Kiedy spacerowałam ulicami jednego z miast Polski, dobiegł
mnie z kościelnego głośnika fragment kazania, w którym rekolekcjonista
wspomniał o tabliczkach: "Uwaga zły pies!", coraz częściej pojawiających
się na ogrodzeniach domów. Kaznodzieja śmiało zaproponował, by może
zastąpić je informacją: "Tu mieszka dobry człowiek". Chociaż od tamtego
dnia minęło już kilka lat, wciąż myślę na ten temat. W czasie wakacyjnych
wędrówek mieszkałam w kilku dzielnicach willowych, w których również
nie brakowało takich ostrzeżeń. Przyglądałam się więc tym domom bliżej
i zauważyłam, że tam, gdzie wisiała przestroga, był najczęściej przystrzyżony
trawnik, pięknie utrzymana zieleń, często z finezyjnie dobraną roślinnością,
wskazując na dobry smak i wyjątkowy gust gospodarzy. Zawsze też wokół
domu panowała cisza. Nie widać było bawiących się dzieci. Krajobraz
jakby zastygły w swojej elegancji, którego pewnie oprócz zapracowanych
gospodarzy i przechodniów nie miał kto podziwiać. Nawet gości nie
było widać, może dlatego, że przy zbyt dużych powierzchniach jest
najczęściej zbyt mało miejsca dla innych. Spotkałam się z tym problemem
osobiście, ale także podczas przeprowadzonych wywiadów, które potwierdziły
moje smutne spostrzeżenia. Rozmówcy podkreślali, że w takich domach
- najczęściej - nie może być miejsca dla dzieci, gdyż zniszczyłyby
trawnik, którego utrzymanie bardzo drogo kosztuje, mogłyby też porysować
meble lub brudnymi rączkami zaznaczyć swój ślad na bielusieńkiej
ścianie. Domy widma, z których chce się już od progu uciekać.
W czasie tych rozmyślań przypomniały mi się inne wakacje,
spędzone na wyspach greckich, do których dobijałam jachtem. I właśnie
podczas kolejnego zakotwiczenia znalazłam się późnym popołudniem
na pięknej wysepce o nazwie Simi. Tajemnicza zatoczka z miasteczkiem
rozłożonym na zboczach gór jak większość wysp tego kraju. Jednak
wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że 70% mieszkańców
opuściło już dawno tę wyspę w poszukiwaniu chleba, pozostawiając
po sobie puste domy. Na przestrzeni lat wichury powybijały w oknach
szyby, nanosząc do wnętrza ziemi oraz nasion, z których powyrastały
wewnątrz krzewy, a nawet całe drzewa, teraz wystawiające swoje gałęzie
do słońca przez okienne otwory. Widok niesamowity. Chodząc wąskimi
uliczkami tej niegdyś tętniącej życiem wysepki, a dziś prawie zupełnie
wyludnionej, spotykałam jedynie mocno wychudzone koty i toczone przez
silny wiatr blaszane kolorowe puszki po napojach, które wydawały
specyficzny dźwięk, przemieszczając się po bruku. To było zadziwiające,
kiedy pnąc się w górę pustymi uliczkami, bawiłam się z księżycem
w chowanego, wyglądającym coraz to z innych miejsc, podświetlającym
je z różnych stron i czarującym i tak już prawie nierzeczywisty świat.
W jednym z okien paliło się światło i widać było za szybą
ludzkie cienie. Dalej - drzewo figowe wyciągające z okna ramiona,
zapraszające do wnętrza w tę gorącą, grecką noc na opuszczonej wyspie,
której skalne brzegi nieustannie obmywały wody Morza Egejskiego,
tworząc muzykę brzmiącą jak skarga.
Przerażające są domy widma.
Pomóż w rozwoju naszego portalu