Ponad 25 mln sprzedanych egzemplarzy na świecie robi wrażenie. Dla książki to bardzo dużo, zwłaszcza w epoce obrazu. Wprawdzie są książki, które w krótkim czasie pobiły ten rekord (jak ostatnia Jana Pawła II Pamięć i tożsamość), lecz imponująca sprzedaż i dyskusja, która zrodziła się wokół tej książki, domagają się komentarza. Chodzi oczywiście o książkę amerykańskiego pisarza Dana Browna pt.: Kod Leonarda da Vinci.
Niektórzy zareagowali na nią bardzo krytycznie, zarzucając jej wiele przekłamań i nierzetelność. W tym tonie wypowiedział się abp Genui Tarcisio Bertone (wcześniej sekretarz Kongregacji Nauki Wiary), Amy Welborn w książce Zrozumieć Kod da Vinci czy uczeni w dziedzinie archeologii i historii.
Przypomnijmy tylko pokrótce, wokół czego toczy się spór. Otóż, czytając Kod Leonarda da Vinci mamy możliwość odkrycia wielkiego spisku, którego celem było zatuszowanie rzekomo prawdziwych dziejów Jezusa - że On nigdy nie umarł i nie zmartwychwstał, lecz ożenił się z Marią Magdaleną i miał z nią potomstwo. Droga, która prowadzi do takiego wniosku, to śledztwo rozpoczęte po morderstwie popełnionym w Luwrze.
Sam autor zaprzecza, że powieść miałaby być antychrześcijańska i twierdzi, że napisał ją, aby zgłębić interesujące go aspekty chrześcijaństwa. Uważa też, że większość chrześcijan dobrze zrozumie tę książkę i odbierze ją jako promocję wartości duchowych.
Podobnych głosów można znaleźć sporo. Są tacy, którzy twierdzą, że nie ma się czego bać. Na stronie internetowej związanej z Kielcami spotkamy wręcz takie zdanie: „Jeżeli Kod spowoduje, że zaczną sięgać do źródeł wiedzy o Jezusie - to Brown osiągnął to, co wielu katechetom się nie udaje - zainteresować młodzież religią. Bowiem, chcąc czy nie chcąc, po przeczytaniu tej książki zaczynamy się zastanawiać, co tak naprawdę jest autentyczne, toteż sięgniemy do innych lektur w poszukiwaniu prawdy...”.
I tu właśnie rodzi się pytanie, czy coś nie umyka niektórym czytelnikom i entuzjastom tej książki?
Po pierwsze, to chyba zbyt optymistyczny wniosek, iż czytelnik na pewno sam zorientuje się, że historia opisana w książce to fikcja literacka, a ciekawa fabuła tylko zainteresuje sprawą Jezusa. Doświadczenie pokazało, że wielu uwierzyło „rewelacjom” zawartym w książce. Ot, choćby w Stanach Zjednoczonych podczas dyskusji nad Pasją Mela Gibsona niektórzy powoływali się na Kod Leonarda i krytykowali na tej podstawie film. W języku polskim też znajdziemy entuzjastyczne wypowiedzi w tonie, że wreszcie zdemaskowano kłamstwo Kościoła - i to nawet, jeśli wydawca w polskim tłumaczeniu zamieścił posłowie, w którym wyjaśnia, które informacje są nieprawdziwe. Cóż, niejeden uwierzy w kłamstwo, jeśli tylko będzie ono wygodne i wystarczająco często powtarzane.
I druga ważna sprawa, która uderza w podstawy wiary. Brown mówi, że chce promować wartości duchowe. Ale czyni to w oderwaniu od historii i od tego, co rzeczywiście miało miejsce. Dla chrześcijanina nie istnieje autentyczna wartość duchowa, która nie opiera się na prawdzie i wydarzeniu. Ktoś po jej lekturze wysnuł taki wniosek: „Książka nie zachwiała moją wiarą, bo wiary się nie udowadnia…”. To prawda, że wiara wymyka się dowodom naukowym i domaga się kroku zaufania. Ale krok można zrobić, stawiając stopę na solidnych podstawach, a wiara, by nie być ślepa i nie prowadzić na manowce, musi mieć swe rzeczywiste, a nie wydumane podstawy.
Jest w tej książce nie tylko kłamstwo oczywiste, które łatwo odrzucić. Nieświadomie czytelnik może uczyć się kłamstwa, które wpajane jest mu niezauważenie, bo nie umie się przed nim bronić…
Pomóż w rozwoju naszego portalu



