Dziś niedziela. Trzeba iść do kościoła. No, może niezupełnie, bo w zasadzie każdy dobry chrześcijanin przekroczył próg tego, co „trzeba”, i może spokojnie powiedzieć, że chce z własnej i nieprzymuszonej woli uczestniczyć w Eucharystii, niezależnie od obowiązku wypływającego z przykazania i tego, co każe proboszcz. Pozostaje tylko zadbać o to, by pójść na Mszę św. z właściwym nastawieniem.
Niektórzy powiadają, że Msza św. zaczyna się wtedy, kiedy zaczynam myśleć o tym, jak się ubrać, o której wyjść z domu i jak się do niej przygotować. To przecież naturalne, że na długo przed spotkaniem myślę o osobie, z którą się spotkam, jeśli mi na niej zależy. Spotkanie zaczyna się już wtedy, kiedy w moich myślach jestem z nią, prowadzę dialog w wyobraźni. Msza św. zaczyna się, gdy zaczynam myśleć o Jezusie, który jest gospodarzem uczty eucharystycznej i który zaprasza mnie do siebie. Zaczyna się, gdy moje serce przeszywa tęsknota i radość na myśl o spotkaniu z Nim i o zjednoczeniu się z Nim w Komunii św.
Najważniejsze jest przygotowanie wewnętrzne, czystość serca, oderwanie się od grzechu, pragnienie spotkania Boga, pragnienie przeżycia wspólnoty z braćmi i siostrami, którzy wspólnie z nami będą uczestniczyć w Eucharystii. Jeśli wczytamy się głęboko w Jezusową przypowieść o uczcie, zrozumiemy, że właśnie to wewnętrzne przygotowanie jest owym „strojem weselnym”, którego oczekuje Gospodarz od zaproszonych (por. Mt 22, 11-12).
Warto zauważyć, że strój oprócz swego sensu alegorycznego ma też sens dosłowny. W związku z tym od czasu do czasu warto się zastanowić, jak wyglądam, idąc do kościoła, i czy jestem właściwie ubrany na tę okoliczność. Oczywiście, każdy ma swoje zwyczaje i swój styl, ale dobry smak obowiązuje każdego. Wygląd i strój nie są obojętnym elementem zewnętrznym, ale zewnętrznym wyrazem tego, co siedzi we wnętrzu człowieka. Ubiór wiele mówi o naszej tożsamości i wewnętrznym nastawieniu. Ubiór byle jaki po prostu oznacza nastawienie byle jakie, zaś ubiór świąteczny oznacza nastawienie świąteczne. Często ludzie swoim ubiorem nieświadomie demonstrują, co myślą o miejscu, do którego przyszli. Ci, którzy wchodzą do kościoła w krótkich spodenkach i w koszulkach na ramiączkach, pokazują, że nie zdają sobie sprawy ze świętości miejsca, w którym się znajdują. Trzeba by ich nie tyle ganić, ile pomóc im zrozumieć, gdzie weszli. A cóż powiedzieć o tych paniach, które stroją się do kościoła po to, by sąsiadki pozieleniały z zazdrości... Wstyd. Ale Jezus by ich nie potępił, tylko odesłał ze słowami: „Idź i nie grzesz więcej”.
Jak dobrze, gdy człowiek zaczyna się szykować do wyjścia na Eucharystię ze szczerą tęsknotą w sercu. I szkoda, że tak wielu ludzi spóźnia się na Mszę św. tylko dlatego, że nie pomyśleli o niej na czas, że zostawili przygotowanie na ostatnią chwilę, że wyszli za późno z domu. W sumie chodzi po prostu o to, że na nią nie czekali, a na Mszę św. warto czekać…
Pomóż w rozwoju naszego portalu