„Prosiłem Cię, Panie, o siłę, aby zyskać powodzenie,
Ty uczyniłeś mnie słabym, abym nauczył się słuchać.
Prosiłem Cię o zdrowie, by dokonywać wielkich rzeczy,
otrzymałem kalectwo, abym spełniał rzeczy lepsze.
Prosiłem o bogactwo, żeby być szczęśliwym,
otrzymałem ubóstwo, abym był mądry.
Prosiłem Cię o władzę i znaczenie, aby cenili mnie ludzie,
otrzymałem zależność, bym odczuł potrzebę Ciebie.
Prosiłem o przyjaciela, żeby nie żyć samotnie,
a Ty dałeś mi serce, abym ukochał wszystkich ludzi.
Prosiłem Cię o radość,
a Ty dałeś mi życie, żebym radował się wszystkim.
Nie mam nic z tego, o co prosiłem, ale mam wszystko to,
czego się spodziewałem, i jakby wbrew mnie samemu moje
niewyrażone jeszcze prośby zostały wysłuchane.
Jestem najhojniej obdarowany spośród wszystkich ludzi...”.
Z tablicy na budynku Instytutu Rehabilitacyjnego w Nowym Jorku
Kilkanaście lat temu w niedzielne przedpołudnie szedłem asfaltowaną drogą z rodzinnej wsi rodziców do powiatowego szpitala, by odwiedzić chorą matkę. W teczce niosłem owoce, słodycze i czasopisma kościelne. Ludzie pędzili swoimi autami do pięknego, barokowego kościoła na Mszę św. Bolałem nad tym, że nikt nie zatrzymał się, aby mnie podwieźć, zapytać dokąd spieszę. Niektórzy wiedzieli, że idę pięć kilometrów do cierpiącej matki, ale mimo to - rozparci w wygodnych siedzeniach samochodów - zapomnieli o największym przykazaniu Chrystusa: „Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego...”.
Może nawet nie wiedzieli, że egoizm czyni człowieka samotnym, opuszczonym, niepotrzebnym. Pomyślałem sobie wtedy: „Boże, Ty mnie i mojej Matki nie opuścisz w cierpieniu, bo Ty najlepiej znasz ludzkie słabości i pęd do złudnego bogactwa materialnego”. Św. Jakub Apostoł pisze: „Za pełną radość poczytujcie sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia na próbę waszą wiarę, rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś powinna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali i bez zarzutu, w niczym nie wykazując braków” (Jk 1, 2-4).
Najłatwiej być wyznawcą Chrystusa, gdy wszystko dobrze się układa, gdy niczego nie brakuje, gdy ma się rodzinę i przyjaciół, gdy jest się zdrowym. Wtedy też chętnie chodzi się do kościoła na Mszę św., a śpiew wydaje się być takim radosnym. Ale gdy przychodzi nieprzewidziane cierpienie, wtedy trzeba umieć zaufać Bogu, tak jak Chrystus pokornie zawierzył w Ogrójcu Ojcu Niebieskiemu: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”.
Pewien misjonarz, który był moim gościem opowiedział mi o ciekawym zdarzeniu, świadczącym o głębokim zaufaniu Chrystusowi: „Na jednej z wysp Pacyfiku spotkałem Japonkę, ofiarę trądu. Kilka lat wcześniej wygrała ona konkurs piękności w swoim kraju. Jej fotografie były zamieszczane we wszystkich ilustrowanych czasopismach Japonii. Wyszła za mąż za bogatego i cenionego człowieka. Krótko jednak po ślubie jej szczęście prysło. Na swoim dotąd pięknym ciele odkryła oznaki trądu. Początkowo tę chorobę ukrywała. Po pewnym czasie podzieliła los milionów trędowatych. Została odizolowana od społeczeństwa i już nigdy nie widziała ani męża, ani swojej rodziny. Ta oszpecona i okaleczona kobieta powiedziała mi te wzruszające i głębokie słowa: „Dziękuję Bogu każdego dnia, że siostry znalazły mnie i zabrały tutaj. Nie mogę cię widzieć ojcze, ale mogę widzieć Boga i dziękować Mu za tę chorobę. Gdybym nie zachorowała na tę chorobę, nigdy bym się tu nie znalazła i nie uczyła się o Bogu. Bóg dał mi łaskę wiary - to jest dla mnie wspaniałe wynagrodzenie za moje cierpienie. Straciłam męża i moją rodzinę, ale mam Boga”.
Ordynatora jednego z klinik szczecińskiego szpitala pytam, czy do wszystkich chorych przybywają krewni i znajomi, czy o stan zdrowia wszystkich pacjentów troszczą się bliscy. Odpowiedź padła: „Niestety, nie o wszystkich. Tacy chorzy wolniej wracają do zdrowia. Czują się odosobnieni, niepotrzebni zdrowemu społeczeństwu. Połowa skutecznego leczenia, to życzliwe słowo personelu medycznego, rodziny oraz przyjaciół”.
Rozmawiałem również z jedną z osamotnionych pacjentek. Oto jej słowa: „Leżę tu już pół roku, raz tylko odwiedził mnie syn. Ratuje mnie przed „wykończeniem” jedna książka - Nowy Testament. Śledząc mękę i śmierć Pana Jezusa na stronach Ewangelii, łatwiej znieść cierpienie i samotność”.
Obyśmy umieli pomagać innym znosić cierpienie na wzór Szymona pomagającego nieść krzyż Chrystusowi. Nikt przecież nie żyje dla siebie. Cierpienia oczyszczają człowieka w zbliżaniu się do Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu