Niedawne zwycięstwo prezydenta Andrzeja Dudy i zeszłoroczna wygrana Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych pokazują kredyt zaufania, jakim Polacy obdarzyli obóz „Zjednoczonej Prawicy”. Zarówno prezydent jak i rząd otrzymali możliwość kontynuacji swojej polityki przez drugą kadencję, co w III RP zdarzało się niezwykle rzadko. Zatem rodzi się pytanie, czego powinniśmy oczekiwać od naszych władz przez najbliższe lata?
Definiowanie siebie jako prawica, a także podnoszenie istotnych z punktu widzenia katolików i konserwatystów postulatów, wymaga podjęcia konkretnych działań – słowa muszą być poparte przez czyny. Owe postulaty są niezmienne od lat – należą do nich m.in. ochrona życia poczętego czy obrona tradycyjnie rozumianej rodziny. Czy wyborcy katoliccy (i nie tylko) doczekają się w końcu poważnego podejścia do tych kwestii? Zajmowanie się problemami ekonomicznymi (w i tak kontrowersyjny sposób – o tym innym razem) to nie wszystko. Przecież jednym z wyróżników cywilizacji łacińskiej jest prymat ducha nad materią, nie odwrotnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wydaje się, że lepszego momentu na realizację powyższych postulatów niż właśnie teraz już nie będzie. Argumenty o konieczności przesunięcia takich niepopularnych zmian na bliżej nieokreślone „później” w obawie przed utratą władzy tracą na znaczeniu w perspektywie trzyletniej posuchy wyborczej. Bardziej komfortowego czasu rządzący nie będą już mieli. Zaryzykowałbym wręcz tezę, że już w ogóle nie będą mieli takiej szansy patrząc m.in. na sceptyczne wobec władzy tendencje wśród ludzi młodych. Najbliższe lata będą zatem prawdziwym testem dla rządzących, czy wiara jest dla nich czymś więcej niż tylko narzędziem do pozyskiwania katolickich wyborców. To już drugie podejście do takiego „egzaminu”, gdyż ostatnia kadencja postawiła tę kwestię pod znakiem zapytania.
Nie da się zaprzeczyć temu, że lewicowo-liberalna rewolucja zbiera swoje żniwo także w naszym kraju, chociaż oczywiście w dużo mniejszej skali niż na zachodzie. Wszystko wskazuje na to, że proces ten będzie wciąż postępować i szanse na tzw. katolicko-konserwatywną kontrrewolucję będą nieustannie topnieć. Sprawdza się proroctwo Benedykta XVI, który jeszcze jako młody ksiądz w latach 60. przewidywał spadek znaczenia Kościoła wśród społeczeństwa. Oczywiście, ten kryzys wg Ratzingera będzie paradoksalnie przyczynkiem do odrodzenia się Kościoła, jednak dopóki mamy możliwość przeprowadzenia kluczowych zmian, grzechem zaniechania byłoby zarzucenie tego z jakiegokolwiek powodu.
Reklama
Późniejszy papież w przytoczonej przeze mnie wypowiedzi mówi także o odrodzonym Kościele, który nie będzie flirtował ani z lewicą, ani z prawicą. Bo w istocie, Kościół winien być ponad partyjniacko rozumianą polityką. Natomiast klasycznie definiowana polityka jako roztropna troska o dobro wspólne nakłada na Kościół, a więc również i na nas, ludzi wierzących, mężne stawanie po stronie wartości niepodlegającym kompromisom. Tylko i wyłącznie nasza bierność prowadzi chociażby do tego, że zabijanie dzieci nienarodzonych wciąż jest legalne. I to w najbardziej katolickim kraju Europy rządzonym przez „prawicę”. Czy nie powinno być to dla nas powodem do rachunku sumienia?
Znam kontrargumenty, które mówią, że przecież w Polsce i tak sytuacja jest nieporównywalnie lepsza niż w innych krajach. Owszem, ale przecież naszym celem nie powinno być utrzymywanie status quo. Kto stoi w miejscu, ten w istocie się cofa. Wbrew narzucanej przez świat narracji rezygnowanie z fundamentalnych dla nas wartości nie jest postępem. Rzeczywistym postępem jest dążenie do ich realizacji. I nie jest to budowanie państwa wyznaniowego, bo walcząc o ochronę życia czy rodziny, walczymy w istocie o tak hołubione przez lewicę prawa człowieka i stajemy po stronie nauki. A walczyć musimy, bo wszyscy jesteśmy Kościołem wojującym na ziemi, o czym niestety tak często dzisiaj zapominamy.
Potrzeba nam wielkiej ofensywy na rzecz realizacji kluczowych cywilizacyjnie postulatów. W taką kontrrewolucję winni zaangażować się nie tylko chrześcijanie, ale wszyscy ludzie dobrej woli, którzy rozumieją wartość cywilizacji łacińskiej. Być może będzie to walka z pozycji Dawida z Goliatem, ale to jest nasz moralny obowiązek. A jeśli chcemy mieć po prostu święty spokój, to owszem, jakiś spokój będziemy mieli, ale w ostatecznym rozrachunku będzie to przeklęty spokój.
O mnie: Z wykształcenia politolog. Pasjonat teologii, w szczególności myśli papieża Benedykta XVI i Czcigodnego Sługi Bożego ks. abp. Fultona Sheena.Piłka nożna, motoryzacja i naturalnie polityka – to także mój świat.