Kto kupi to niechciane dziecko
wypieszczone w czterech ścianach
wychuchane przed ekranem
wycackane nad gazetą brukową?
Kto weźmie za darmo?
Okazja sezonu
w pakiecie kilka garści paniki histerii i trauma
Jedyna w swoim rodzaju
zrodzona z obrazów azjatyckiej apokalipsy
Zupełnie za „friko”
Kto kupi?
Kto weźmie?
Kto przysposobi? Zaadoptuje?
Albo wymieni?
Od ręki
bez niepotrzebnych umów i kontraktów
Źle mi z tym sublokatorem
Budzi mnie ze snu
odsysa siły i motywację
A przecież żyć muszę
bo żyć trzeba
Przyjmę na sublokatorkę Nadzieję
Od zaraz
bez płacenia za czynsz i media
Będę na nią chuchała
będę ją bawiła jak niemowlę
Odstąpię jej swoje łóżko i miejsce przy stole
Oddam swoje M 1 - głowę zabitą do ostatniego centymetra
pole bitwy skołatanych myśli
Niech się rozgości
Będzie jej dobrze wygodnie i dostatnio
Przestronna jestem jak ukraińskie stepy
rozległa jak preria
Pustostan do zagospodarowania
nieużytek do regeneracji
Przeszło przeze mnie tornado zranień obaw i bezlitosnej wyobraźni
Moje wnętrze to megawyzwanie
w sam raz dla Siostry Nadziei
Połata przeorze zagrabi posieje
I wystrzelę ku niebu jak nowalijka na wiosnę
Uwierzę w wielkanocne zwycięstwo światła nad ciemnością
życia nad śmiercią
miłości nad nienawiścią
Więc kto kupi czarnego kruka lęku
który rozłożył skrzydła nad moim domem?
Kto sprzeda piastunkę pogodnych dni
tę co zawieść nie może?
Żebrzę jak dziecko ulicy porzucone przez matkę
Przecież nie można żyć bez nadziei
Przecież wiedza o niebie nade mną nie zastąpi widoku nieba
Chcę zobaczyć
zaczerpnąć
złapać oddech
przetłumaczyć niezrozumiałą kaligrafię Opatrzności
która podobno pisze prosto nawet po najbardziej wykoślawionych liniach
Potrzebuję tego bardziej niż powietrza
Miażdży mnie piekło ciemnych interesów
zgniłych elit
I tsunami na które nie ma lekarstwa
Miażdży mnie brak pokory tych
których nie przekonuje nawet naoczny dowód o tym
że prochem są i w proch się obrócą
Naoczny dowód na istnienie Boga
To tak jakby naczynie gliniane mówiło
że nie ma garncarza
Jest i usiłuje lepić rzeźbić hartować
choć nasza pycha wytrąca Mu z rąk narzędzie po narzędziu
złudzenie po złudzeniu
Szukamy nie tam gdzie zgubiliśmy
Palec Boży tłumaczymy zderzeniem frontów i zmianą klimatu
Miażdży mnie ta wiedza
Einstein też umarł
nie ocalił go jego umysł
Pokory... pokory... pokory...
I nadziei, że będzie jeszcze szansa nią żyć
że 40 dni na pustyni wystarczy
by umrzeć i zmartwychwstać
Kupię nadzieję!
Pomóż w rozwoju naszego portalu