W refleksji nad nowym społeczeństwem, nową kulturą i nową ewangelizacją ważne miejsce zajmuje także myślenie o mediach masowych, a w tej zadumie coraz częstszym przedmiotem jest Internet. O ile mówiło
się niedawno, że nie można zrozumieć społeczeństwa bez znajomości mediów masowych: prasy, radia i telewizji, to dziś trzeba rozumieć Internet, żeby zrozumieć człowieka. Zresztą potrzeba zrozumienia tego
najnowszego medium staje się, w świetle przewidywań, coraz bardziej nagląca. Nie osłabi jej także krytyka, bardzo często uzasadniona, podkreślająca zagrożenia, jakie niesie z sobą ten wynalazek. Wśród
najbardziej palących i charakterystycznych dla sieci niedawny raport rządu Stanów Zjednoczonych wymienia: naruszenie prywatności, łatwiejszy dostęp do materiałów pornograficznych i zawierających przemoc
oraz bardziej wyszukana i trudniejsza do wykrycia aktywność kryminalna. Usprawiedliwione poniekąd zastrzeżenia nie powinny jednak prowadzić do zupełnej negacji możliwości, jakie oferuje sieć w promocji
człowieka. Zresztą każde nowe medium wraz ze swoim wejściem na arenę świata spotykało się z podobnymi zastrzeżeniami. Najpierw społeczeństwu zagrażały komiksy, później radio, a teraz telewizja, film,
muzyka rockowa, videoclipy i gry video. Wobec tych zjawisk społeczeństwo dzieliło się na apokaliptyków i integrystów. To, że wszystkie media przeżyły krytykę, znaczyłoby, że więcej znalazło się tych drugich.
Czy Internet może być narzędziem ewangelizacji? Wydaje się, że na to pytanie w wielu przypadkach odpowiedź pozytywna padła już niejednokrotnie. Internet jest po prostu pełen Boga. Najłatwiej sprawdzić
to, polecając jednej z tzw. wyszukiwarek znalezienie anglojęzycznych dokumentów, w których występuje słowo Bóg. W odpowiedzi otrzymamy ich miliony. Wśród najbardziej popularnych serwisów religijnych jest
strona watykańska. Nadzorująca jej utrzymanie s. Judith Zoebelein potwierdza, że Ojciec Święty osobiście nalegał na profesjonalne przygotowanie bogatej strony Stolicy Apostolskiej. Dziś, utrzymywana
w 6 wersjach językowych, oferuje dostęp do najważniejszych dokumentów papieskich, materiałów z różnych dykasterii Kurii Rzymskiej, kalendarz wydarzeń oraz codzienny serwis informacyjny. O wielkim zainteresowaniu
stroną świadczy fakt, że operatorzy musieli zrezygnować z osobistej skrytki pocztowej Ojca Świętego, gdyż było niemożliwością odpowiadać na tysiące nadchodzących do niego listów. Na pytanie jednego z
dziennikarzy o to, czy Ojciec Święty korzysta z Internetu, s. Zoebelein odpowiedziała z uśmiechem: „Jeszcze nie, ale pracujemy nad tym”.
Tak duża obecność materiałów religijnych w Internecie jest wynikiem ożywienia religijnego, jakie obserwujemy. Sprzyja temu niewielka ilość nakładów finansowych niezbędnych do opublikowania czegokolwiek
w sieci. Żeby jednak zrobić coś dobrego - pieniądze - i to wcale niemałe - są już konieczne.
Jednak sama, liczna obecność oficjalnych stron internetowych instytucji kościelnych świadczy tylko o akceptacji Internetu jako narzędzia ewangelizacji. Nic poza tym. Może się zdarzyć i niektórzy twierdzą,
iż w większości przypadków tak jest, że przygotowana strona może służyć „sobie a muzom”. Dzieje się z nią podobnie jak z gazetą, której nikt nie kupuje, lub z radiem, którego nikt nie słucha.
Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Jednym z obiektywnych jest fakt, że generalnie coraz trudniej znaleźć pożądaną informację w sieci. Według stanu na 1998 r. w Internecie znajdowało się ponad
100 mln dokumentów. W 2000 r. było już ich ośmiokrotnie więcej. Nawet jednak, gdyby nasza strona została przygotowana perfekcyjnie pod względem technicznym, pozostaje kwestia jej zawartości. Co powinno
być na katolickich czy chrześcijańskich stronach WWW? Powinno się tam znaleźć to, czego szukają użytkownicy. Jak pokazują sondaże ci poszukują przede wszystkim informacji, a mniej rozrywki. Tak jest dzisiaj
i poniekąd spowodowane jest to tym, iż z Internetu korzystają ludzie bardziej wykształceni. Jednak czy ten przerażająco informacyjny charakter Internetu pozostanie w przyszłości? Należy przypuszczać,
że nie. Już dziś zresztą się to zmienia. Obyśmy tylko za tymi zmianami nadążyli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu