Życie bez miłości to czarodziejska latarnia bez światła”. Mądrość tego poetyckiego adagium autorstwa Johanna Goethego może z pewnością potwierdzić każdy proboszcz parafii. Kiedy przed ołtarzem staje dwoje młodych ludzi, tym, co zazwyczaj dominuje, jest radość ich oczu. Jakby owe światła latarni, zaczynają ujawniać swoje bogactwo kolorytu dzięki światłu, jakim jest miłość. Szczególnie widoczne to jest w oczach młodych, którzy czas narzeczeństwa przeżyli wierni największej Miłości, jaką jest Bóg i Jego zamysł wobec każdego człowieka.
Święta Bożego Narodzenia, które jeszcze w nas jakoś trwają, jak psalmiczny refren powtarzały słowa o „Miłości maleńkiej”, która przyszła na świat. Naszą podróż po świecie czarodziejskich latarni oświetlonych miłością serc rozpoczynamy od tej rzeczywiście jeszcze nieśmiałej, lękającej się pierwszych dni i kolejnych miesięcy zderzenia idealików z realizmem życia.
Wszystkim, którzy w tym radosnym czasie stanęli przed ołtarzem, by w rękach nowonarodzonego Jezusa złożyć swoją miłość i nadzieję na przyszłość, dedykujemy słowa arabskiego myśliciela, studiującego w Europie - Khalila Gibrana:
Kochajcie się nawzajem, ale nie czyńcie z miłości kajdan:
Niech będzie ona raczej morzem falującym pomiędzy brzegami waszych dusz.
Napełniajcie sobie wzajemnie kielichy, ale nie pijcie z jednego.
Śpiewajcie, tańczcie i weselcie się pospołu, ale niech każde z was zachowa swą samotność.
Podobnie struny lutni: chociaż każda osobno, dźwięczą tą samą muzyką.
Ofiarujcie sobie serca, ale nie w jasyr żadnego z was.
Jako że tylko ręka Żywota może serca wasze posiąść.
I stójcie razem, lecz nie za blisko siebie:
Gdyż filary świątyni stoją osobno, A dąb i cyprys nie wzrastają w swym cieniu!
Dzięki pomysłowości i życzliwości ks. Edwarda Kołodzieja, proboszcza Brzózy Królewskiej, mogłem w Niedzielę Świętej Rodziny uczestniczyć w dziękczynieniu za lata, w których rosły filary świątyni rodzinnych ognisk i dar osobistego rozwoju małżonków tej parafii, którzy 25 lat temu postanowili żyć razem, ale nie w cieniu jedno drugiego. Trzeba zaznaczyć na początku, że pomysł Księdza Proboszcza mógł być zrealizowany dzięki zaangażowaniu i podjęciu tego pomysłu przez Akcję Katolicką i Domowy Kościół tutejszej parafii. Centrum spotkania była uroczysta Eucharystia, podczas której Jubilaci dziękowali za minione lata, ale - jak sobie myślałem - także za dar bólu, dzięki któremu mogły urodzić się dzieła, będące dziś ich radością. Pisząc o bólu, myślę o tym, o którym napisał przed laty Bernanos w powieści „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” - „…jeżeli kiedykolwiek udało się Panu Bogu wydobyć z niego jakąś myśl potrzebną bliźniemu, za każdym razem poznawał to po bólu, jakiego doświadczał”.
Po Mszy św. w pomieszczeniach plebańskich przeszło dwadzieścia par jubilackich zgromadziło się na skromnym, ale jakże radosnym świętowaniu. Najpierw Domowy Kościół uraczył nas bożonarodzeniowym misterium. Byłem zauroczony prostotą, ale i głębią pomysłu. Oto do domu, w którym przy wigilijnym stole siedzi już rodzina mająca rozpocząć wigilijną ucztę, przychodzi Święta Rodzina. Wcześniej napotyka dwoje ludzi, którzy na ich widok odwracają się w stronę okna, jakby spoglądając na świat. Zaś rodzina bez chwili zastanowienia, a nawet z radością odstępuje miejsca przy stole, śpiewając radosną wieść, że dla Świętej Rodziny jest zawsze miejsce w ich domu. Potem oczywiście cała kawalkada betlejemskich gości, a na końcu klękają przed Jezusem ci, którzy odwrócili się odeń. Krótkie, bogate, wspaniałe. Akcja Katolicka, realizując swój charyzmat o znamionach aktywności, zaprosiła nas na przepyszny bigos i świąteczne łakocie.
Pomysł naprawdę wart propagowania i z czasem z pewnością pojawią się nowe oryginalne pomysły. Jestem przekonany, że nie tylko w Brzózie, ale pewnie i w innych parafiach takie inicjatywy się dzieją. W tak zwanym międzyczasie Wójt leżajski wręczył Jubilatom okolicznościowe dyplomy (pierwsze takie dyplomy w historii wójtostwa) w oryginalnych okolicznościowych torebkach, co będzie widocznym znakiem, że to jubilaci, kiedy z tymi torebkami udadzą się na zakupy.
