Przed wielu laty wdałem się z pewnym Włochem w poobiednią pogawędkę,
zakończoną niespodziewanie swojego rodzaju polemiką. Mój rozmówca
Mario, bardzo zacny człowiek, był odpowiedzialny za czystość i porządek
w naszym rzymskim domu studenckim. Otóż owego feralnego popołudnia
oświadczył, że ma żal do Polaków o to, iż to właśnie z ich powodu
doszło do wybuchu II wojny światowej, w czasie której zginął jego
ojciec, brat ojca i kilku dalszych krewnych. Wina nasza polegała
na tym, że nie chcieliśmy udostępnić Hitlerowi korytarza do Prus
Wschodnich.
Nie przejąłem się specjalnie narzekaniem poczciwego Włocha,
ale byłem nieco zaskoczony, gdy po kilku latach, w analogicznych
rozmowach towarzyskich, odpowiedzialnością za wybuch, a pośrednio
i za wszystkie nieszczęścia II wojny światowej obciążali Polskę księża
nie tylko niemieccy, ale także francuscy, z którymi przebywałem na
studiach. Oczywiście tak mnie to bolało, że odmawiałem wręcz prowadzenia
dyskusji na ten temat.
Dziś jednak, po tylu latach, warto może zastanowić się
nad możliwością układów z Hitlerem w roku 1939. Czy można się dziwić
ówczesnym politykom polskim, że nie uczynili zadość żądaniom Hitlera?
Myślę że nie, choć wiadomo, że pozostaniemy w sferze "gdybania",
gdy będziemy próbowali wyobrazić sobie zachowanie się III Rzeszy
w przypadku udzielenia jej zgody na uzyskanie sławnego korytarza.
Nie wyrażając takiej zgody, ówczesny rząd Polski kierował się chyba
niewątpliwie słusznym przekonaniem, że Hitler nie zadowoli się korytarzem.
Już było przecież po przyłączeniu do Niemiec Austrii, już było po
wejściu wojsk niemieckich do Czech. Głośno było w całym świecie o
prześladowaniu Żydów i o nieukrywanej niechęci do Kościoła. Zapędy
imperialistyczne Hitlera były aż nazbyt widoczne. To nie był czas
na pertraktacje. Nie można było liczyć na żadne kompromisy ze strony
faszystowskiego, chorobliwie zachłannego przywódcy niemieckiego,
tym bardziej, że cieszył się jednak szerokim poparciem własnego społeczeństwa.
Nie, nie wydaje się, żeby Polska mogła zachować się wobec żądań Hitlera
inaczej niż się zachowała.
Warto przy tym zauważyć, że zarówno Włosi, jak i Francuzi
oraz wszyscy poszkodowani w czasie II wojny światowej są w błędzie,
gdy przypuszczają, że gdyby Polska uczyniła zadość żądaniom Hitlera,
do wojny w ogóle by nie doszło. Być może, ale chyba pod warunkiem,
że niewątpliwie planowane przez Hitlera anschlussy kolejnych państw
europejskich odbywałyby się pokojowo, według scenariusza dyktowanego
przez nazistowskie Niemcy.
A oto inne rady, których nam udzielają - po czasie, rzecz
jasna - nasi życzliwi przyjaciele z Zachodniej Europy. Mówią niektórzy
tak: Skoro już było wiadomo, że wojny z Hitlerem nie da się uniknąć,
powinniście byli dołożyć wszelkich starań, żeby się zabezpieczyć
pokojowo od strony sąsiada wschodniego. Dziś, po tym wszystkim, co
nas spotkało na Wschodzie, można by zbyć tę sugestię zwykłym wzruszeniem
ramion, przypominając równocześnie, że byliśmy przecież związani
z Rosją Sowiecką paktem o nieagresji; że ta sama Rosja, bez uprzedniego
zgłaszania jakichkolwiek propozycji, po prostu na nas napadła, a
całą swoją wobec narodu polskiego politykę ujawniła najdosadniej
w Katyniu, Miednoje i tylu innych miejscach powolnego konania Polaków.
Nie, naprawdę nie ponosimy żadnej winy za nieułożenie się z Sowietami.
Konkludując wypada chyba jednak stwierdzić, że nie mogliśmy się zachować
inaczej zarówno wobec Niemców, jak i wobec Sowietów w roku 1939.
Ktoś jeszcze inny, uznając postawę Polski wobec obydwu
najeźdźców, pyta jednak, czy w tak bardzo nierównej walce i z góry
skazanej na naszą klęskę z Niemcami nie powinniśmy byli skapitulować
nieco wcześniej, żeby zaoszczędzić zniszczenia kraju i ofiar w ludziach?
Czy np. Francja nie postąpiła rozsądniej pod tym względem? Opinie
są w tym wypadku dość podzielone, ale przeważają te, które w postawie
Francuzów nie dostrzegają wzoru godnego naśladowania. Z chłodnego
rachunku, z bezdusznych kalkulacji może wynika coś innego, ale to
nie mieści się zarówno w tradycji, jak i mentalności Polaków.
A może jednak warto by trochę popracować nad przeformowywaniem
polskiej mentalności? Może więcej i mądrzej powinno się brać z historii,
która jest przecież nauczycielką życia?
Na koniec rozważmy sprawę: Kościół polski a II wojna
światowa i lata okupacji. To oczywiste, że Kościół w Polsce nie miał
żadnego wpływu na zażegnanie lub przesunięcie w czasie wybuchu II
wojny światowej. Nie można chyba mieć żadnych zastrzeżeń do posługi
duchowej kapelanów wojskowych, pomocy służb sanitarnych, organizowanych
przy domach zakonnych czy zwykłych plebaniach. W tym względzie zwłaszcza
duchowieństwo zarówno diecezjalne, jak i zakonne, nie ma sobie nic
do zarzucenia i w roku jubileuszowej skruchy nie musi przepraszać
społeczeństwa.
Dawno już została wyjaśniona sprawa opuszczenia Polski
w roku 1939 przez kard. Hlonda. Wiadomo, że wypełniał on wówczas
polecenie Stolicy Apostolskiej, a jego pobyt na emigracji służył
sprawie Polski chyba bardziej niż ewentualne pozostanie pod władzą
okupacyjną w kraju. Równie czyste wydają się karty dziejów Kościoła
polskiego z lat okupacji. Udział kapłanów katolickich w cierpieniach
całego narodu nie jest kwestionowany chyba przez nikogo. Okupantowi
nie udało się również zwerbować z szeregów duchowieństwa znaczniejszego
kolaboranta, który mógłby stanąć na czele marionetkowego rządu. Bp
Kaczmarek, posądzony przez komunistów współpracę z Niemcami, dawno
już został zrehabilitowany. Wszystkie inne, dość zresztą nieśmiało
zgłaszane w komunistycznych mediach oskarżenia pod adresem jednego
czy dwu biskupów, także dawno już odwołano, stosunek zaś abp. Sapiehy,
ordynariusza krakowskiego, do gubernatora Franka, jest cytowany jako
przykład godnej podziwu odwagi i wielkiego patriotyzmu. Kościół polski
bez wahania i całkowicie utożsamiał się z narodem zawsze, ale podczas
II wojny światowej chyba szczególnie.
Na koniec zapytajmy raz jeszcze, czy warto znów wracać
do bolesnego tematu II wojny światowej, przecież przez nas przegranej.
Otóż trzeba zauważyć, że dla wielu żyjących jeszcze świadków tamtych
czasów jest to po prostu potrzeba serca. Nikt nie ma prawa - ani
chyba obiektywnego powodu - by uniemożliwiać tym ludziom zaspokajanie
owej potrzeby.
Analizowanie i ocena tamtych wydarzeń jest powinnością
ludzi jeszcze żyjących wobec obecnej młodzieży i całych przyszłych
pokoleń. Są to wszak ogromnie ważne elementy naszych dziejów - zarówno
same tamte wydarzenia, jak i ich oceny. To cząstka naszej tradycji
i narodowej kultury, na które składają się, może nawet w różnym stopniu,
tak zwycięstwa i sukcesy, jak i militarne klęski oraz gospodarcze
porażki. Z jednych i drugich stosowne wnioski powinni wyciągnąć sprawujący
władzę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu