„Kochać ludzi, kochać Boga - to do nieba prosta droga”.
Marianna Popiełuszko
We wrześniu br. na Jasnej Górze Marianna Popiełuszko została wyróżniona medalem „Meter Verbi”, który przyznawany jest osobom szczególnie zasłużonym dla Tygodnika Katolickiego „Niedziela”. W kuluarach Auli Ojca Kordeckiego Matka Męczennika spotkała się z ks. Tadeuszem Sochanem, proboszczem parafii Górecko Kościelne. Owocem tego spotkania jest poniższa rozmowa.
Ks. Tadeusz Sochan: - Po raz kolejny mam szczęście spotkać Panią w Sanktuarium Jasnogórskim, serdecznie witam i pozdrawiam. Gratuluję wyróżnienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Marianna Popiełuszko: - Z wzajemnością. Nie czuję się aż tak bardzo zasłużona, ale z szacunku dla Niedzieli i jej Redaktora przyjechałam, aby zobaczyć i przeżyć tę uroczystość. Zdaje mi się, że z Księdzem już kilka razy się spotkałam.
- Tak, to prawda. Każda matka kapłana to i moja matka. A Pani dla nas, kapłanów, to mama szczególna. Widzę, że zdrowie Pani dopisuje.
Reklama
- Jak na te lata to jeszcze dzięki Bogu za to, że chodzę, mogę się modlić, rozmawiać z ludźmi. Każdego kapłana traktuję jak mojego syna. Mój syn Jurek, tak jak każdy z was, służył Bogu, jak umiał najlepiej. Cieszyłam się, że jest księdzem, że prowadzi ludzi do Boga. Nigdy nie wnikałam w szczegóły jego pracy jako kapłana, nie o wszystkim mi opowiadał. Choć moje serce przeczuwało niebezpieczeństwo i zagrożenia. Więcej wiedział mąż, ja tylko gorąco się modliłam. Ale taka była wola Boża, takie było jego powołanie. Ludzie potrzebowali jego pomocy, jego modlitwy. Na każdym z was, kapłanów, spoczywa ten obowiązek, ludzie oczekują zawsze od was dobrego słowa, modlitwy, duchowego wsparcia, wzoru.
- Wiem, że uciążliwe dla Pani są ciągłe wyjazdy na różne uroczystości religijne, patriotyczne i te związane już z beatyfikacją ks. Jerzego. Jestem bardzo wdzięczny za to, że zgodziła się Pani ze mną porozmawiać.
- To prawda. Wolałabym zupełnie wyciszyć się, być nieznaną, jedną z matek, jaką jest mama ks. Tadeusza czy inna, ale nie da się uciec. Próbuję sobie to tłumaczyć, że jest to służba Bogu i ludziom, choć niełatwa. Odejście, śmierć Jurka była jakby wczoraj. Wciąż mam w pamięci nasze rozmowy, cieszyłam się jego sukcesami, martwiłam się, gdy widziałam, że coś go boli, coś mocno przeżywa, czuje jakieś zagrożenie. Później to zrozumiałam. Był zawsze gotowy na wszystko. Swoje życie, kapłaństwo traktował jako drogę do celu, którym jest niebo.
- Ks. Jerzy ten cel już osiągnął. Powiem Pani, że pałam trochę świętą zazdrością. Spotykałem ludzi, którzy pragnęli męczeństwa za wiarę, to przede wszystkim kapłani, misjonarze. Męczeństwo za wiarę to łaska i pewność zbawienia. Oczywiście lękałbym się, ale ks. Jerzy w młodzieńczym wieku już dojrzał do tej łaski, mówił przecież zupełnie spokojnie, kiedy przeczuwał zagrożenie: „Ja długo nie pożyję” albo: „Jestem gotowy na wszystko”.
- Pogodziłam się z wolą Bożą i przebaczyłam ludziom, którzy zadali śmierć mojemu synowi. Modlę się za nich, nie przeklinam. A co do zbawienia, to wszyscy mamy obowiązek tak przejść przez ziemię, aby się zbawić. Księdzu i Czytelnikom Niedzieli Zamojsko-Lubaczowskiej dedykuję wierszyk:
„Kochać ludzi, kochać Boga -
to do nieba prosta droga.
Kochać sercem i czynami,
A będziemy z aniołami”.
- Dziękuję za rozmowę i życzę dobrego zdrowia.



