Z Bożeną Słomińską, pedagogiem szkolnym, socjoterapeutą i trenerem umiejętności psychospołecznych Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, rozmawia Teresa Tylicka
„Przyszłość świata idzie przez rodzinę”
(Jan Paweł II)
Teresa Tylicka: - 18 maja w toruńskim Centrum Dialogu Społecznego wygłosiłaś wykład pt. „Psychospołeczne wymiary życia rodzinnego”, będący kwintesencją Twojego artykułu o zdrowej rodzinie, który ukazał się w materiałach z konferencji naukowej poświęconej sprawcom przemocy w rodzinie, zorganizowanej przez Toruński Areszt Śledczy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bożena Słomińska: - Maria Major ze Stowarzyszenia Rodzin Katolickich po zapoznaniu się z treścią tej publikacji poprosiła mnie, abym w ramach cyklu Spotkań Wtorkowych w CDS wygłosiła referat pod takim właśnie tytułem.
- Temat wykładu niewiele mówi przeciętnemu odbiorcy. Czy możesz wyjaśnić jego znaczenie?
- Rodzina bierze się z miłości i dzięki niej trwa. Ale też „kochać - jak to łatwo powiedzieć”... Trwanie w miłości jest sztuką. Można i warto się jej uczyć. W tej sztuce, jak w każdej innej, nie wystarczy talent, intuicja i dobre chęci, ale potrzebna jest też wiedza i umiejętności. Rodzina jest jak żywy organizm - wiedza o jego strukturze, przemianach i etapach życia pozwala lepiej o ten organizm dbać, skuteczniej zapobiegać trudnościom i działać w momentach kryzysów. Pozwala też zrozumieć, że jeśli coś dzieje się z jedną osobą, zawsze ma to wpływ na całą rodzinę. Można spojrzeć na rodzinę od strony socjologicznej jak na małą grupę i postawić sobie pytania: czy istniejąca więź jest głęboka i daje poczucie bliskości, czy może jest zbyt silna i zniewala; czy członkowie rodziny dobrze wypełniają swoje role; czy normy postępowania w rodzinie nie stoją w sprzeczności z normami społecznymi, bo przecież wprowadzanie w życie społeczne jest podstawowym, obok dawania życia, zadaniem rodziny; wreszcie, jak postępuje się z winowajcą - czy jest on w sposób upokarzający karany, czy daje mu się szansę na naprawienie zła? Zamiast więc mówić o rodzinie, że jest zdrowa lub patologiczna, warto zastanowić się nad powyższymi pytaniami.
Reklama
- W swoim doświadczeniu zawodowym zetknęłaś się z różnymi sytuacjami rodzin i reakcjami ich członków, którzy nie zawsze umieli się odnaleźć w sytuacjach trudnych?
- Ujawnienie problemu związanego z dzieckiem rodzi różne reakcje - lęk o dalsze jego losy, poczucie winy, że czegoś nie zauważyliśmy lub nie potrafiliśmy odpowiednio zareagować. Często pojawia się uczucie wstydu i to tym większego, im wyższy jest status społeczny rodziców. Jedną z reakcji jest także wściekłość na dziecko, na otoczenie, szkołę, współmałżonka. Towarzyszy jej przygnębienie, poczucie klęski, chęć ukrycia trudności przed rodziną, sąsiadami, znajomymi. To bardzo utrudnia poszukiwanie rozwiązania. Zdarza się, że w końcu rodzice podejmują decyzję, by udać się do terapeuty lub doradcy rodzinnego, i oczekują, żeby „coś zrobić z dzieckiem”. Nie chcą przyjąć do wiadomości, że warunkiem uzyskania pożądanych zmian jest zaangażowanie pozostałych członków rodziny.
- W psychologii nie ma, tak jak w innych dziedzinach nauki, aksjomatów - pewników, na których można by oprzeć dotychczas zebraną wiedzę. Nauki ścisłe mają swoje reguły i wzory, nauki historyczne opierają się na udokumentowanych faktach i pamiątkach materialnych. Udzielanie pomocy psychologicznej jest zapewne utrudnione, bo przecież istniejące przesłanki i metody nie zawsze pasują do konkretnych przypadków?
