Reklama

"Są w sercu Kościoła, bo są w Sercu Boga"

Niedziela szczecińsko-kamieńska 9/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niedawno przeżywaliśmy Dziesiąty Światowy Dzień Chorego, który wielu skłonił z pewnością do refleksji nad sytuacją osób na co dzień zmagających się z chorobą. Jaki jest stosunek nas - zdrowych do tych, którzy cierpią? Czy dostrzegamy w nich piękno i godność Bożych dzieci? O rozmowę na ten temat poprosiłam siostry Weronikę i Damianę ze Wspólnoty Sióstr Uczennic Krzyża oraz księdza Dariusza Larusa z Gniezna, których spotkałam na ubiegłorocznych rekolekcjach dla osób chorych i niepełnosprawnych w Choszcznie.

T. O.: Jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie z osobami ciężko chorymi?

-Ks. Dariusz Larus: To było dziewięć lat temu, kiedy po raz pierwszy pojechałem na letni obóz ze wspólnotą "Wiara i Światło", gromadzącą osoby z upośledzeniem umysłowym, ich rodziny, przyjaciół... Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem chłopców, którymi miałem się opiekować, pomyślałem, że to zadanie mnie przerasta. Chciałem uciec.

-S. Damiana: Moja przygoda z osobami chorymi rozpoczęła się w Choszcznie, gdzie, już jako siostra zakonna, mieszkałam i pracowałam kilka ostatnich lat. Kiedy pierwszy raz ich zobaczyłam, przestraszyłam się. Byli to przecież ludzie, którzy bardzo wiele przeszli w życiu, a ja - młoda, zdrowa... "O czym będę z nimi rozmawiać?"- myślałam. Wchodziłam na jakiś teren całkowicie mi obcy, nieznany i nie wiedziałam, jak się poruszać.

-T. O.: Te pierwsze kontakty zapoczątkowały okres poznawania pewnej nowej rzeczywistości, a przede wszystkim ludzi ją budujących, wśród których na pewno było wiele osób niezwykłych. Czy mogę prosić o wspomnienie chociaż jednej takiej wyjątkowej postaci?

-Ks. D. L.: W Ośrodku Opiekuńczo - Leczniczym w Gnieźnie dane mi było opiekować się Krzysiem. Po roku znajomości zaczął mówić do mnie "mamo". Być może było to po prostu najprostsze słowo, które potrafił wymówić, jednak w ten sposób roztoczył przede mną perspektywę duchowego ojcostwa. Uświadomił mi rolę, która już tam, w kontakcie z nim została zapoczątkowana.

-S. Weronika: Kiedy po raz pierwszy weszłam do Ośrodka Wychowawczego dla osób upośledzonych, miałam wrażenie, że znalazłam się w innym świecie. Pamiętam doskonale moje spotkanie z głęboko upośledzonym chłopcem. Chłopiec ten nie mógł na mnie popatrzeć, ani mnie usłyszeć i jedynie przez dotyk mogłam nawiązać z nim kontakt. Kiedy podeszłam do łóżka, na którym leżał, zaczęłam delikatnie dotykać jego twarzy. Pojawił się na niej uśmiech. Jego ciało powoli się odprężało. Popłynęły mi wtedy łzy, ale nie żalu nad nim. Płakałam ponieważ zrozumiałam, że wartość ludzkiego życia wcale nie polega na tym, co się posiada, lecz na tym, kim się jest. To było niesamowite doświadczenie.

-S.D.: Dla mnie pierwszą taką osobą była Krysia. Została mi przedstawiona na samym początku mojej pracy z chorymi i to ona uczyła mnie, jak się nimi opiekować. Zawsze interesowała się tym, co u mnie słychać. Zadziwiające, że praktycznie nigdy nie mówiła o swoim bólu, chociaż była rzeczywiście bardzo chora. Zrozumiałam, że nie oczekuje ode mnie żadnych cudów, tylko po prostu tego, żeby być. Nauczyła mnie, że każdy kolejny dzień należy przyjąć jako dar ofiarowany mi po to, żeby go przeżyć i to przeżyć dobrze.

-T. O.: Przy wspominaniu tych pierwszych spotkań kilka razy padło słowo "strach". Czego właściwie może bać się chętny do pomocy młody człowiek?

-S.W.: Pamiętam, że bałam się odrzucenia, że mnie nie przyjmą. Bałam się, że będą jakoś do nas uprzedzeni. W sumie był to głównie strach przed czymś nowym, nieznanym. W miarę wspólnego przebywania, wzajemnego poznawania się, minął.

-S.D.: Bałam się wyglądu niektórych osób. Ten lęk minął z chwilą gdy, Krysia zaczęła się do mnie przytulać. Najbardziej jednak bałam się tego, że ktoś z nich będzie potrzebował ode mnie pomocy, której nie będę potrafiła mu udzielić.

