Z prezydentem Kielc Wojciechem Lubawskim rozmawia Agnieszka Dziarmaga
Agnieszka Dziarmaga: - Restauracja „11.30”, w której bezrobotni mogą odpracować swój obiad została zapowiedziana jako początek w tworzeniu sieci tego rodzaju jadłodajni. Czy już wiadomo, kiedy powstanie więcej takich barów i od jakich czynników to zależy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wojciech Lubawski: - To zależy przede wszystkim od liczby chętnych na tego typu usługę, a na razie wygląda to nieźle. 1 grudnia ok. 60 osób rozpoczęło pracę. 200-300 osób na razie może mieć zagwarantowane wyżywienie. W „11.30.” przewidujemy wyżywienie dla 400, maksimum 500 osób. Gdy zapotrzebowanie na takie jadłodajnie będzie większe, to może podobne punkty powstaną na Szydłówku i Czarnowie. Na ich otwarcie potrzebujemy ok. 2 miesięcy. Docelowo, według oceny specjalistów z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, może powstać 4 do 5 takich restauracji w Kielcach. Gdyby zapotrzebowanie na „odpracowany obiad” wyczerpało się, zawsze można zamienić je w zwykły, komercyjny obiekt.
- Jaką drogą bezrobotni otrzymują pracę?
Reklama
- Praca jest zlecana przede wszystkim przez spółki miejskie, ale nie tylko. Na razie są to cztery podmioty, które są w stanie w tej chwili zatrudnić sto kilkadziesiąt osób: Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, Rejonowe Przedsiębiorstwo Zieleni, Przedsiębiorstwo Gospodarki Odpadami, Miejski Zarząd Dróg. To nie jest taka prosta oferta; wiedząc o możliwościach, jakie stwarza projekt, zainteresowane podmioty muszą się do nich przygotować. My dopiero zaczynamy. Zakładamy, że program będzie dochodził do pełnej efektywności w ciągu dwóch najbliższych lat. Myślę, że docelowo będzie mogło pracować znacznie więcej osób. Cały projekt jest koordynowany przez MOPR, pod nadzorem dyr. Marka Sceliny. Sam pomysł jest prosty: godzina pracy za jeden obiad. Zakładamy utrzymanie obecnego standardu. To ma być miejsce, w którym jest czysto i estetycznie. Ludzie muszą się przekonać, że to ma im dobrze służyć. Jeżeli ktoś znalazł się na zakręcie życiowym, może poważnie się wspomóc korzystając z projektu.
- Czy jest nadzieja, że w Wigilię tego roku więcej bezrobotnych i bezdomnych zasiądzie do wieczerzy?
- Każdy, kto chciał zasiąść przy wigilijnym stole, to zasiadał. To nie jest kwestia braku miejsc i braku stołu. Gdy 200 czy 300 osób chce zjeść wspólnie wieczerzę, to ją zje. Staram się w tym czasie być z bezdomnymi, bezrobotnymi, samotnymi. Nie wiem jeszcze na pewno, jakie to miejsce będzie w tym roku, ale uważam, że bycie z tymi ludźmi w ten wyjątkowy wieczór jest obowiązkiem prezydenta. Jak dotąd spełniałem go i zamierzam nadal to czynić.
- A jak zazwyczaj Pan Prezydent spędza Wigilie?
- Oczywiście w gronie rodzinnym. Nasze Wigilie od kilku lat odbywają się u teściów w Krakowie. Moi rodzice już nie żyją, a teściowie mają ponad 80 lat i jest naturalne, że nie powinni wówczas być sami. Do wieczerzy zasiądą więc dziadkowie, moja najbliższa rodzina, czyli żona i dwójka dzieci, i siostra żony z synem. Jest to kolacja przygotowana w sposób tradycyjny przez teściową i jej dwie córki (przy znikomej pomocy pozostałych). Wszystkie dwanaście potraw smakuje i pachnie wyjątkowo. I trudno byłoby mi wybrać to najbardziej ulubione wigilijne danie...