Tu i tam pojawiają się rozważania o „pożądanej prędkości”. Nie chodzi o prędkość na drogach, ale o to czy powinna być Europa „jednej”
czy może „dwóch prędkości”? Już samo używane słownictwo (prędkości) zamazuje istotę problemu. Tu nie chodzi o jedną czy dwie „prędkości”, ale o to, czy Unią
Europejską kierować będzie jeden ośrodek decyzyjny (Berlin z Paryżem) czy też może będzie i drugi.
„Europa jednej prędkości” to po prostu cała Unia Europejska poddana niemiecko-francuskiej kontroli, z pewnymi tymczasowymi koncesjami niezależności dla Włoch czy Hiszpanii,
jednak w zamyśle - z koncesjami do stopniowej likwidacji. Europa „jednej prędkości” to uwertura do tworzenia niemiecko-francuskiego imperium, w pretensjach
do rywalizacji z Ameryką. Taka rywalizacja prowadziłaby jednak w konsekwencji do poddawania pozostałych członków UE ostrym rygorom „euro-socjalizmu” - podobnie
jak „rywalizacja” Sowietów z Ameryką wymagała coraz bardziej intensywnego modelowania „członków RWPG” na wzór sowiecki i dostosowywania ich interesów do interesów
rywalizującego mocarstwa sowieckiego.
Europa „dwóch prędkości”natomiast to taka Europa, w której mocarstwowe ambicje Niemiec i Francji, w warunkach przyjętego przez te państwa eurosocjalizmu,
byłyby realizowane w wyższym kręgu. Już tylko z Belgią? Holandią? Inne kraje szukałyby własnych dróg - może bliższych związków z Ameryką, może z Rosją,
a może próbowałyby wytworzyć inny ośrodek decyzyjny?
Nie widać żadnych rozsądnych powodów, aby Polska miała wspierać mocarstwowe ambicje Niemiec i Francji, gruntowane na eurosocjalistycznej ideologii i takiejż samej gospodarce,
gdyż Polska pierwsza padłaby ofiarą tak rozumianej „mocarstwowości” Niemiec i Francji. Niemcy szukałyby tylko okazji, by kosztem Polski umocnić swą mocarstwowość wespół z Rosją
(ostrzega przed tym m.in. Jan Nowak-Jeziorański), a Francja - „współmocarna” z Niemcami - próbowałaby sprzedać swe „poparcie” dla Polski za niekoniecznie
nawet wysoką cenę. Nawet w październiku 1939 r., już po agresji niemieckiej na Polskę i podjęciu przez rząd Polski zdecydowanego oporu - Francja umoczyła nie tylko palce,
ale i całą rękę w „przewrót pałacowy”, udaremniający polityczną ciągłość polskiej prezydentury (interwencja przeciwko prezydenturze Wieniawy-Długoszowskiego).
Polityka europejska, alternatywna wobec dotychczasowej polityki niemiecko-francuskiej, gruntującej mocarstwowe ambicje tych krajów na eurosocjalistycznym modelu gospodarczym i ideologii
politycznej poprawności (kulturowy marksizm w przebraniu) - byłaby zatem jak najbardziej pożądana, bez względu na to, czy opierałaby się na innym niż niemiecko-francuskie europejskim
„jądrze” politycznym, czy na zacieśnianiu związków z Ameryką, czy wreszcie na samodzielnej polityce pozostałych państw europejskich, współpracujących ze sobą na zasadach
suwerenności.
Nie o żadne „prędkości” rozwoju w tym dyskursie wszak idzie, ale ciągle o to samo: kto ma w Europie rządzić, kto kogo słuchać, w jakiej
mierze i w jakim zakresie? I na czym lepiej wyjdzie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu