Prawdopodobne może być to, że właśnie w okresie zaborów następowało
masowe przechodzenie miejscowej ludności na katolicyzm. Powodem tego
mógł być ukaz carski z 1839 r. likwidujący kościół unicki. Najbardziej
decyzja ta dotknęła ludność na Podlasiu i Chełmszczyźnie. Przypisywanie
do prawosławia odbywało się przy pomocy policyjno-wojskowych ekspedycji.
Spotkało się to z oporem, tak czynnym, jak i biernym. Ludność wiejska
wychowana w poszanowaniu dla tradycji nie bardzo miała chęć podporządkowywać
się decyzjom zaborcy i mimo tego, że ich świadomość narodowa dopiero
się kształtowała nie chcieli przynależeć do Kościoła, który był narzucany
siłą. Prawosławie w interpretacji rządu carskiego, kojarzyło się
z represjami i wyzyskiem społeczno-ekonomicznym. Funkcjonujący do
tej pory Kościół unicki pomimo wielu zawirowań i przeciwności był
w środowisku powszechnie uznawany i pozwalał na lepsze funkcjonowanie
w wielonarodowym państwie, jakim do rozbiorów była Rzeczypospolita.
Pochodzenie ludności z terenów wschodnich oraz znajomość języków
pochodzenia ruskiego pozwoliły na to, żeby w czasach represji carskich
po 1864 r., wcześniej niż w innych miejscowościach, rozpocząć powszechną
edukację elementarną. Wcale nie świadczy to o tym, że tutejsi mieszkańcy
popierali politykę rządu carskiego, ale można przypuszczać, że zdawali
sobie sprawę ze znaczenia, jakie ma dla przyszłości człowieka umiejętność
czytania i pisania.
Rok 1864 zamknął całą epokę powstań polskich. Nadchodzące
czasy miały przynieść gorsze warunki życia dla społeczeństwa polskiego
poprzez zaostrzenie polityki antypolskiej. Władze carskie zmierzały
do całkowitej rusyfikacji kraju. Jednym z najważniejszych środków,
mających doprowadzić do tego celu, miała być szkoła. Już w roku 1864
wprowadzono do wszystkich szkół naukę języka rosyjskiego. Od 1871
r. we wszystkich szkołach początkowych język ten stał się obowiązkowym
przedmiotem nauczania, a od 1885 r. uczono tylko po rosyjsku. Chociaż
bezpośrednio Chojewa nie dotyczy ta informacja, ponieważ wieś leżała
na terenie Cesarstwa Rosyjskiego, to warto czytelników zapoznać z
ukazem carskim o nauczycielach i języku wykładowym szkół początkowych
w Królestwie Polskim z 5 marca 1885 r., który brzmiał:
(...) 1. Nauczycieli szkół początkowych miejskich, gminnych
i wiejskich mianują bezpośrednio naczelnicy dyrekcji naukowych, głównie
spomiędzy osób, które ukończyły seminaria nauczycielskie, a w braku
takich kandydatów - z osób mających świadectwo na godność nauczyciela (
...)
2. We wszystkich wskazanych w poprzedzającym artykule
szkołach wykłady odbywają się w języku rosyjskim, z wyjątkiem nauki
religii w językach obcych (wszystkie oprócz prawosławnego).
Odnośnie do Chojewa są na ten temat ciekawe informacje,
które mówią:
"Chojewo - szkoła gramoty. Otwarta w 1884 r., później
cerkiewno - parafialna. Mieściła się w wynajętym domu. W roku szkolnym
1884/1885 uczyło się 25 uczniów (w tym 17 katolików), w 1885/1886
i 1886/1887 r. - uczy się w niej 18 chłopców". Białoruske Zeszyty
Historyczne 7, 138].
W Królestwie okres popowstaniowy (jak wcześniej wspomniano)
przyniósł stopniową rusyfikację szkoły. Umieszczone w małych ośrodkach,
powstałe z kursów pedagogicznych, seminaria nauczycielskie stały
na niskim poziomie. Sieć szkół elementarnych była rzadka, a ich poziom
- niski. Przyrost liczby szkół pozostawał znacznie w tyle za przyrostem
ludności. Pierwszy spis powszechny w 1897 r. wykazał jeszcze blisko
70% analfabetów. Walka z analfabetyzmem na przełomie XIX i XX w.
odbywać się będzie nielegalnie poza ramami rosyjskiej szkoły elementarnej,
obejmującej zaledwie 18% dzieci w wieku szkolnym. Procent analfabetyzmu
w samym cesarstwie był jeszcze wyższy.
Na podstawie danych z pierwszego spisu powszechnego z
1897 r.dowiadujemy się, że w Chojewie w 87 domach zamieszkuje 496
osób. Liczba ta uświadamia, że wieś nie była mała, a ilością mieszkańców
jest o ponad 100 większa niż w chwili obecnej.
Wystąpienia rewolucyjne w Rosji w 1905 r. uświadomiły
władzom carskim, że polityka, jaką władze stosują przede wszystkim
wobec obywateli polskiego pochodzenia, nie tylko nie osiągają zamierzonego
celu, ale wręcz ma odwrotny skutek. Postanowiono złagodzić represje
w dziedzinie edukacji i pozwolono prowadzić zajęcia lekcyjne po polsku.
Na efekty tego postanowienia nie trzeba było długo czekać, a Chojewo
jest tego najlepszym przykładem.
W pierwszych latach XX w., a dokładnie w 1906 r. w szkole
w Chojewie uczy się 14 chłopców i 7 dziewcząt. Nauczycielem jest
chłop Bazyl Tur, mający ukończoną szkołę ludową (BZH 7, 138).
Interesujący jest fakt, że w szkole tej kształcą się
też dziewczęta, co w tamtych czasach w środowiskach wiejskich należało
do rzadkości.
Dla bardziej szczegółowego wyobrażenia o szkolnictwie
w Chojewie z tamtego okresu należy przyjrzeć się, jak wyglądała ta
statystyka na tle ziem polskich we wszystkich trzech zaborach.
W drugiej połowie XIX w. najmniej analfabetów było na
ziemiach polskich zaboru pruskiego. Istniejąca tam szkoła ludowa
była szkołą niemiecką, stawiającą sobie za cel germanizację ludności
polskiej. Politykę germanizacyjną realizowano z całą bezwzględnością,
a przymus edukacyjny zmniejszał tym samym ilość analfabetów i wynosił
on około 4%. W analogicznym okresie w Galicji autonomia stworzyła
możliwości rozwoju szkolnictwa ludowego z polskim lub ukraińskim
językiem wykładowym. Od roku 1872 Sejm Krajowy wprowadził obowiązek
szkolny i bezpłatność nauczania. W praktyce doprowadzono do tego,
że do szkół uczęszczała połowa dzieci, wobec 34% w końcu lat 60.,
a odsetek analfabetów spadł z 81% w roku 1880 do 56% w roku 1900.
W przededniu I wojny światowej w szkołach elementarnych
na 1000 mieszkańców przypadało w Poznańskiem 193 uczniów, w Galicji
129, w Królestwie 30. Porównując to z Chojewem, gdzie mieszkało około
500 osób, a do szkoły uczęszczało około 25 uczniów to średnia w porównaniu
z Królestwem jest o ponad 60% wyższa. Można na podstawie niniejszych
danych wnioskować, iż popularność edukacyjna powoli, ale stopniowo
wzrasta.
Początkowe lata XX w. to okres nasilających się ambicji
imperialistycznych wielu państw, szczególnie europejskich. W narodzie
polskim ponownie dochodzą do głosu echa niepodległościowe. Ludność
wiejska na ziemiach polskich nie pozostaje obojętna wobec nadziei
na wolną ojczyznę. W konspiracji i z obawą przed represjami, ale
z ogromnym zaangażowaniem w wielu wsiach organizują się nielegalne
szkoły, w, których nielegalnie, ale po polsku, często bez zapłaty
uczą nie rzadko nie mający kwalifikacji nauczyciele. Taką miejscowością
było Chojewo. Nie czekając na definitywne zakończenie wojny i wolność,
organizują masowe kształcenie swoich dzieci. Kwestia ta zostanie
omówiona w następnym rozdziale, ponieważ informacje dotyczące tamtych
lat uzyskałem od zmarłej w tym roku uczennicy ówczesnej szkoły Pani
Adeli Gołąbieckiej z domu Puchalska. Była ona najstarszą mieszkanką
Chojewa, z którą udało mi się na temat tamtej szkoły porozmawiać.
Mimo swoich 93 lat doskonale pamiętała czasy, kiedy była uczennicą.
Miałem przyjemność rozmawiać z nią kilka razy i podczas
każdej rozmowy odnosiłem wrażenie, że mówi o tym z wielką ochotą.
To dzięki jej informacjom dowiedziałem się jak funkcjonowało szkolnictwo
przed wybuchem I wojny światowej i podczas jej trwania. Pani Adela
wspominała: Do szkoły zaczęłam chodzić w wieku siedmiu lat. Ile dzieci
chodziło ze mną - tego nie pamiętam, ale było nas niemało. Lekcje
odbywały się z rana od godz. 8.00 do południa, później szliśmy do
domu na obiad, a po obiedzie znów do szkoły. Nauka nie była przymusowa,
ale wiele osób chciało nauczyć się pisać i czytać. Brakowało podręczników.
Było kilka egzemplarzy elementarza, ale nie bardzo pamiętam jak on
wyglądał. Wiem, że uczyliśmy się dzielić wyrazy na sylaby, często
odbywało się to tak, że nauczycielka mówiła jakiś wyraz, a cała klasa
głośno sylabizowała. Jako elementarz służyła nam bardzo często książeczka
do nabożeństwa. W tamtych czasach uczono nas także podstawowych działań
matematycznych. Nauczycielką była nazywana przez wszystkich Makowiecczanka.
Pochodziła ona z rodziny szlacheckiej, która miała majątek ziemski
w oddalonej o 3 km od Chojewa wsi Bodaki. Budynek szkolny mieścił
się w prywatnym domu należącym do rodziny Andrzejczuków (przez miejscowych
nazywanych "Szewczuki"). W 1916 r., gdy podczas działań wojennych
na nasze tereny przybyły wojska niemieckie przez jeden, a może dwa
miesiące chodziłam do szkoły w Kiersnowie. Uczono nas tam języka
niemieckiego. Nauczycielką była córka wójta, ale imienia i nazwiska
jej nie pamiętam.
Na podstawie relacji Pani Adeli próbowałem ustalić trochę
więcej informacji dotyczących tamtego okresu. Udało mi się telefonicznie
porozmawiać z rodziną Jadwigi Makowieckiej (Makowiecczanki). Mieszkają
oni obecnie w Białymstoku. Dowiedziałem się, że wspomniana nauczycielka
wyszła za mąż i wyjechała w latach 20. XX w. do Warszawy. Tam jako
pani Wiszewska w 1925 r. urodziła syna i prawdopodobnie zmarła przy
porodzie. Jej syn żyje do dnia dzisiejszego. Jeżeli chodzi o nauczycielkę
uczącą w 1916 r. w Kiersnowie, to w tej sprawie udzielił mi informacji
najstarszy mieszkaniec Kiersnowa. Roman Kiersnowski ur. w 1909 r.
Najprawdopodobniej była to Bolesława Kiersnowska córka Wiktora.
W okresie poprzedzającym zakończenie działań wojennych
chojewskie dzieci kształciły się przez krótki okres czasu pod okiem
miejscowego nauczyciela Aleksandra Markiewicza. Poprzednie jego nazwisko
brzmiało "Krysiuk". Niestety, los nie był dla niego łaskawy. Zmarł
w wieku ok. 26 lat na gruźlicę, która w tamtym okresie zbierała "
obfite żniwo". Na temat jego wykształcenia nie otrzymałem jasnych
informacji. Jego bratanica Genowefa Gołębiecka z domu Markiewicz
mówiła mi, że słyszała, iż ukończył on więcej klas niż kończono na
wsi. Z relacji innego mieszkańca Chojewa Celestyna Wróbla (ur.1913
r.) dowiedziałem się, że Aleksander Markiewicz uczył jego siostrę
Janinę (ur. 1909 r.). Pan Celestyn powiedział, że po śmierci Markiewicza
jego siostra bardzo płakała. Dzieci lubiły go i nie mogły pogodzić
się z jego śmiercią.
Po 123 latach niewoli przyszła wreszcie upragniona niepodległość,
a wraz z nią ogromne problemy związane z organizacją nowej państwowości.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu