Czy święci potrafią przemieniać świat? Tylko oni potrafią! Życie wypełnione miłością to najprostsza droga przemiany świata - i tego małego wokół nas, i tego dużego. Taką postacią, która nie przestaje zadziwiać i wciąż fascynuje, jest św. Faustyna. Ona wciąż dokonuje dzieł, których ludzki umysł nie jest w stanie ogarnąć. Zresztą sama powiedziała: „Po śmierci będę jeszcze bardziej przynaglać Boże Miłosierdzie dla dusz”. Św. Faustyna uczy nas ufności wobec Boga we wszystkim. Ale i sama jest uczennicą w szkole Jezusa. Od ziemi rodzinnej - Głogowca i Świnic - przez Łódź, Warszawę, Wilno aż po Łagiewniki. Do końca w szkole Jezusa. Z radością odkrywałem jej obecność w moim kościele i w moim sercu. A ona sama odnajduje nas dla Jezusa.
Przyszła na świat 25 sierpnia 1905 r. w Głogowcu jako trzecie dziecko Marianny i Stanisława Kowalskich. Dwa dni później została ochrzczona w kościele parafialnym w Świnicach Warckich. I tak zaczęła się droga Helenki - Faustyny, która wciąż trwa. W 1921 r. przybyła do Aleksandrowa Łódzkiego jako 16-letnia dziewczyna. Podjęła pracę w piekarni, sklepie i domu państwa Bryszewskich przy ul. Parzęczewskiej 30 (dziś 1 Maja 7). Synek państwa Bryszewskich - Zenek, choć miał wtedy 6 lat, dobrze zapamiętał Helenkę jako osobę niezwykle zaangażowaną w to, co robi, a jednocześnie pełną pokoju i radości.
Po roku wróciła do rodzinnego Głogowca. Na krótko. W 1923 r. przeniosła się, tym razem do Łodzi. Zamieszkała w domu kuzyna swego ojca - Michała Rapackiego, przy ul. Krośnieńskiej 9. Wujek i jego żona przyjęli Helenkę bardzo życzliwie. Wkrótce rozpoczęła ciężką pracę u trzech tercjarek św. Franciszka, które w sposób oschły i niezrozumiały traktowały młodą dziewczynę. To była prawdziwa próba wierności i wytrwałości. W końcu trafiła do Marcjanny Sadowskiej - właścicielki sklepu spożywczego przy ul. Abramowskiego 29. Początkowo pracowała w sklepie, a później zajmowała się prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi. Po latach p. Sadowska wspominała: „ Była zgodliwa i śmieszka, zapobiegliwa i troskliwa”. W tym okresie (1923 r.) na służbie w Łodzi były trzy siostry Kowalskie: Gienia, Helenka i Natalia. Helenka i Gienia służyły w domach położonych naprzeciwko siebie przy ul. Abramowskiego, Natalia zaś w domu przy ul. Nawrot. W tym czasie Helenka dowiedziała się o położonym nieopodal Dziecięcym Szpitalu Anny Marii przy ul. Rokocińskiej (obecnie Szpital im. J. Korczaka przy al. Piłsudskiego), który przeżywał kłopoty finansowe. W szpitalu wyodrębniono tzw. łóżeczka fundowane, które utrzymywały osoby prywatne, a także instytucje. Niestety, Helenka nie była w stanie pomóc materialnie, ale w 1923 r. podjęła próby nawiedzenia dzieci chorych na oddziale chirurgicznym. Było to wówczas możliwe dzięki nowemu lekarzowi naczelnemu Szpitala - doktorowi T. Mogilnickiemu, który stosował politykę otwartych drzwi. Możemy sobie wyobrazić, co działo się w sercu Helenki, która pochylała się nad dziećmi i widziała potrzebę ukojenia zarówno bólu małych pacjentów, jak i cierpienia ich rodziców. W wolnych chwilach Helenka odwiedzała także innych chorych oraz umierających. Pan Jezus nieustannie przygotowywał ją do obdarowania godnością „swojej sekretarki”.
Nadszedł rok 1924 - rok szczególnego wydarzenia w łódzkim Parku Wenecja (obecnie im. J. Słowackiego), przy którym była obecna, oprócz Gieni, również koleżanka Helenki - Lucyna Strzelecka, późniejsza urszulanka. Pan Jezus poprowadził Helenkę do katedry, gdzie podjęła ostateczną decyzję - być całą dla Jezusa... Nazajutrz wyjechała do Warszawy.
Bogu niech będą dzięki za łódzkie ślady św. s. Faustyny. Odkrywajmy je w duchu modlitwy o miłosierdzie dla nas i całego świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu