Poczekalnia
Reklama
Nie tak dawno czekałem na autobus na dworcu w Zamościu. Obok
mnie byli inni oczekujący. Jedni z nich spacerowali wzdłuż budynku
dworcowego, inni przeglądali afisze i ogłoszenia, jeszcze inni nerwowo
zaciągali się dymem z papierosa, inni czytali gazetę. Niektórzy już
kolejny raz czytali rozkład jazdy autobusów, wszyscy spoglądali na
zegarki. Pomimo że jeszcze nie nadszedł czas, widać było, że oczekiwanie
każdemu się dłużyło. Kiedy nadjechał autobus, można było dostrzec
wśród oczekujących uczucie ulgi i zadowolenia. Zakończyło się oczekiwanie,
wszyscy wsiedli do autobusu i odjechali.
Każdy z nas ciągle na coś czeka. Jedni na podwyższenie
emerytur i rent, inni na podwyższenie pensji, a jeszcze inni na znalezienie
pracy, bezdomni na znalezienie mieszkania, biznesmeni na polepszenie
koniunktury gospodarczej. Małe dzieci oczekują na św. Mikołaja, większe
na dobre oceny w szkole, ludzie młodzi oczekują prawdziwej miłości,
rodzice oczekują szacunku od swoich dzieci, dziadkowie wdzięczności
od swoich dzieci i wnuków. Podwładni oczekują docenienia ich pracy
przez przełożonych, a przełożeni subordynacji od swoich podwładnych.
Podróżni oczekują na odjazd autobusów, pociągów lub samolotów.
Podmiotem oczekiwania są także narody, a nawet cała ludzkość.
Narody oczekują lepszej przyszłości, wzajemnego zrozumienia i pokoju.
Nasz naród oczekuje polepszenia warunków życia, lepszego startu życiowego
dla ludzi młodych, wyrównania szans życiowych dla wszystkich obywateli.
Wyborcy (naiwni!) czekają na wypełnienie obietnic przedwyborczych
polityków, politycy na odpowiednie warunki do ich wypełnienia. Ludzkość
znękana wojnami, terroryzmem, niesprawiedliwością oczekuje pokoju.
Biedne narody liczą na poczucie sprawiedliwości i zrozumienie ze
strony bogatych, z kolei bogaci oczekują jak największych zysków
kosztem ubogich.
Jednym słowem można powiedzieć, że świat jest jedną wielką
poczekalnią, w której wszyscy na coś czekają. Niektóre oczekiwania
są płonne. Ludzkość oczekiwała czasów, kiedy będzie trwała wieczna
młodość, życie dostatnie, bez zmartwień i końca. Płonne okazały się
też oczekiwania na spełnienie się obietnic składanych przez kolejne
ekipy rządowe.
Nie spełnią się też oczekiwania na świat szczęśliwy,
bez niesprawiedliwości i wojen, pomimo że tyle razy takie obietnice
z wielu źródeł serwowano. Takiego świata nie zbudują ani bombowce
B-52, ani pociski zdalnie sterujące, ani inna tzw. inteligentna broń,
pomimo że coraz częściej jest używana dla budowania lepszej przyszłości
świata. Spełniają się słowa proroka Jeremiasza: "Oczekujemy pokoju
- ale nie ma nic dobrego; czasu uleczenia - ale oto przerażenie!" (
Jr 8, 15). Dotychczasowa historia świata, także nie tak odległa,
pokazuje, że szczęścia, pokoju i pomyślności nie zbuduje się w oparciu
o siłę. Pozbawione siły moralnej mocarstwa, kolosy na glinianych
nogach, upadały, często pod ciosami słabych militarnie, ale mocnych
duchowo społeczeństw.
Spełnione obietnice
Adwent przypomina nam o oczekiwaniu na wypełnienie się obietnic
religijnych. Już w Starym Testamencie Bóg wpisał w serce człowieka
oczekiwanie na przyjście Zbawiciela, narodzonego z Niewiasty. Do
szatana, który nakłonił pierwszych ludzi do grzechu, Pan Bóg powiedział: "
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo
twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu
piętę" (Rdz 3, 15). Cała dramatyczna historia Starego Testamentu
była oczekiwaniem na wypełnienie się tej obietnicy danej przez Boga,
która była w dalszym ciągu ponawiana za pośrednictwem proroków, a
jej wypełnienie miało być znakiem najwyższej potęgi Stwórcy: "Dlatego
Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go
imieniem Emmanuel" (Iz 7, 14).
Całe pokolenia dziewcząt izraelskich oczekiwały na wybór
ich przez Boga na Matkę Zbawiciela. Oczekiwania nie okazały się płonne,
bo Bóg, w przeciwieństwie do niektórych ludzi, dotrzymuje złożonych
obietnic: "Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego,
zrodzonego z niewiasty" (Ga 4, 4). Zapowiadaną przed wiekami niewiastą
jest Najświętsza Maryja Panna, a Emmanuelem, czyli Bogiem z nami,
jest Jezus Chrystus.
Niespełnione nadzieje
Przyjście Chrystusa na świat nie spełniło nadziei wszystkich
oczekujących. Niektórzy Go nie zauważyli, inni zlekceważyli, ponieważ
urodził się nie w pałacu, ale stajni, mieszkał na prowincji. Nawet
późniejszy Apostoł ze zdziwieniem zapyta: "Czyż może być co dobrego
z Nazaretu?"(J 1, 46), na wieść o Jego narodzeniu "(...) król Herod,
przeraził się, a z nim cała Jerozolima" (Mt 2, 3). Ludzie w większości
zajęci byli swoimi sprawami i niewielu przejmowało się narodzinami
kolejnego dziecka, pomimo że towarzyszyły im nadzwyczajne znaki.
Zainteresowali się nimi tylko nieliczni, z różnych stanów, od ubogich
pasterzy do bogatych i wykształconych Mędrców.
Nawet Apostołowie oczekiwali, że Jezus zbuduje doczesną
potęgę Izraela, zostanie jego królem, a oni będą jego najbliższymi
współpracownikami. Byli tak pewni swoich godności, że spierali się
nawet, podobnie jak współcześni politycy, kto, gdzie i jakie miejsce
zajmie. Po Jego śmieci uczniowie nie ukrywali swojego rozczarowania
i rozgoryczenia, czemu dali wyraz dwaj z nich podążający do Emaus: "
A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela" (Łk
24, 21). A przecież Pan Jezus wyraźnie mówił im to, co potwierdził
później przed Piłatem: "Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby
królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie
został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd" (J 18,
36).
Pomóż w rozwoju naszego portalu