Jakie jest nasze dzisiejsze wyobrażenie o jałmużnie? Kojarzy się nam ona z biedą. A za biedę wokół nas zazwyczaj obciążamy winą kolejne nieudolne rządy, poddajemy ostrej krytyce politykę społeczną państwa. Czasem twierdzimy, że biedni, bezrobotni, głodni są sami sobie winni, ponieważ nie umieją się odnaleźć w kapitalizmie. Zdarza się, iż aby załagodzić sumienie, pozbywamy się leżącej w szafach zbędnej odzieży, oddajemy stare meble. Czy to jest już jałmużna?
Takie akty nic nie kosztują. Czasem zapominamy, że nasze wyrzeczenia nie mogą być celem samym w sobie, ale mają nieść konkretne dobro dla drugiego. O tym, czym może być jałmużna, my - dorośli możemy się uczyć od najmłodszych, którzy na czas Wielkiego Postu odmawiają sobie drobnych przyjemności, rezygnują ze słodyczy czy kina. Zaoszczędzone w ten sposób drobne odkładają do puszek Caritas na charytatywne dzieło jałmużny wielkopostnej. Do takich akcji przyłącza się każdego roku wiele dzieci z naszej diecezji i z całej Polski. One już wiedzą, jaką wartość może mieć biblijny wdowi grosz.
Czy pamiętamy, że jałmużna według zaleceń Kościoła, obok modlitwy i postu, jest ważnym środkiem do przemiany serca - przemiany, do której w Wielkim Poście jesteśmy wszyscy wezwani?
Okazji do spełniania dobrych uczynków nie brakuje. Wystarczy podnieść oczy i rozejrzeć się wkoło. Ubodzy żyją obok. Ponad 20-procentowe bezrobocie w kraju, tysiące rodzin żyjących na skraju ubóstwa i tysiące dzieci, które obiad jedzą raz w tygodniu, a czasem rzadziej.
Jałmużna według zaleceń Ewangelii ma być naszym cichym darem, bo w niebieskiej matematyce nie liczą się spektakularne gesty hojności, podyktowane chęcią rozgłosu. Nasze dobre czyny winny się rodzić z autentycznej potrzeby serca, które potrafi dostrzec ludzką biedę w najbliższym otoczeniu i wyjść jej bezinteresownie naprzeciw: dobrym słowem, chwilą obecności, podaną ręką, a czasem, jeśli trzeba, pomocą finansową.
„Ubogich zawsze mieć będziecie” (por. Mk 14, 7) - mówi Jezus do swoich uczniów. A człowiek, który lubi zadawać pytania, zastanawia się, dlaczego Bóg dopuszcza istnienie biedy i nędzy, rażącego ludzkie oko niedostatku? Odpowiedzią może być kolejne pytanie. O ile my sami bylibyśmy ubożsi, gdybyśmy nie potrafili, ani nie mieli okazji do czynienia dobra, jeśli nie umielibyśmy dostrzec brata w potrzebie czy płaczącego obok głodnego dziecka? Może więc z miłości do człowieka, dlatego aby nie zubożyć jego natury?
Dawca dobra paradoksalnie zyskuje więcej niż jego odbiorca. W chwili, kiedy tracimy skromną część, poświęcając komuś swój czas, dając komuś wsparcie w trudnym momencie życia, zyskujemy o wiele większe dobra - takie, których nie da się nabyć za żadne pieniądze - czyjąś przywróconą nadzieję, uśmiech, radość nakarmionego dziecka, spokój matki, która dziś może dzięki czasem naszej przysłowiowej złotówce ugotować obiad, kupić buty.
I w ten sposób, inwestując czasem wydawałoby się mało, zakładamy sobie „niebieską lokatę”, w której zysk gwarantuje nam sam Bóg.
Pomóż w rozwoju naszego portalu