Dużą popularnością cieszą się dziś programy telewizyjne, których wspólną ideą jest metamorfoza brzydkiego kaczątka w piękną królewnę, czasami w królewicza. Miliony widzów śledzi dramatyczną walkę i katorżniczą pracę, jakiej poddają się uczestnicy, aby lustro powiedziało im wreszcie „jesteś piękna”. Tak już jest, że człowiek z łatwością dostrzega brzydotę swojej fizjonomii, a pozostaje ślepy na liche „umeblowanie” własnego wnętrza. Bardziej unieszczęśliwia nas krzywy nos, albo grube nogi, niż powikłane życie moralne. Podejmujemy nie lada trudy i wyrzeczenia, żeby osiągnąć jakiś mniej lub bardziej sprecyzowany ideał, ale na ćwiczenia duchowe nie starcza nam czasu, cierpliwości, lub nie czujemy takiej potrzeby. Chirurgia naszego duchowego wnętrza jest zbyt kosztowna i bolesna. Trzeba pozbyć się czegoś, co wrosło w nas i stało się naszą częścią, choć sami nie zdajemy sobie sprawy, że rakotwórczą...
Są jednak wydarzenia, które sprzyjają takim rozrachunkom. Do nich należy sierpniowa pielgrzymka, która każdego roku jak okręt zagarnia tysiące ludzi i zabiera do tronu Matki na Jasnej Górze. Można przejść ten szlak, jak turysta: oglądać mijane wsie, miasta, podziwiać krajobrazy, śpiewać i klaskać, cieszyć się chwilą, przyrodą, byciem z innymi. Można wędrować z nastawieniem towarzyskim, poznać sympatyczną „siostrę” lub „brata”. Jeśli tylko taki będzie motyw pielgrzymowania, to czegoś ważnego tu zabraknie. Stracimy szansę na wewnętrzną metamorfozę. A przecież szliśmy do Matki Jezusa, który, jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii mszalnej, przemienił się na górze Tabor. Piotr, Jakub i jego brat Jan zobaczyli swego Nauczyciela w pełnej chwale po to, aby umocnić swoją wiarę w Tego, którego przecież tyle razy widzieli po ludzku głodnym, zmęczonym, a zobaczą w momencie skrajnego poniżenia.
Pielgrzymka może być taką wędrówką ku górze Tabor, górze Przemiany. Mamy przemieniać się tak, aby inni zobaczyli, że stajemy się jeśli jeszcze nie świątynią, to przynajmniej małym kościółkiem Boga. Rytmiczna wędrówka, modlitwa i konferencje sprzyjają wyzwalaniu myśli, które upychamy na dnie naszej świadomości. Może warto je wówczas wyzwolić, przyjrzeć się sobie, rozpoznać to, co nas duchowo szpeci. A potem zdecydować się na radykalną kurację upiększającą naszego ducha.
Pomóż w rozwoju naszego portalu