ANNA BINIEK: - Porównanie życia człowieka do pielgrzymowania zakorzeniło się mocno w Tradycji. W sensie przenośnym Nowy Testament przedstawia przecież życie chrześcijańskie jako wędrówkę ku miastu niebieskiemu...
KS. DR HENRYK MAŁECKI: - Człowiek z natury rzeczy dąży do stabilizacji. Pielgrzymka ma na celu uświadomić mu, że jego miejsce na ziemi nie jest ostatecznym celem, a jedynie przechodzeniem. Jesteśmy w drodze ku Niebieskiemu Jeruzalem i o tym w sposób szczególny przypomina nam nie tylko każda procesja liturgiczna, ale również pielgrzymka.
- Kiedy człowiek odkrył zbawienny wpływ zmagania się z samym sobą w drodze do sanktuarium religijnego?
- Tradycję pielgrzymowania zapoczątkowało wędrowanie
na pustyni narodu izraelskiego. Następnie pielgrzymowanie do miast
świętych związane było z trzema izraelskimi świętami: Paschy, Tygodni,
Namiotów, które przypominały zbawczą historię. Już od zarania wędrują
chrześcijanie do miejsc świętych, takich jak Jerozolima, Rzym.
W średniowieczu pielgrzymki nabierają charakteru pokutnego,
ekspiacyjnego. Dodatkowo pojawia się element zasługujący - ludzie
uczestniczą w pielgrzymce, aby zasłużyć sobie na jakąś łaskę. Na
średniowieczne drogi pielgrzymowania wychodzą już wszystkie warstwy
społeczne. Wiąże się to również z nawiedzaniem Europy przez "czarną
śmierć" - dżumę. To przyczyniło się do popularyzacji idei pielgrzymowania.
Nasza pielgrzymka warszawska również ma w swojej genezie motyw szalejącej
zarazy w Polsce.
- Socjologowie wychodzą z założenia, że wspólne wędrowanie do sanktuariów jest tak popularne z uwagi na to, że zaspokaja podstawowe potrzeby emocjonalne człowieka: potrzebę wspólnoty, akceptacji, a jednocześnie badania podkreślają aspekt traktowania pielgrzymki jako swoistej ucieczki od rzeczywistości.
- Podchodzenie socjologiczne do tego zjawiska nie
zawsze daje prawdziwy obraz, trzeba spojrzeć ponad statystyki i racjonalne
dywagacje. W pielgrzymce można zauważyć trzy wyraźne fazy:
Pierwsza - oderwanie się od dotychczasowego stanu rzeczy
- związana jest ona z pragnieniem wewnętrznego nawrócenia. Nieraz
słuchając motywów pielgrzymowania, gdzieś w tle słyszałem słowa: "
Idę, aby naładować swoje akumulatory", "Chcę jeszcze bardziej być
człowiekiem". W tym momencie zgadzamy się na wysiłek, na wprowadzenie
pewnej destabilizacji w życiu, w stosunku do niej możemy odczuwać
zagrożenie. W tej fazie ujawnia się niezwykły wymiar wychowawczy
pielgrzymki, nie tylko w sferze religijnej. Podczas tych dni uczymy
się tolerancji, wzajemnego szacunku.
Faza druga związana jest z dostrzeżeniem, iż pomimo ekstremalnych
warunków, bólu fizycznego, możemy czuć się szczęśliwi. Człowiek jest
szczęśliwy bez telewizora, komputera. Posiada tutaj tylko minimum,
które czasami sprowadza się do garnuszka wody i miejsca w stodole,
na którym może się położyć. Sam tego doświadczałem i wiem jak czujemy
się wtedy wolni, radośni, ale nie beztroscy. Pielgrzymka to czas
docierania do człowieka faktu, że jest dzieckiem Boga. Doświadczamy
w momentach kryzysowych ogromu spontanicznej, ale również i przemyślanej
życzliwości od ludzi. Drobny gest pomocy przy wstawaniu, poniesienie
komuś plecaka wzrasta czasami do rangi heroicznych czynów.
Trzeci, ostatni etap, to powrót do domu. Wracamy z bagażem
metafizycznych doświadczeń. Rodzi się w nas potrzeba zmiany dotychczasowego
życia, przynajmniej na jakiś czas.
- Jak długo taki "bagaż metafizyczny" pozostaje w człowieku?
- Czasami jedna pielgrzymka decyduje o całym życiu.
To właśnie po niej ktoś poszedł do zakonu, a inny podjął walkę z
nałogami. Jasnogórski Szczyt był świadkiem wielu cudownych nawróceń,
o których się nigdy nie napisze. Ktoś wychodził na pielgrzymkę głównie
w celu zaspokojenia własnej ciekawości, traktując ją jako sprawdzian
wytrzymałości fizycznej - swoistego rodzaju maraton, a po dziesięciu
dniach wracał odmieniony.