Pan Jezus urodził się w Liberze, aby osłodzić trudne dzieciństwo
„Jesteście łukami, z których dzieci wasze, niby żywe strzały wysyłane są w przyszłość. A Łucznik szuka znaku na ścieżce nieskończoności i gnie was swą potęgą tak, aby strzały Jego szybowały chyżo i daleko sięgały. Niech ugięcie wasze w rękach Łucznika szczęściem napełnione będzie; Gdyż tak jak kocha On strzałę, która w przestrzeń wzlata, tak również łuk, który jest stabilny, miłością darzy”.
Zdarza się, że dąb chce czasem rosnąć kosztem cyprysu i wówczas zaczyna się niepokój. Kiedy dojdzie do tego pokusa naruszenia stabilności łuku, który jest przecież kochany przez Stwórcę, rozpoczyna się dramat, który najboleśniej dotyka dzieci. Potrzeba wiele ludzkiego wysiłku i starań, aby choć w części przywrócić tym skrzywdzonym namiastkę ciepła i szczęścia. Od lat w naszej diecezji czyni to „Wzrastanie” w Lipniku, ale także w Przemyślu i Radymnie. U końca minionego roku uczestniczyłem w takim spotkaniu opłatkowym w Przemyślu. Napisałem, że Pan Jezus narodził się w Liberze i nie jest to błąd katechizmowy. Borykające się od lat z kłopotami lokalowymi przemyskie „Wzrastanie” ciągle musi szukać ludzi serca, by można było dla dzieci dotkniętych biedą lub innymi przejawami patologii zorganizować choćby opłatek. Tym razem wybór padł na księgarnię „Libera”. Pani Alicja z Anią, jak Święta Rodzina postanowiły zaryzykować - i udało się. Mało tego, właściciele księgarni, którzy zorganizowali na zapleczu kawiarenkę, gdzie można poczytać książki, porozmawiać bez udziału alkoholu i alkoholowych entuzjastów, sami w ciągu przedwigilijnej nocy ulepili kilkaset pierogów, nagotowali barszczu i sami usługiwali do stołu. Do dziś pamiętam uśmiech gospodarza i zabieganie jego żony. Myślę, że warto zajrzeć do ich kawiarenki. Warto promować takich ludzi, cichych mieszkańców przemyskiego Betlejem o otwartym sercu.
To było moje kolejne spotkanie z dziećmi ze „Wzrastania” i ich opiekunami. Wiodącym motywem czytań biblijnych okresu Bożego Narodzenia jest wahanie, droga do Betlejem, a potem powrót w pełni radości, jak pasterze, czy też inną drogą jak Mędrcy. Każde spotkanie z błękitem oczu tych dzieci i pełnym ekspresji darem inscenizacji sprawia, że człowiek wchodzi na inną drogę spojrzenia na własne talenty, stanowiska i całym sercem pragnie szczęścia tych dzieci. Patrząc wraz z prezesem z Radymna na uśmiechnięte oczy dzieci spożywających wigilijne potrawy, wspólnie skonstatowaliśmy, że to ich jedyna taka radość. W domach rodzinnych już tak nie będzie. Szkoda, że do tego Betlejem nie przyszli rajcy miejscy. Może wtedy inaczej spojrzeliby na tę liczną wspólnotę biednych dzieci. Tak, nie kryję, mam żal do ludzi, którzy z naszego mandatu mają troszczyć się o sprawy dobra wspólnego, a sami między sobą nie mogą się dogadać i to pewnie jedyne ongiś wojewódzkie miasto, które nie ma przewodniczącego Rady. Kiedy przegłosowano oddanie domu, w którym spotykają się dzieci ze „Wzrastania” stronie ukraińskiej, ktoś z ironią stwierdził, że na nic nie zdało się moje kazanie. Może warto dopowiedzieć, że dom został oddany za cenę zyskania głosów potrzebnych do przegłosowania otwarcia w Przemyślu nocnego kasyna gry. Tylko afera hazardowa nieco opóźniła tę transakcję, ale jak znam życie, z pewnością handlujący odbiorą swoje. Na nasze pośmiewisko.
Tak to wygląda nasze polskie i przemyskie Betlejem - blaski miłości walczą z mrokami pogardy, ale po to Chrystus się narodził, aby Miłość zwyciężyła. Niech w tym Nowym Roku towarzyszą Wam, Drodzy Czytelnicy, życzenia, które w imieniu redakcji chcemy ubrać w słowa poety Jerzego Lieberta:
„Wśród złych moich uczynków,
Jak wśród traw ospałych,
Płynie Twój strumień, Panie,
Poszerza moje ziemie, otwiera moje skały
Twarde, znieruchomiałe.
Pozwól za tym strumieniem i miodu, i mleka
Ludziom wejść na nie.
O człowieka, o miłość człowieka
Modlę się, Panie”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu