżamy do sklepu, w którym nie ma alkoholu. Kupujemy jakieś ciastka, Grzesiek ma chęć na dużego pączka. Bierzemy ze sobą wodę, jakieś soki. Grzesiek
przyznaje, że kupiony pączek jest dla brata: „Niech i on ma coś z mojej pracy” - mówi.
Zaczynamy nasze zadanie. Podjeżdżamy do małego sklepiku mieszczącego się tuż przy przydrożnym barze. Na parkingu przy sklepie nie ma żadnego samochodu. Straszne pustki. Widocznie zbyt wcześnie, jest
dopiero godz. 9.50. Grzegorz wolno wysiada z samochodu, patrzy na mnie znaczącym wzrokiem, bierze ze sobą przygotowane w reklamówce puste butelki po piwie. Idzie w stronę
otwartych drzwi, z których wygląda pani w średnim wieku ubrana w biały fartuch. Słyszę najpierw brzęk butelek, potem krótką prośbę małolata o sprzedaż piwa.
Po chwili wychodzi zadowolony, jak wcześniej przy zakupie papierosów. Wsiada do samochodu i nuci sobie piosenkę Gdybym był bogaty. Odjeżdżamy szybko. Nie pytam go o nic, na komentarz
zdecydowanie za wcześnie. Udajemy się w stronę Zambrowa. Tam „namierzamy” kolejny sklep. Nie mamy wątpliwości, że w nim sprzedawany jest alkohol. Przy wejściu
do sklepu, mimo wczesnej pory kilka osób łapczywie popija piwo. Komentują wydarzenia polityczne i te, które dotyczą polskiej wsi. Grzegorz wchodzi do sklepu i jak poprzednio prosi
tym razem o puszkę piwa. „Jakie” - słyszę wyraźnie zdenerwowany głos sprzedającej. Kupujący waha się, nie wie, co odpowiedzieć. „Dziecko, zastanów się, ja nie mam czasu,
aby tracić na ciebie czas” - groźnie musztruje Grześka ekspedientka. Po chwili podaje mu puszkę piwa, inkasuje należność. Bez słowa zajmuje się swoją pracą, czyli rozwiązywaniem krzyżówki
w rytm radiowej audycji Lato z radiem. My ruszamy dalej. Kolejny sklep to mały market. I tu przed budynkiem duży ruch. Jedni stoją, inni kucają, jeszcze inni przyjęli
postawę półleżącą. Widocznie inaczej już się nie da. Jak wakacje to wakacje. Młodzi mężczyźni rozmawiają o żniwach, o suszy, o plonach, pojawia się nawet temat polskich
afer. Idę z Grześkiem do sklepu. Bierzemy koszyki, każdy oddzielnie, udajemy się pomiędzy sklepowe półki. Na końcu spotykamy wydzielone specjalnie miejsce, gdzie można kupić tylko alkohol.
Grzegorz podchodzi do lady i starym zwyczajem mówi: „Poproszę piwo”. Mężczyzna około trzydziestu lat bez pytania podaje zamawiany towar. Podchodzę, zaczynam rozmowę:
- Czy nie wie pan, że młodzieży do lat 18 alkoholu nie sprzedaje się?
- Niech mnie pan nie poucza, wiem, co robię.
- Dlaczego pan łamie prawo? - pytam stanowczo.
- Jakie prawo, kto to wymyślił?
W tym miejscu posypał się grad nieprzyzwoitych słów. Widziałem, że twarz sprzedającego i jego całkowicie wygolona głowa, stają się czerwone. O jego zdenerwowaniu świadczyły także
trzęsące się ręce i niepewny głos. W końcu powiedział:
- Ty, szczeniak, dawaj to piwo!
- Przecież ja je kupiłem - tłumaczył Grzesiek.
- Dawaj, bo...
Pewnie nasza rozmowa trwałaby długo, gdyby nie włączył się do niej właściciel sklepu. Zapytał, co się stało, czy to prawda, że małoletniemu chłopcu został sprzedany alkohol. Sprzedawca został upomniany.
Nawet zmuszono go, aby nas przeprosił. Męczył się chłopina, bo pewnie od wielu lat jego „złote usta” nie wypowiadały słowa „przepraszam”.
Pojechaliśmy dalej. W następnym sklepie dość duża kolejka. Stajemy spokojnie, czekając na swoją kolej. Wreszcie. Grzegorz już jak zawodowiec prosi o piwo. Niemal natychmiast
reaguje pani zza lady:
- Masz osiemnaście lat? Nie masz, to uciekaj stąd.
Bardzo krótkie załatwienie sprawy i jakże skuteczne. Kiedy w sklepie było mniej klientów, poprosiłem sprzedawczynię o krótką rozmowę. Przedstawiliśmy się, powiedzieliśmy,
jakie było nasze zadanie. Pani Bożena uśmiechnęła się i powiedziała:
- Proszę księdza, ja mam dziecko w takim wieku, jak ten chłopiec (Grzesiek) i wiem, jak należy względem nich postępować. Sama się denerwowałam, kiedy mąż wysyłał syna po
papierosy czy piwo. Miałam tego dosyć. Dzisiaj już tak nie jest. Najbardziej przykre jest to, że niepełnoletni dają pieniądze starszym, a ci bez żadnych pytań kupują im alkohol. W takich
sytuacjach jestem bezradna.
Skąd ja to znam?
Bardzo serdecznie dziękuję Rodzicom Grzesia za zgodę na współpracę w przygotowaniu reportażu. Dziękuję także Grzesiowi, który - jak mówi - „Wiele się nauczył”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



