Wiadomość o śmierci Jana Pawła II zastała nas podczas codziennych obowiązków w Ameryce. Nagle dotarła do nas świadomość, że już nie usłyszymy jego głosu, że już nie udzieli nam rad, wskazówek, że po prostu zostajemy sami. Pojawiły się wyrzuty sumienia, że w czasie, gdy chorował, umierał nie byliśmy z nim. Wcześniej zdarzył się cud! Dziennikarze podali informację, że Jan Paweł II zmarł. Potem, że jednak żyje! Sądzę, że ta niefortunna pomyłka tak naprawdę była wskazówką Ducha Świętego. Od tej chwili życie moje, mojego męża, jak również tych, których mogłam obserwować wokół, stanęło w miejscu. Nic się nie liczyło - poza byciem z nim. Jakie to było cudowne uczucie jednoczenia się na modlitwie. Czy jeszcze raz ktoś na świecie tak nas zjednoczy?
2 kwietnia 2005 r. był moim dniem pracy w polskiej szkole. W tym dniu razem z koleżankami zrozumiałyśmy, dlaczego jesteśmy wśród dzieci polskich emigrantów. Świadome wagi tej chwili cały dzień poświęciłyśmy Papieżowi. Dzieci coś słyszały, ale to było mało. Trzeba było mówić więcej, trzeba było pokazać miejsca w których żył, trzeba było zrobić coś, co uzmysłowi im na czym polegała wielkość Jana Pawła II. Było to dla mnie ogromne doświadczenie i mam nadzieje, że dla tych 14-latków również.
Potem przyszło popołudnie: kościół, modlitwa, świeczki w oknie. Z perspektywy czasu jestem Bogu wdzięczna za tę pomyłkę - dostałam, dostaliśmy, jeszcze jeden dzień, żeby być z Papieżem. Nie zmarnowaliśmy żadnej godziny. Teraz, po roku jego nieobecności mam ogromne wyrzuty sumienia. Tak mało zrobiłam, żeby uważnie słuchać jego słów. Byłam tylko na jednej pielgrzymce, a trzeba było być na wszystkich! Słuchałam słów Papieża, oglądałam transmisje z jego udziałem, ale czy robiłam to z uwagą, koncentracją? Przez miniony rok ilekroć w telewizji widziałam jego twarz... odczuwałam ból. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że ten rok zmienił mnie i ciągle zmienia. Moja tęsknota za Papieżem zmusiła mnie do większego wysiłku intelektualnego. Sięgnęłam do znakomitej biografii Świadek nadziei, zaczęłam zaglądać do Katechizmu Kościoła Katolickiego, obserwuję jak mój mąż czyta encykliki Jana Pawła II. Czuję, że nie mogę już stracić ani jednego dnia. Pozostawił po sobie taki dorobek, że moim obowiązkiem, wyrazem miłości do Boga i do niego jest zapoznanie się z tym wszystkim. Piszę również wiersze. W ten sposób jestem bliżej niego i koję ból jego fizycznej nieobecności, bo jego duch ciągle wywiera wpływ na mnie i na moją rodzinę.
Jeśli przeniosę te refleksje na grunt codziennego zwykłego dnia mogę powiedzieć, że Jan Paweł II jest dla mnie autorytetem. Obserwując jego pokorę, skromność, sposób wartościowania stwierdzam za Papieżem, że każdy z nas jest powołany do świętości. Każdy, a więc i ja - i nie jest to takie trudne, skoro Papież to potrafił i robił to w tak naturalny sposób.
Ten rok spowodował, że zostałam zmuszona do przemyślenia swojej misji w Kościele, w pracy, w domu, do przemyślenia swojego powołania. Nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie on. Ale przemyślenia zmuszają do działania. Świadoma też jestem obowiązku jaki ciąży na mnie jako na matce, żonie. Tylko od nas zależy czy będziemy mówić o Papieżu, zgłębiać jego nauki, czy będziemy dzielić się swoją wiedzą o nim, jako naoczni świadkowie czasów Jana Pawła II. Czy pozwolimy na zapomnienie? Ostatnie moje doświadczenia szkolne pokazały mi również, jaki wielki obowiązek ciąży na mnie jako na wychowawcy młodego pokolenia. Ileż nadziei pokładamy w młodym pokoleniu i jak wiele zależy od nas, ludzi kształtujących ich światopogląd i osobowość.
Wreszcie - jestem dumna z tego, że jestem Polką. W dobie konsumpcjonizmu, materializmu, liberalizmu mój naród pielęgnuje tradycje, gdzie więź rodzinna jest bardzo mocna. Dziękuję Bogu za to i za ten dar, za tę iskrę, która stąd wypłynęła. Gdyby nie polskie korzenie, nie byłoby takiego Papieża. Do takich przemyśleń doszłam w ciągu tego roku, do takich przemyśleń doprowadziła mnie moja tęsknota za naszym Papieżem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu