Ks. Paweł Bejger: - Jak to się stało, że Ksiądz pochodzący z diecezji łomżyńskiej, bo z parafii Borkowo, znalazł się w Wyższym Seminarium Duchownym w Gdańsku?
Ks. Krzysztof Terepka: - Rozpocząłbym od tego, że do Seminarium wstąpiłem mając 25 lat. Wcześniej pracowałem w Kolnie, później służba wojskowa, wreszcie Bóg zaprowadził mnie do pracy w Stoczni Gdańskiej. Tam pozostałem.
- Praca w Stoczni Gdańskiej: jak ją Ksiądz wspomina?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Bardzo sympatycznie, aczkolwiek nie było lekko. Dzisiaj, kiedy podsumowuję kawałek mojego życia zaczynam rozumieć, że już wtedy Pan Bóg przygotowywał mnie do pracy na Wschodzie.
- Jak w sercu młodego człowieka zrodziła się myśl o pracy na dalekim Wschodzie?
- Trudno powiedzieć, kiedy to się stało. Pamiętam, że zawsze pragnąłem pracować na misjach. Dużo myślałem o pracy w Afryce, Brazylii. Nigdy nie myślałem, że moje życiowe drogi dotkną Syberii.
Reklama
- Kiedy po raz pierwszy zetknął się Ksiądz „oko w oko” z Syberią?
- Było to w sierpniu 2003 r.
- Jakie było pierwsze wrażenie?
- Po wyjściu z samolotu w Irkucku popatrzyłem wokół siebie i pomyślałem: „Człowieku, gdzieś ty przyleciał?”. Moje, nazwijmy to, przerażenie pogłębiło się jeszcze bardziej po rozmowach z ludźmi. Pytali mnie: „Po co tu ksiądz przyjechał? Pewnie ksiądz chce się szybko wzbogacić”. Te słowa bardzo mnie bolały, ale wiedziałem, że trzeba to przezwyciężyć, pokonać.
- Spodziewał się Ksiądz innego powitania: kwiaty, wiersze, dobre słowo itp.?
- Nie, z kwiatami to już przesada, ale myślałem, że ucieszą się, że ktoś przyjechał do nich, chce im pomóc, że chce z nimi być.
- Pozwoli Ksiądz, że zatrzymamy się jeszcze przy spotkaniach z ludźmi Syberii. Były zapewne i radosne chwile z nimi spędzone?
- Były, ale na nie trzeba było bardzo długo czekać. Ludzie Syberii nie zaufają człowiekowi dopóty, dopóki go nie poznają. Dlatego początkowy czas mojego tam pobytu był czasem próby, doświadczania, podejrzliwości.
- Przyznam się, że zauważyłem u Księdza poważne zakłopotanie, gdy zapytałem o radości z pracy na Syberii. Czy było, czy jest aż tak trudno?
- Moje zakłopotanie wynikło z tego, że te radości pojawiają się dopiero teraz. Praca misyjna na Syberii charakteryzuje się tym, że w sprawach wiary, Kościoła, życia religijnego czy moralnego trzeba stawiać drobne kroczki. Nic na siłę. Tylko systematyczną pracą można wzbudzić u ludzi powszechne zaufanie.
- Ludzie na początku traktowali Księdza jako tego, który przyjechał, aby szybko i dobrze zarobić. Jak jest dzisiaj?
- Jest zupełnie inaczej. Mieszkańcy Romanowki, kiedy usłyszeli, że wyjeżdżam do Polski pytali: „Kiedy Ojciec wróci?”. To jest ta radość, że mimo wszystko, ale przez krótki czas mojego tam pobytu zżyliśmy się ze sobą.
- Niech mi Ksiądz powie: potrzebni są kapłani tam, na Syberii?
- Nie tylko potrzebni, ale konieczni. Jezus powiedział: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”. Nie powiedział, że na Syberię nie chodźcie.
- W diecezji irkuckiej, tam, gdzie Ksiądz pracuje, ilu jest księży?
- Zacznę od tego: diecezja ta jest 33 razy większa od obszaru Polski. Na tym terenie pracuje niespełna 40 kapłanów. Myślę, że te liczby jasno pokazują, ile jest jeszcze do zrobienia.
- Małe pytanie z geografii: ile kilometrów Ksiądz musi pokonać, aby mógł odwiedzić rodzinny dom?
- Dokładnie nie wiem, ale będzie to ok. 11 tys. km.
- Duszpasterstwo w Polsce i duszpasterstwo na Syberii. Są jakieś punkty wspólne?
- Na pewno tak, ale zdecydowanie łatwiej znaleźć jest różnice. W Polsce macie już opracowany program duszpasterski. Macie w kościele dzieci, młodzież, różne stowarzyszenia. U nas jest to na dzień dzisiejszy nieosiągalne.
- Z tym naszym duszpasterstwem to też do końca nie jest tak.
- Rozumiem, też macie pewne doświadczenia. Zauważyłem, że w Polsce brakuje szacunku dla kapłana. Ksiądz Polakom potrzebny jest tylko w kościele: ma odprawić Mszę św., ma wyspowiadać, odprawić pogrzeb.
Duszpasterstwo na Wschodzie jest inne, nie ukrywam, że bardziej wymagajace. Ale chciałbym podkreslić taki fakt: pracując na Wschodzie nigdy nie spotkałem się ze złym słowem, oskarżeniem, wyzwiskami. W Polsce niestety tak. To jest przykre, że naród powszechnie uznawany za katolicki nie potrafi uszanować kapłana.
- Co na Kamczatce wiedzą o Janie Pawle II? Jak przyjęli jego odejście do domu Ojca?
- Może to dziwne, ale ludzie tam mieszkający doskonale orientowali się, ile dla Kościoła w Rosji zrobił Jan Paweł II. Chociaż nie doczekali się jego pielgrzymki, znali doskonale jego dobroć. Określali go tylko jednym słowem: „Atiec”. Po jego śmierci były łzy, modlitwy. Było i pytanie: „Co z nami teraz bedzie”?
- Serdecznie dziękuję Księdzu za rozmowę i życzę wytrwałości w pracy ewangelizacyjnej na jakże trudnym terenie. Szczęść Boże.