Kiedyś w mojej grupie szła pani doktor, która na początku
wspólnej drogi bezceremonialnie zwracała się do mnie per "proszę
pana". W pewnym momencie pielgrzymowania zrozumiała, o co tak naprawdę
w życiu chodzi. Teraz prowadzi radykalne życie chrześcijańskie, które
odkryła już po wielu latach praktyki lekarskiej.
- Dlaczego zatem w ostatnich latach pojawiło się wiele nieprzychylnych pielgrzymkom komentarzy? Wystarczy zacytować chociażby jeden z tygodników, który reportaż z jej przebiegu kończy stwierdzeniem: "katolicka, biedna Polska znalazła sobie sposób na spędzenie wakacji".
- Nie mogę zgodzić się z tym twierdzeniem. Nie można
aktów religijnych sprowadzać do wymiaru socjologicznego, gdyż one
wymykają się wszelkim analizom.
Cała Europa pielgrzymuje, tradycje wędrówki pieszej do
sanktuariów religijnych ma islam, judaizm. Co więcej, pielgrzymowanie
rozwija się również w Stanach Zjednoczonych, gdzie ludzie wybierają
trud pielgrzymowania, pomimo tego, że stać ich na turystyczne atrakcje.
Niektórych może wspomniane zjawisko niepokoić a ponieważ nie potrafią
spojrzeć na nie przez pryzmat wiary, tworzą własne, krzywdzące interpretacje.
- Pielgrzymował Ksiądz do Sanktuarium Jasnogórskiego jeszcze przed wstąpieniem do seminarium. Czy trudniej pokonuje się drogę w sutannie ze świadomością, że jestem odpowiedzialny za moich współbraci-pielgrzymów?
- Rzeczywiście. Przed wstąpieniem do seminarium pielgrzymowałem, żeby poszukiwać Boga, odnaleźć swoją drogę życiową. Kiedy byłem już księdzem, trudniej było mi podjąć decyzję wyruszenia na Jasną Górę. Na początku mojej drogi kapłańskiej unikałem uczestniczenia w pielgrzymce. Bałem się tego, że nie będę w stanie sprostać oczekiwaniom moich współbraci. Sutanna mi "ciążyła", bo wymagano ode mnie więcej. Teraz, kiedy patrzę na to z perspektywy czasu wiem, że to był mój brak wiary i zaufania.
- Ale na szczęście przełamał Ksiądz swoje wewnętrzne opory. Wielu jednak poddaje się i nie chce się przekonać, że tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono...
- Nie potępiam tych ludzi. Jeśli ktoś ma poważne
problemy zdrowotne, to rozsądniej jest zostać w Warszawie i łączyć
się duchowo z pielgrzymami, modlić się o siły i potrzebne im łaski.
Natomiast zdrowe osoby nie powinny się bać. Na pielgrzymce
jesteśmy niesieni na "skrzydłach łaski". Ja sam wielokrotnie tego
doświadczyłem. Nie ukrywajmy - pielgrzymka jest dużym wysiłkiem fizycznym.
Do tego dochodzą czasami drobiazgi, które sprawiają, że ludzie przeżywają
podczas tych dni kryzys psychiczny - wiele drobnych rzeczy urasta
do rangi problemu, ból metafizyczny - burzy się w człowieku dotychczasowa
hierarchia wartości. Ale to wszystko jesteśmy w stanie pokonać. Świadomość
zwycięstwa nad samym sobą daje nam po powrocie siłę do jeszcze lepszego
życia z Bogiem.
- Pielgrzymce towarzyszy zawsze konkretny program. Jaki wpływ na Słowo przekazywane podczas tych dni powinni mieć jego odbiorcy?
- Zawsze starałem się, aby program pielgrzymek, których byłem opiekunem współtworzyli ludzie świeccy. To do nich konkretnie przeznaczone było Słowo, to oni często mówili o swoich problemach podczas "mikrofonu dla wszystkich". Trzeba mówić dla ludzi i przez ludzi. W drodze społeczność Kościoła powinna dojrzewać społecznie i intelektualnie. Dlatego powszechną praktyką stało się zapraszanie na trasy pielgrzymowania ludzi świeckich, którzy swoim świadectwem pokazują jak mocno Bóg działa w ich życiu, dostarczają nam wielu ciekawych spostrzeżeń.
- Wśród osób, które w tym roku wyruszą na pielgrzymi szlak będą też nowicjusze. Jakie słowa otuchy przekazałby Ksiądz tym osobom, które po raz pierwszy będą zmierzać na Jasną Górę?
- Powiem im to, co mówiłem moim uczniom, kiedy zamierzaliśmy zdobyć szczyt w Tatrach: Z góry zobaczysz więcej. Kiedy dojdziesz do celu dowiesz się więcej o sobie, o Kościele, w pełni doświadczysz obecności Boga i ludzi w twoim życiu.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu