Uratowanie choćby jednego życia jest wielkim osiągnięciem.
Halina Łojas, zajmując się dziećmi z rodzin niewydolnych, a także
samymi rodzinami, uratowała już kilkadziesiąt osób przed "stoczeniem
się na margines życia". Czyni to prowadząc od przeszło 11 lat, przy
parafii katedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu,
Ośrodek Pomocy Dzieciom, potocznie zwany Dziecińcem Miłości. Pani
Halina jest wychowawcą, koordynatorem, a jednocześnie menadżerem
i adwokatem spraw rodzin będących w trudnej sytuacji.
Monika ma 11 lat, od czterech lat przychodzi do Dziecińca,
wiele zawdzięcza tym spotkaniom. "Tutaj nie tylko uczę się, ale i
poznaję nowe przyjaciółki", mówi. Andrzej ma 15 lat. Na zajęcia do
Dziecińca przychodzi od 6. roku życia. Zna to miejsce, jak mówi,
od podszewki. To samo powtarzają Michał, Beata, Ewelina, Przemek,
Łukasz, Dobrosław, Agnieszka i wiele innych dzieci.
Halina Łojas niemal przez 20 lat pełniła funkcję kuratora
rodzinnego w Wydziale Rodzinnym Sądu Rejonowego w Sosnowcu. Obserwując
dziesiątki rodzin, doszła do wniosku, że postanowieniem sądowym nie
można wiele zdziałać. "Ludziom, którzy zaniedbali swoje życie, trzeba
dać miłość" - mówi. Aby to uczynić powołała do życia już ponad 11
lat temu Ośrodek Pomocy Dzieciom, znany jako Dzieciniec Miłości.
W rozwijaniu działalności pomógł jej bp sosnowiecki Adam Śmigielski
SDB, proboszcz katedry ks. Wacław Wiciński oraz dyrektor Caritas
sosnowieckiej ks. Stefan Wyporski.
Wzorem wychowawczym realizowanym w "Dziecińcu" jest system
prewencyjny św. Jana Bosko. "Mimo, iż rady św. Jana Bosko pochodzą
z XIX, nic nie straciły ze swojej aktualności i skuteczności wychowawczej.
Święty, prowadząc w trudnych warunkach oratoria, budował swój system
wychowawczy na solidnych fundamentach wiary, rozumu i miłości. To
właśnie przyjęłam za główną zasadę działania" - podkreśla p. Łojas.
System ten opiera się na prewencji, zapobieganiu, dlatego osoby pracujące
w ośrodku starają się pokazać młodym ludziom, że można żyć owocnie
nie sięgając po alkohol, narkotyki i nie uciekając się do kradzieży,
rozbojów. Tak czyni wychowawczyni Justyna Grocholska. Do Dziecińca
trafiła przypadkiem, chciała odbyć praktykę studencką. Minęły już
dwa lata, a ona nie zaprzestała prowadzenia zajęć. W tym roku obroniła
pracę magisterską na Wydziale Pedagogiczno-Psychologicznym Uniwersytetu
Śląskiego i jak zapowiada do ośrodka będzie przychodzić nadal, gdyż
praca w nim dała jej więcej korzyści i doświadczeń wychowawczych
niż pięć lat studiów.
Zdaniem twórczyni Dziecińca Miłości, wszystkim dzieciom,
bez względu na pochodzenie, należy dać szansę równego startu w życie.
Jest to niewątpliwie zadanie dla kapłanów, zespołów charytatywnych
działających w parafiach i wszystkich ludzi dobrej woli. Trzeba pokazać
młodym ludziom, często zaniedbanym, że można żyć inaczej. Dlatego,
jeśli jest to tylko możliwe, podopieczni Dziecińca Miłości chodzą
do teatru, na koncerty. Takie spotkania pozostają w pamięci na długie
lata i są świetnym sposobem wychowawczym. Powoli staje się tradycją,
że w rocznicę przyjazdu do Sosnowca Ojca Świętego dzieci i ich opiekunowie
są częstowani kremówkami. Tak też było i w tym roku.
Pani Halina za swój sukces uważa bardzo dobre stosunki
z rodzicami podopiecznych. "Na wszystkie moje apele odpowiadają pozytywnie.
Mało tego, z wszystkimi problemami rodzinnymi, osobistymi czy prawnymi
zwracają się do mnie", mówi. I zaraz dodaje, że "za biedą materialną,
kroczy bieda moralna, dlatego trzeba przed nią ratować rodziny. Jeżeli
dziecko jest już okaleczone moralnie, w Dziecińcu uczy się je pewności
siebie, odpowiedzialności za swoje czyny. Wydobywa się je z kompleksów,
spełnia jego marzenia, a przede wszystkim stwarza mu się warunki
do rozwinięcia swoich talentów", podkreśla Pani Kurator.
W małej salce Dziecińca Miłości tętni życie. Dzieci,
młodzież, matki, ojcowie przychodzą codziennie. By uzupełnić szkolne
braki, prowadzone są zajęcia z matematyki, polskiego i innych przedmiotów.
Dzieciom pomaga również logopeda. W środy pani Halina prowadzi zajęcia
ze starszymi dziećmi pokazując im, jak kształtować swoją egzystencję
poprzez rozwój życia wewnętrznego oraz kontakty z innymi ludźmi.
W piątki rodziny są zaopatrywane w żywność na cały tydzień.
W tym dniu pani Halina jest także do dyspozycji rodziców, przychodzą
z różnymi sprawami alimentacyjnymi, mieszkaniowymi, sądowymi. "Uzgodniłam
z rodzicami, że zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczą na
potrzeby swoich dzieci. Taka jest idea. Zwykle jednak i tak nie starcza
rodzinom pieniędzy na ubrania, podręczniki czy przybory szkolne i
muszę się o to starać. Sprawa podręczników szkolnych jest szczególnie
nurtująca, gdyż nie ma jednolitego programu nauczania. Nauczyciel
może wybierać różne podręczniki, co roku zmieniając autora. Wskutek
czego młodsze dzieci nie mogą korzystać z książek starszego rodzeństwa.
Rodziców nie stać na nowe i nie kupują książek. Dzieci wstydzą się,
że nie mają wymaganych podręczników, i że nie mają się z czego uczyć.
Koło powoli zamyka się. Dzieci zaczynają chodzić na wagary, z czasem
zostają wyrzucone ze szkoły lub są przenoszone do szkoły specjalnej,
która zamyka im możliwość normalnej nauki", ubolewa Pani Kurator.
Właśnie do takich i podobnych sytuacji starają się nie
dopuszczać wychowawcy z Dziecińca Miłości, ale jak wiadomo, nie są
w stanie zatrzymać powiększającego się kręgu biedy i stąd ich apel
do wszystkich osób, którym nie jest obce wychowanie młodzieży, o
włączenie się w dzieło pomocy dziecku i rodzinie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu