Katarzyna Kawa: - Jak długo jest Ksiądz duszpasterzem w rzeszowskim hospicjum?
Ks. Piotr Fortuna: - Po przybyciu na parafię Świętego Krzyża w Rzeszowie, w sierpniu 2005 r., Ksiądz Proboszcz zaproponował mi przejęcie posługi w hospicjum po odchodzącym ks. Józefie Jaworskim. Nie odmówiłem, więc kilka dni później zostałem mianowany przez Księdza Biskupa kapelanem Oddziału Opieki Paliatywno-Hospicyjnej w Rzeszowie. Myślę, że półtora roku to niewiele, by nabyć doświadczenia, dlatego wciąż się uczę.
- Na czym polega praca w hospicjum?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- To przede wszystkim towarzyszenie choremu w jego cierpieniu. To różnoraka pomoc, by chory mógł godnie przeżywać to, czego doświadcza. Wyraża się ona w uśmierzaniu bólu - tego fizycznego - poprzez środki farmakologiczne, ale także i tego duchowego, dla którego lekarstwem może być nasza obecność. Chorego nie można zostawić samego z jego cierpieniem.
- Jaką rolę odgrywa kapłan w takim miejscu, gdzie przebywają ludzie cierpiący?
Reklama
- Zadaniem każdego kapłana jest przybliżać ludziom Chrystusa i prowadzić do Niego. Jezus nie przeszedł nigdy obojętnie wobec chorych. On i dzisiaj chce się jednoczyć z nimi i umacniać ich, a czyni to przez łaskę sakramentalną. Stąd też główne zadanie kapłana w hospicjum to posługa sakramentalna, to jednanie ludzi z Bogiem w sakramencie spowiedzi i umacnianie ich Eucharystią i sakramentem namaszczenia. Niezmiernie ważne jest także to, o czym już wcześniej wspomniałem: towarzyszenie choremu choćby przez krótką chwilę i dobre słowo.
- Najczęstszymi życzeniami, jakie sobie składamy, to życzenia zdrowia - jak wobec cierpienia, choroby powinien zachowywać się chrześcijanin?
- Utarły się wśród ludzi takie przekonania: „byle tylko zdrowie było”, albo „najważniejsze to zdrowie”. A ilu jest wśród nas ludzi zdrowych, a mimo to nieszczęśliwych. Tymczasem na oddziale opieki paliatywnej spokałem wielu takich, którzy mimo iż chwilami wili się z bólu, to jednak byli szczęśliwi. Dla chrześcijanina nie może być lepszego wzoru w podejściu do cierpienia niż sam Chrystus. On w takiej sytuacji modlił się: „Ojcze, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. Trzeba się leczyć, walczyć z chorobą, modlić o zdrowie, ale koniecznie także zaakceptować to, co nas spotkało i zdać się na wolę Bożą.
- Dlaczego Kościół tak bardzo ceni obecność i modlitwę ludzi cierpiących?
- Może nieraz zastanawialiśmy się, dlaczego Bóg dla zbawienia świata wybrał mękę, cierpienie swojego Syna. Czy w swojej mądrości i wszechmocy nie mógł tego inaczej dokonać? Mógł, ale widocznie cierpienie ma dla Niego przeogromną wartość. Stąd też i Kościół traktuje chorych jak wielki skarb. Oni są drugim Chrystusem nadal cierpiącym i zbawiającym nas.
- Czy w czasie swojego doświadczenia duszpasterskiego spotkał Ksiądz człowieka, którego historia może obudzić nadzieję w sercach chorych, a także w ich rodzinach?
- Bogatych historii ludzkich, szczególnie tych, co po latach dzięki cierpieniu, chorobie zbliżyli się do Boga i odeszli pojednani z Nim, jest wiele. Mnie jednak i myślę, że także wszystkim pracownikom hospicjum, szczególnie w pamięci pozostała osoba pani Moniki, trzydziestokilkuletniej kobiety. W grudniu 2005 r. urodziła drugą córkę. Przed Świętami trafiła na nasz oddział. Ponieważ była obłożnie chora i nie mogła opuścić hospicjum, w drugi dzień Świąt ochrzciłem na oddziale jej córeczkę. Pani Monika była świadoma tego, co ją czeka, wiedziała, że umiera i już niedługo nacieszy się nowo narodzonym dzieckiem. Jednak w jej postawie nie było żalu ani rozpaczy. Wszystkich budowała swoim spokojem, pogodą ducha, głęboką wiarą, że odchodzi, by opiekować się swymi dziećmi z nieba. Mówiła do mnie: „Modlę się o cud, ale niczego nie żądam. Wszystko jest w rękach Bożych”. Cudu uzdrowienia się nie doczekała. Odeszła do Pana w miesiąc po porodzie. Wciąż jednak żyje w mojej pamięci i pamięci pracowników hospicjum jako wzór znoszenia trudnych doświadczeń.