Z Marianną Sinkiewicz, nauczycielem matematyki i pedagogiem w Katolickim Ośrodku Opiekuńczo-Wychowawczym, rozmawia Agnieszka Dziarmaga
Agnieszka Dziarmaga: - Pracuje Pani w szkolnictwie od 19 lat, jest Pani nauczycielem matematyki w Szkole Podstawowej nr 32 w Kielcach, a zarazem pedagogiem w Katolickim Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym Diecezji Kieleckiej. Proszę powiedzieć, na podstawie wieloletnich doświadczeń, na ile zmieniły się dzisiaj problemy, przed którymi uczniowie, rodzice, nauczyciele, stają z początkiem września?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Marianna Sinkiewicz: - Oczywiście zmienił się sam wizerunek współczesnej szkoły, długo można by dyskutować o skutkach reformy oświaty, ale przede wszystkim nastąpiło pogłębienie dysproporcji bytowych. Między tymi zamożnymi dziećmi - w markowych ubraniach, z zawrotnym kieszonkowym, a tymi, którzy nie mogą się doczekać szkolnego obiadu jest po prostu przepaść. Wrzesień to dla uczniów i dla rodziców okres kompletowania podręczników i przyborów szkolnych. W szkole, w której uczę, staramy się wyjść naprzeciw problemom rodziców, np. w zakresie zakupu książek. Ujednoliciliśmy podręczniki, pod koniec roku uczniowie przynoszą używane tak podręczniki, jak i ćwiczeniówki. Uczulam uczniów, aby wypełniali je ołówkiem, ponieważ potem taka ćwiczeniówka może jeszcze komuś służyć. Zwiększa się niestety liczba dzieci z problemami szkolnymi, kwalifikowanymi przez Miejski Zespół Poradni Psychologiczno-Pedagogicznych. W każdej niemal klasie są dyslektycy, którzy wymagają bardzo umiejętnego podejścia. Ale są też wśród nich tacy, którzy opinią psychologa zasłaniają się jak tarczą, a prawda jest taka, że bardzo mało pracują, niczego nie czytają, a rodzicom chodzi głównie o opinię z Poradni, która umożliwi dogodniejsze warunki zdawania egzaminów, np. do gimnazjum.
Jestem nauczycielem matematyki, z wykształcenia także chemikiem, ale często rozmawiam z uczniami o potrzebie czytania, o pożytkach wynikających z lektury. Sami rodzice proszą, aby uczulać na to ich dzieci.
- Poza pracą w szkole jest Pani zaangażowana w funkcjonowanie Katolickiego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego Diecezji Kieleckiej, który po mniej aktywnym sezonie wakacyjnym, również we wrześniu wraca do intensywnej pracy.
- Rzeczywiście, tym bardziej, że 8 września minęło 10 lat, odkąd bp Kazimierz Ryczan specjalnym dekretem powołał nasz Ośrodek. Pomysł utworzenia Ośrodka zrodził się wiosną 1995 r. podczas krajowego spotkania prezesów Stowarzyszeń Rodzin Katolickich z różnych diecezji. Będąc wówczas członkiem Zarządu, podjęłam się zorganizowania tegoż Ośrodka w Kielcach. W pierwszych latach przygotowywaliśmy głównie rodziny zastępcze, ostatnio mamy coraz więcej kandydatów na tworzenie rodzinnych domów dziecka. W skali roku można szacować, że kilkadziesiąt dzieci trafia od nas do różnych form opieki zastępczej. Czy podobnie, jak środowisko szkolne, zmienia się obraz kandydata na rodzica? Chyba tak - w tym sensie, że przeważnie są to ludzie bardzo młodzi, bardzo otwarci, przekonani o sensowności podjętej decyzji. Wierzą, że jeśli nawet w przyszłości urodzi im się własne dziecko, to razem z adoptowanym (czy adoptowanymi) potrafią stworzyć szczęśliwą rodzinę. To bardzo dobre rokowania.
Reklama
- Jaki konkretnie, jako pedagoga, jest zakres Pani obowiązków w Ośrodku?
- Prowadzę wywiad środowiskowy, szkolenia dla kandydatów na rodzinne formy opieki zastępczej według programu „Rodzina”. Biorę udział w posiedzeniach i orzecznictwie komisji kwalifikacyjnej. Z reguły na pracę z kandydatami przeznacza się ok. 30 godzin. Czasami, gdy pojawia się taka potrzeba, pomagam dzieciom w lekcjach w naszych rodzinnych środowiskach. Właśnie we wrześniu rozpoczęliśmy szkolenie dla kolejnej grupy kandydatów na rodzinne formy opieki zastępczej.
- Czy którąś z rodzin zapamiętała Pani szczególnie?
- Jest wiele takich rodzin i wszystkie one są w jakiś sposób szczególne. Co roku organizujemy spotkania opłatkowe, na które zjeżdża się większość naszych byłych podopiecznych - to naprawdę wielka radość. Pamiętam np. pewne małżeństwo, które czekało na adopcję dziewczynki w wieku do 3 lat. Tymczasem u sióstr salezjanek przebywało czasowo rodzeństwo w wieku 5 i 7 lat. Te dzieciaki codziennie wspólnie z siostrą modliły się o dobrych rodziców. Umówiliśmy się na spotkanie. Kiedy zapukaliśmy do ich domu, akurat siostra była w pobliżu drzwi, przechodząc z dziećmi do kaplicy na modlitwę. Gdy tylko nasi kandydaci na rodziców przestąpili próg, dzieci rzuciły się im na szyję z okrzykiem „mama, tata!”. Błyskawicznie nawiązali kontakt, zostali rodziną. Oby takich jak najwięcej!
- Praca w Ośrodku to nie jedyne Pani społeczne zajęcie.
- Jestem członkiem Zarządu Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Kieleckiej od 1994 r. W latach 1991 - 94 byłam członkiem Komisji Zakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” w Kielcach. Muszę podkreślić, że mąż zawsze wspierał mnie w tych działaniach, inaczej trudno byłoby sprostać.
W tym wszystkim wiele satysfakcji daje mi praca z ludźmi. Zawsze był dla mnie ważny bliski kontakt z człowiekiem, a także przeświadczenie, że w miarę moich możliwości pomagam nie tylko rodzinom, ale i tym najmniejszym, najbardziej bezbronnym.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.