-Ks. D. L.: Mnie męczyło pytanie: "Czy będę potrafił?" . Bałem się, czy chorzy będą chcieli być ze mną, czy mnie zaakceptują. Przeżywałem poczucie własnej bezradności, bo w żaden istotny sposób nie mogłem zmienić losu żadnego z nich. Czas i obecność były jedynymi darami, które mogłem im ofiarować. Nic więcej. To mnie rozkładało na łopatki. Czułem się w tym wszystkim bardzo nieporadny.

-T. O.: Ludzie zdrowi często po prostu boją się tych, których dotknęła ciężka choroba.

-Ks.D. L.: Kontakt z osobą chorą, zwłaszcza wydłużający się w czasie i stosunkowo bliski, może zachwiać moim dotychczasowym sposobem myślenia o sobie, jako o kimś w gruncie rzeczy szlachetnym, uczynnym, cierpliwym... Towarzyszenie ludziom chorym często odsłania " drugą stronę medalu": miłość, która nie jest miłością, cierpliwość, która tylko wtedy jest obecna, gdy wszystko idzie po mojej myśli, szczytne motywacje, ale tylko do czasu...

Niestety, niekiedy kształtujemy również nieprawdziwy, z niewiedzy wynikający, obraz osób chorych, zwłaszcza chorych psychicznie. Wielu z nas nie potrafi przełamać niechęci do tych, którzy w niewyobrażalny sposób cierpią. W języku potocznym krążą obraźliwe określenia jak " wariaci", "czubki"... Ta niechęć jest często drugą stroną strachu - ludzie chorzy przez samą swoją obecność przypominają nam o istnieniu trudnej rzeczywistości choroby, która przecież i nas samych może kiedyś dotknąć.

-T.O.: Przez paniczny strach można bardzo wiele stracić...

-Ks. D. L.: Tak. Kontakt z osobami chorymi, np. poprzez uczestniczenie w działalności różnych wolontariatów, może być bardzo pozytywnym doświadczeniem, szczególnie dla młodzieży. Młody człowiek może uświadomić sobie, iż medialnie kreowany wizerunek "człowieka szczęśliwego" jest bardzo płytki. To, co naprawdę niesie spełnienie, związane jest przede wszystkim z tym, kim człowiek jest, z jego życiem wewnętrznym, z "być", a nie "mieć".

-T.O.: Może dowiedzieć się paru istotnych rzeczy o sobie samym...

-S.W.: Tak, bo przy osobach chorych nie da się udawać. Oni wyczuwają każdy fałsz. Pamiętam, jak kiedyś rozzłościł mnie jeden z upośledzonych umysłowo chłopców. Długo próbowałam tłumić zdenerwowanie, aż w końcu coś pękło. Wtedy wyszła ze mnie już nie tylko złość, ale cała agresja. On tylko stał i patrzył z otwartą buzią. Zrozumiałam, że muszę być bardziej autentyczna, bo moje udawanie i granie tylko pogarsza sytuację. Oni wymuszają to, żeby być prawdziwym w okazywaniu uczuć. Zrywają nam maski. Ujawnia się wtedy to, co w człowieku piękne, ale czasami wychodzi też ciemna strona naszego wnętrza.

-S.D.: Oni nie oczekują litości, ale autentycznego bycia przy nich i traktowania ich jak normalnych ludzi. Zauważyłam, że chorzy stali mi się bliżsi w momencie, gdy zaczęłam im mówić o moich odczuciach, o lęku, o obawach, ale także o moich radościach. W takiej sytuacji nic nas nie dzieli, ale wiele łączy. Zresztą chyba nikt z nas nie lubi udawania.

-T.O.: Co oznaczają słowa, że "cierpienie jest powołaniem do doskonalszej miłości"?

-S.W.: Cierpienie to wejście w ofiarę, a jak mówiła św. Teresa: "Miłość, karmi się ofiarą", zatem jest to "bieg olbrzyma" w miłość najdoskonalszą.

-S.D: Nawet krótkotrwała choroba zatrzymuje. Pozwala spojrzeć we właściwym kierunku i dokonać rewizji swojej hierarchii wartości. Wtedy, jeżeli wierzysz, zaczynasz szukać pomocy Jezusa. Cierpienie to taki znak stop - zatrzymaj się, poczekaj i spójrz, o co ci tak naprawdę w życiu chodzi.

-Ks. D. L.: Z jednej strony osoba chora jest słaba i uboga w tej słabości. Ale, z drugiej strony wytrzymanie cierpienia wymaga ogromnej siły ducha. Siły, której często nie mają osoby zdrowe. Cierpienie to skutek grzechu pierworodnego i ze swej natury nie jest czymś dobrym. Jednak choroba może być drogą, którą Pan Bóg chce prowadzić człowieka, żeby dostrzegł to, co jest najbardziej istotne, a co, być może, w innych okolicznościach uszłoby uwadze.

-T.O.: Czego siostra zakonna czy też ksiądz może dowiedzieć się o Panu Bogu od osób chorych?

-Ks. D. L.: Bardzo wiele. Zawsze powtarzam, że moja formacja przebiegała dwutorowo - z jednej strony było to seminarium ze wszystkim, co się w nim działo, a z drugiej, mój kontakt z osobami chorymi. Początkowo była to, wspomniana już przeze mnie, wspólnota " Wiara i Światło", później wspólnota "Przemienienie", którą wraz z moim przyjacielem założyliśmy w Ośrodku Opiekuńczo-Leczniczym. Do dzisiaj powtarzam, że nie byłbym tym, kim jestem teraz, gdybym wtedy nie doświadczył kontaktu z chorymi. Bardzo wiele im zawdzięczam.

Dzięki nim doświadczyłem prawdy o bezgranicznej miłości Boga do człowieka. Właśnie tam bardzo namacalnie dotknąłem tajemnicy dobrowolnej bezbronności Boga. Przecież Jezus sam z własnej woli " nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie... sam dał się zmiażdżyć cierpieniem..."

-S.W: Jako siostra zakonna jestem wezwana do tego, żeby w szczególny sposób składać ofiarę ze swojego życia. Patrząc na ludzi, których ciężka choroba zmusiła do rezygnacji z wielu swoich aspiracji i planów, uczę się Boga. Wielu z nich przez chorobę odnalazło Boga, mimo że na początku buntowali się i nie zgadzali na to doświadczenie. Są dla mnie świadectwem, nadzieją na to, że składanie ofiary ze swego życia nie dokonuje się moją mocą, ale łaską, której udziela mi Bóg. On czyni to, co po ludzku wydaje się niemożliwe.

Poza tym niesamowity jest dla mnie sposób, w jaki ci ludzie zgadzają się na paradoksy życia. Patrząc na wielu z nich, doświadczam ogromnego piękna, które jest wynikiem przyjmowania codzienności prosto z ręki samego Boga i zgadzania się na nią. Dla mnie spotkanie z chorymi, szczególnie z upośledzonymi, zawsze było spotkaniem z żywym Bogiem.

-S.D.: Chorzy objawili mi tajemnicę Boga Emmanuela - Boga z nami. Boga, który jest blisko człowieka i dla człowieka. To też przeniknęło do mojego życia.

-T.O.: Mówi się, że chorzy są w sercu Kościoła...

-Ks. D. L.: Rzeczywiście, jest to prawda, choć w praktyce bywa różnie... Bóg nie ma względu na osoby i tej samej postawy oczekuje od nas, zapraszając do bezinteresownej miłości. Moje miejsce jest tam, gdzie mogę znaleźć Jego, a nie siebie. Skoro On przebywał wśród ludzi cierpiących, pragnących sprawiedliwości, chorych, to moje życie po prostu nie może być inne. Moje życie nie może być pełne zaszczytów, pierwszych miejsc. Biada mi, gdybym tego pragnął i oczekiwał, skoro " On się obarczył naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści..."

-S.W.: Są w sercu Kościoła, ponieważ są w Sercu Boga. Bóg wybiera to co słabe, niemocne, bezbronne. Sam w Chrystusie stał się ubogi i cierpiał, aby dać nam życie. Tymczasem my, w swoim ludzkim myśleniu i patrzeniu, często próbujemy wyrzucać poza nawias słabych i cierpiących. A Bóg właśnie ich wynosi.

-Ks. D. L.: Nie tak patrzy Bóg, jak patrzy człowiek. Człowiekowi wydaje się, że przez aktywność, działanie, zabieganie najwięcej zrobi... A przecież Jezus najwięcej uczynił tam, gdzie po ludzku patrząc, już nic uczynić nie mógł - na krzyżu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

+1 0
2002-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

2024-04-29 12:13
Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Materiały kurialne

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Odszedł do wieczności ks. kan. Zbigniew Nidecki, kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

Więcej ...

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Archiwum prywatne

Historia Anny jest dowodem na to, że Bóg może człowieka wyciągnąć z każdej trudnej życiowej sytuacji i dać mu spełnione, szczęśliwe życie. Trzeba tylko się nawrócić.

Więcej ...

To praca jest dla człowieka

2024-04-29 15:37
Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

Magdalena Lewandowska

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

W parafii Opatrzności Bożej na Nowym Dworze we Wrocławiu modlono się w intencji ofiar wypadków przy pracy.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Każde cierpienie połączone z Chrystusowym krzyżem...

Wiara

Każde cierpienie połączone z Chrystusowym krzyżem...

W czasie Roku Świętego 2025 nie będzie specjalnego...

Kościół

W czasie Roku Świętego 2025 nie będzie specjalnego...

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

Aspekty

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Rodzina

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Sosnowiec: bp Artur Ważny – nowym biskupem sosnowieckim

Kościół

Sosnowiec: bp Artur Ważny – nowym biskupem sosnowieckim

Święta Mama

Kościół

Święta Mama

Matka Boża Dobrej Rady

Wiara

Matka Boża Dobrej Rady

Znamy datę prawnego objęcia urzędu biskupa...

Niedziela Sosnowiecka

Znamy datę prawnego objęcia urzędu biskupa...