Stare przysłowie mówi, że na Boże Narodzenie przybywa dnia na
kurze przystąpienie, a na Nowy Rok na barani skok. Jakby nie mierzyć
czasu, to w Gody dzień krótki, a wieczory długie. Nie tylko długie,
ale święte! Stara tradycja, pielęgnowana do dzisiaj w nadbużańskich
parafiach, potwierdza, że wieczory od Wigilii do Nowego Roku a nawet
do trzech Króli to wieczory święte.
Kilkanaście wsi chełmskiego Nadbuża w parafiach Świerże,
Dorohusk, Uhrusk czy Dubienka do dzisiaj żyje swoistym klimatem dawnej
tradycji. Miejscowa ludność, wspólnie z przesiedleńcami w Wołynia,
na pamiątkę odwiedzin pastuszków w grocie Narodzenia Dzieciątka i
odwiedzin Trzech Króli przeżywa święte wieczory. Czas misterium bożonarodzeniowego
przenosi się do tradycji rodzinnej i sąsiedzkiej. Wieczory to czas
odwiedzin u rodziny i krewnych, czas przekazywania gościńca i kolędowania.
Nic tak nie łączy ludzkich serc, jak wspólne kolędowanie z babcinej
kantyczki. Ano, jak to było w owe wieczory sto lat temu w Świerżach,
Okopach Starych czy w Rymaczach i Jagodzinie?
Po świętych Młodziankach każdy dzień był pracowity, pełen
zachodu i huku na idący karnawał. Ledwie jawiły się zorze, życie
jakby cichło, nabierało świątecznego rumieńca, wieś stawała się łagodniejsza.
Od zachodu słońca nikt nie łamał święta. Nie wolno było drwa rąbać
- bo lód na rzece pęknie i ludzi potopi, a latem pioruny będą biły.
Nie wolno było handlować, pieniędzy pożyczać ani oddawać, bo pójdą
wniwecz, jak judaszowe. Jeśli gospodarz wieczorem pożyczy karmy dla
zwierząt - cały rok będzie mu jej brakować. Kobiety i gospodynie
prać w wieczory też nie mogły, bo oczy od łez by im nie obeschły.
Nie szyły, ani nie haftowały, by rodzącemu się cielątku podniebienia
nie zaszyć; wieczorami nie motały nici, by uchronić się od wilków
i złych ludzi. Po zmroku panny sprzątać nie mogły, bo wtedy w izbie
tańczyłyby tylko anioły. Nie zamykano okiennic, zostawiano otwarte
wrota, gdyż wierzono, że dusze zmarłych przodków na świętowanie przychodzą.
Psy trzymano na uwięzi, a nie zdarzało się, by wówczas cokolwiek
zginęło. Każdy miał być odświętnie ubrany, jakby czekał na najzacniejszego
gościa, na Boże Dzieciątko. Rozsiadano się wówczas wygodnie przy
piecach, przed obrazem Bogurodzicy paliła się lampka, a starsi opowiadali
dzieciom historie z życia Jezusa. Przychodzili sąsiedzi i krewni,
by w każdy wieczór z kim innym kolędować.
Obyczaj kazał, by wchodzący przed drzwiami gromadnie trzy
razy przytupywali, żeby szczęście przybić i pozdrawiali domowników.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus ze świętym wieczorem!
- A na wieki wieków. Witajcież do nas!
- Matko przyczyń się za nami, któraś do Elżbiety chodziła.
- Bądź pozdrowiona, któraś w stajni Pana porodziła!
Dzieciom i najstarszym w rodzie przynoszono gościńce (pierogi
pieczone z gruszkami, makiem i fasolą, orzechy oraz miód), powiązane
w białe chusteczki.
- Daj wam Boże, żeby w nowym roku ani soli, ani chleba i
wszystkiego, czego trzeba wam i rodowi nie zabrakło.
- Daj Boże i wam i nam - odpowiadano, prosząc gości do izby.
Prawił się święty wieczór. Mówią, że pająka zabić nie można,
bo jak Matka Boska chowała się z Jezusem, to pająk wejście do groty
zasnuł. A to mówią, że osika to się trzęsie ze strachu, bo w deszcz
nie przyjęła pod liście Matki z Dzieciątkiem, a schronienie otrzymali
od leszczyny. W nagrodę orzechy są smaczne i w leszczynę pioruny
nie biją. Opowiadano o dzieciństwie Jezusa, o cudzie w Kanie Galilejskiej.
Posyłano też młodzieńca z opłatkiem po wodę. Najpierw wrzucał odrobinę,
potem czerpał wodę, przynosił do domu. Wszyscy pili, leczyć miała
chore gardła jak święte wino. Śpiewano przy tym długie pastorałki.
Zamożnością każdego domu były kantyczki. Dobywano je ze skrzyni i
jak z mistycznego świata zapamiętaną po przodkach melodię dawną nucono
na chwałę Pana. Pastorałki dawne, tak urokliwe, opowiadały o całym
świecie cudów, który tak uroczył każde wrażliwe serce. Pamiętam ich
dziesiątki. Tę o świętych pannach i męczennicach, które z pokłonem
szły do dzieciątka i tę, którą szczególnie upatrzyli sobie młodzieńcy
o św. Szczepanie i Janie, którzy podążali do lichej szopy. W wieczory
opowiadano także o aniołach; dzieciom od tych opowieści aż rosły
skrzydła. A mówiła mi babcia, pamiętam, że każdy ma swego Anioła,
co go stróżem nazywają. Dostaje go człowiek, gdy się rodzi. Anioł
ma czystą księgę, w której zapisuje uczynki: dobre złotym atramentem,
a złe wodą. Woda wysycha, więc tylko dobre zapisane zostają ... Był
też czas na poczęstunek, na gościnę. Dorosłych częstowano winem,
potocznie nazywanym kwasem. Długo trwał taki wieczór, by następnego
dnia po zmierzchu przenieść się do następnego i tam świętować. W
święte wieczory nie wyprawiano zabaw, nawet służba miała wolne, bo
godzono ją dopiero od Trzech Króli. Dopiero szczodry wieczór sylwestrowy
otwierał karnawał.
W święte wieczory od dworu do najbiedniejszej chaty śnieżne
ścieżki deptali kolędnicy z gwiazdą, prowadzono po wsi Heroda ze
świtą, niejeden dziad przychodził ze skrzypką i powinszowaniem: "
Na zdrowie, na szczęście, na święte wieczory, byście byli zawsze
młodzi, jak miesiączek młody, a wasza gospodyni jak hoża jutrzenka,
hej kolęda, kolęda!".
Pomóż w rozwoju naszego portalu