- W meteorologii pewników jest chyba jeszcze mniej, a jednak zajmujemy się prognozowaniem pogody. Gotowych recept na udane życie i utrzymywanie dobrych relacji w rodzinie nie ma. Poważne traktowanie rodziców jako „ekspertów od swego dziecka”, wiedza psychologiczna doradcy i umiejętność jej zastosowania w życiu, a także emocjonalna wrażliwość mogą pomóc w rozwiązywaniu trudności lub zapobiec ich wystąpieniu. Mimo całej złożoności sytuacji rodzinnych pewne reguły da się zaobserwować, np. nadopiekuńczość, narzucanie dziecku swego zdania w każdej sprawie, chronienie przed najmniejszymi niepowodzeniami, co daje wprawdzie duże oparcie i poczucie bezpieczeństwa, ale utrudnia usamodzielnienie się i opóźnia społeczną dojrzałość. Gdy z kolei rodzice dają dzieciom zbyt dużo swobody i nie interesują się nimi, nie kierują, nie kontrolują, są powściągliwi w okazywaniu uczuć, to dzieci działają „na własny rachunek”. Daje im to z jednej strony możliwość szybszego zdobycia samodzielności, ale z drugiej - w wielu momentach brakuje im uwagi, wsparcia, ciepła i opieki. Ten brak trudno później uzupełnić.
- A zatem dobre relacje w domu rodzinnym stanowią kapitał i powinny zaowocować w dorosłym, już własnym życiu rodzinnym?
- Emocjonalne doświadczenia dziecka zdobywane w rodzinie są początkowym kapitałem, z którym wchodzi ono w życie. Jeśli jest on bogaty, dziecko będzie inwestować w związki z ludźmi i kapitał pomnażać. Jeśli wchodzi w życie z bilansem ujemnym, na tzw. uczuciowym głodzie, to zamiast inwestować i być gotowym do obdarowywania, będzie dążyć do wyrównania braków i wciąż może pozostawać na emocjonalnym dorobku.
- Co należy do najważniejszych aspektów w życiu rodzinnym?
- Dostrzeganie uczuć i prawidłowa komunikacja w rodzinie uznawana jest przez niektórych za najważniejszy wymiar życia rodzinnego, ważna jest ilość, rodzaj i ładunek emocjonalny kontaktów. Istotne jest też, by każdy mógł funkcjonować we właściwej roli, np. aby rodzice nie udawali nastolatków, którzy są najlepszymi kumplami swoich dzieci, ale aby byli ich przewodnikami w życiu, aby starsze rodzeństwo nie było nadmiernie obarczone obowiązkami rodzicielskimi, aby zbyt wcześnie nie przyznawać dzieciom przywilejów osób dorosłych. Ważne jest stopniowe wchodzenie w kolejne etapy życia, nieprzyspieszanie dorosłości. W dorosłość należy wkroczyć, a nie wskakiwać z pomijaniem np. okresu dojrzewania, bo później może się zdarzyć, że zbuntowany nastolatek budzi się nagle w dorosłym człowieku, a to rodzi poważne komplikacje i rodzinne, i zawodowe.
- Pracujesz jako pedagog szkolny w jednym z toruńskich gimnazjów. Z jakimi problemami młodzieży stykasz się w dzisiejszej polskiej rzeczywistości?
- Większą część mojej pracy stanowią interwencje w sytuacjach przemocy fizycznej lub psychicznej. Przekształcają się one czasem w spotkania socjoterapeutyczne lub w terapię indywidualną. Zdarza
się, że prowadzę je z udziałem rodziców obu stron - ich obecność na ogół sprzyja pojednaniu. Co jakiś czas ujawniają się osoby, które są ofiarami wykorzystania seksualnego, wtedy oprócz pomocy terapeutycznej
podejmuję działania prawne.
Innym poważnym problemem jest zachowanie dorosłych, którzy odstępują od egzekwowania swoich wymagań, choć młodzież przyjęłaby konsekwencje swoich zachowań bez poczucia krzywdy. Kiedyś z uczniami,
którzy przyszli do szkoły pod wpływem alkoholu, jechałam radiowozem na policję. Dużym przeżyciem było dla nich badanie alkomatem i przesłuchanie dotyczące zakupu i picia alkoholu. Byli bardzo przestraszeni,
że się wydało, bali się reakcji rodziców, wstydzili się i płakali. Żal było na nich patrzeć. Dla mnie też nie było to przyjemne. Kiedy jednak spytałam, jaka ich zdaniem powinna być właściwa reakcja osoby
dorosłej, usłyszałam, że właśnie taka, jaka została podjęta. Następnego dnia dziękowali mi, że właściwie zareagowałam.
- Dziękuję za rozmowę.