Pan w białej szacie
ruszył już w drogę
W sobotni wieczór pożegnał nas
Szedł w stronę źródła
czując po twarzy
Powiew halnego i jego tłum
cichych klaszczących
W dłoniach rozniecał
płomienie świec
Kirem ozdabiał
sztandary płaczące
Młodych jednoczył
w rytm bicia serc
I szedł powoli w niemałym trudzie
Dłonią zaś kreślił zbawienia znak
Jedni mówili o jakimś cudzie
Inni że już nadziei brak
w góry wsparty na krzyżu
W ostatniej drodze
był całkiem sam
Na szczycie
z kluczem Piotrowym w dłoniach
Witał go uśmiechnięty
Niebieski Pan
Jak Ojciec Syna
wziął go w ramiona
I razem przeszli
przez Niebios próg
Jestem zmęczony ale już w Domu
Tak Synu -
szepnął mu Ojciec Bóg
na ścieżce życia
Bo nie po drodze będzie z Nim iść
Krzyż nas przygniecie smutek i łzy
To spójrzmy w to okno małe
przy Franciszkańskiej trzy
Poczujesz ulgę żeś nie jest sam
Będzie tam czekał
dłoń Ci podając
W białej sutannie
z jasnym obliczem
Ojciec Dobry Starszy Pan.
Pomóż w rozwoju naszego portalu