Sierpień jest w Polsce miesiącem szczególnie wielu
pielgrzymek na Jasną Górę. 6 sierpnia, już po raz 289., z warszawskiego
kościoła Świętego Ducha na Nowym Mieście wyruszyła tradycyjna pielgrzymka
paulińska.
- Ludzie mają różne powołania. My rozeznajemy, że mamy
dane od Pana Boga powołanie do pielgrzymowania - mówią pani Czesława
i pani Maria, które już 20 razy pielgrzymowały z paulinami do Częstochowy.
To jest powołanie
Czy rzeczywiście trzeba mieć powołanie do pielgrzymowania?
- Tak, ale Pan Bóg nikomu nie odmawia tej łaski. Na pewno jednak
nie można ludzi zmuszać do wędrowania - twierdzi pani Czesława. -
Chociaż pamiętam, że w czasach komunistycznych chodziły takie różne
wtyki partyjne, które szukały tylko okazji, żeby sprowokować, rozjątrzyć.
Przeważnie jednak nogi odmawiały im posłuszeństwa - dodaje.
Dla niej pielgrzymowanie rozpoczęło się w momencie, kiedy
pewnego wieczoru, wracając z pracy, zauważyła przy Trasie W-Z grupy
ludzi z plecakami. Od razu sobie skojarzyła, że są to pielgrzymi,
którzy nazajutrz wyruszą na Jasną Górę. - Wtedy coś mną szarpnęło
i gdybym miała urlop, to poszłabym jeszcze tego lata. Przyrzekłam
sobie jednak, że na pewno pójdę za rok. I tak się stało, chociaż
mój kuzyn, który sam pielgrzymował już trochę, mówił, że to nie dla
kobiet - opowiada pani Czesława.
Przykład od męża
Reklama
Natomiast pani Maria przykład pielgrzymowania otrzymała od
rodziny męża, o wieloletnich tradycjach wędrowania do Częstochowy.
- Mąż 35 lat pielgrzymuje i nie wyobraża sobie, żeby któregoś roku
nie iść - zwierza się pani Maria. - Jeżeli nie pójdzie, to dla niego
cały rok będzie zmarnowany. Tak jest po prostu nastawiony, że musi
się psychicznie odprężyć, poświęcić ten specjalny czas dla Boga,
wsłuchać się w Jego głos. Na co dzień ciężko pracujemy, jesteśmy
bardzo zaganiani, brak nam czasu na głębszą modlitwę czy refleksję.
A na pielgrzymce jest mnóstwo czasu na kontakt z Bogiem.
Pani Maria dodaje, że jest szczęśliwa, iż może pielgrzymować.
Za każdym razem robi to z całą rodziną: mężem i dwójką dzieci. Bardzo
zależy jej na tym, żeby dzieci w przyszłości podtrzymały rodzinną
tradycję pielgrzymowania. Dlatego bardzo ją cieszy fakt, że każdego
roku idzie bardzo dużo dzieci i młodzieży. - Są bardzo pięknie rozmodleni,
śpiewają, pomagają innym - podkreśla.
- Ja też jestem szczęśliwa, że rokrocznie podejmuję ten
trud dotarcia pieszo do tronu Pani Jasnogórskiej - wtrąca pani Czesława.
- Czuję głęboko potrzebę chodzenia i Pan Bóg mi za to błogosławi.
Kilka lat temu mąż bardzo ciężko zachorował. Lekarze nie dawali większych
szans na przeżycie, a tu okazuje się, że żyje do tej pory. W dodatku
człowiek, pielgrzymując, zmienia się.
- To Pan Bóg mnie przemienia, daje mądrość, siłę, odporność
psychiczną. Dzięki temu wszystkie ciężary i cierpienia mężnie znoszę
i nie tracę pogody ducha. Zawsze po każdej pielgrzymce rozwiązuje
mi się jakiś poważny problem, który wcześniej wydawał się nie do
rozwiązania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kiedyś było trudniej
Obie panie zgodnie podkreślają, że kiedyś pielgrzymowanie było
inne. W czasach komuny władze bardzo niechętnie odnosiły się do pielgrzymek,
robiły różne trudności i problemy. - Trudno było o żywność, którą
kupowało się na kartki. Na noclegach bardzo ciasno, ciężko było o
kawałek miejsca w stodole. Jeżeli zgubiło się mydło, to drugiego
już nie sposób było kupić.
Teraz nikt już nie robi pątnikom na trasie większych
trudności. Na ogół dobrze układa się współpraca z policją. Z zaopatrzeniem
w żywność, napoje i inne rzeczy nie ma żadnych kłopotów. Organizatorzy
sami zapewniają całą konieczną infrastrukturę. Można kupić paulińską
kawę, herbatę, napoje. Spotykani na trasie ludzie najczęściej są
bardzo gościnni i częstują, czym chata bogata. O wyjątkach nie warto
mówić.
Utrapieniem są jedynie handlarze, którzy jadą za pielgrzymami
prywatnymi samochodami już od Warszawy i na każdym postoju handlują,
czym popadnie. Pielgrzymkę traktują czysto komercyjnie, jako okazję
łatwego i sporego zarobku, bo często ceny mają wyższe, niż w sklepach.
Kryzysy się zdarzają
Pytam o kryzysy na trasie. Te zdarzają się często, trzeba się
do nich przyzwyczaić i spróbować spojrzeć na nie pozytywnie. W końcu
pielgrzymka to trud duchowy i fizyczny. Idzie się w grupie, wśród
tych samych ludzi, nie pozbawionych słabości. Niezależnie od pogody,
deszczu czy upału trzeba przejść wyznaczony odcinek. Czasami nie
ma się po prostu siły iść dalej, trzeba dłużej odpocząć. Pątnicy
starają się jednak nie podjeżdżać samochodami.
- Miałam taką sytuację, że starczyło mi sił na wejście
na Jasną Górę, do kaplicy Cudownego Obrazu, ale zejść już o własnych
siłach nie mogłam. Musieli mnie znosić - wspomina pani Czesława.
Pani Maria 5 lat temu zachorowała na raka węzłów chłonnych.
Opadła z sił, zaatakowany był cały organizm. Jednak nawet wtedy nie
opuściła żadnej pielgrzymki. Prosiła Pana Boga o ratunek i choroba
się cofnęła. Ma jednak ciągle prawo się odnowić, więc pani Maria
nie ustaje w modlitwach.
- Sporo jest w moim życiu cierpienia. Ale widocznie cierpienie
jest wpisane w naturę człowieka i go uświęca. Tylko nie należy cierpieć
bezużytecznie, ale poświęcać te utrapienia w różnych intencjach i
łączyć je z ukrzyżowanym Chrystusem - tłumaczy pani Maria.
Dodaje, że w tym roku z powodu złego stanu zdrowia chciała
w ogóle zrezygnować z pielgrzymki. - Źle się czuję, lekarz też odradzał,
więc miałam pokusę, żeby nie iść. Wtedy jednak mąż zwrócił mi uwagę,
że tak nie można, że trzeba zaufać Bogu, który da potrzebne siły.
Dlatego zdecydowałam się pójść jak zwykle.
- Po prostu tak to jest z tym pielgrzymowaniem. Zostawia
się wszystko i się maszeruje, niezależnie co będzie potem. Dzień
jutrzejszy sam się o siebie zatroszczy. To jest jakaś siła, przymus,
który każe iść, niezależnie od okoliczności.
Znaki milenijne
Panie Czesława i Maria nie ukrywają, że pielgrzymowanie ma
dla nich w roku milenijnym szczególne znaczenie. W końcu pielgrzymka
jest, według słów Jana Pawła II, jednym z trzech podstawowych znaków
Wielkiego Jubileuszu. Nie każdego stać na wyprawę do Rzymu czy Ziemi
Świętej. Wędrowanie na Jasną Górę nie jest takie kosztowne.
Z drugiej strony piesze pielgrzymowanie wymaga sporo
trudu i wielu wyrzeczeń. Wysiłek się jednak opłaca, jak bowiem pisze
Papież w bulli Incarnationis mysterium: "Przez czuwanie, post i modlitwę
pielgrzym postępuje naprzód drogą chrześcijańskiej doskonałości,
starając się dojść z pomocą łaski Bożej ´do człowieka doskonałego,
do miary wielkości według Pełni Chrystusa´ (Ef 4, 13)".



