Reklama

Spadkobierczyni garncarskiej tradycji

Niedziela kielecka 22/2011

Elżbieta Klimczak jest z domu Sowińska, a tego nazwiska nie trzeba rekomendować w okolicach Chałupek, Obic, Dębskiej Woli. Tutaj od stuleci kwitło garncarskie rzemiosło dzięki zasobom niezrównanej gliny i smykałce kolejnych pokoleń garncarskich rodów do pracy na kole. Pani Elżbieta jest z czwartego pokolenia Sowińskich - nestorów świętokrzyskich garncarzy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na zsiadłe mleko, na barszczyk, na nalewkę, na pieczenie mięsa - Elżbieta Klimczak prezentuje zgrabne polerowane dwojaki, garnuszki, butelki, przedmioty codziennego kuchennego użytku, które dzisiaj wracają do łask, wypierając tworzywo sztuczne.

Fajanse i kamionki...

Reklama

Szkliwione, wypalane - akurat takie same, jak 100, 200 lat temu. Pod kuchnią, choć to maj, buzuje tęgi ogień, na zapiecku dosychają pokaźnych rozmiarów donice tarasowe, oszczędnie zdobione. Klient chciał je właśnie takie, świętokrzyskie, bez pseudośródziemnomorskiej ornamentyki. Podczas imprez folklorystycznych, ot choćby „Chałupkowych Garncynek” przy Muzeum Garncarstwa (zawsze w lipcu), goście szukają produktów rodzimych, lokalnych, stąd. Dosyć już imitacji i chińszczyzny. Właśnie w sporym, glinianym pojemniku z pokrywą w kształcie stożka, zakończoną otworem, pięknie przyrumienił się schab. W kartonach, pudłach, torbach poustawianych tu i tam w warsztacie - kropielniczki, dzbanuszki, pasyjki, na półkach - Piety, Pasje, święci i tak modne ostatnio pary nowożeńców. Cały stos surowej, nieobrobionej ceramiki to efekt współpracy p. Elżbiety z osobami niepełnosprawnymi podczas warsztatów w Brudzowie. Podobne warsztaty z nauką toczenia na kole artystka ludowa prowadzi także w szkołach. Za progiem, w pracowni - obraca się garncarskie koło, glina poddaje się wprawnym rękom. - Ten warsztat, już elektryczny, mam po ojcu, a ten tutaj na zewnątrz - po dziadku - wyjaśnia Klimczak.
To właśnie w niedalekich Chałupkach, skąd pochodzi Elżbieta Klimczak, w 1989 r. został utworzony Muzealny Ośrodek Tradycji Garncarstwa - unikatowa placówka w skali kraju.
Początki rodzimego garncarstwa datowane są na połowę XVI wieku, z tego okresu pochodzą znaleziska archeologiczne. W XIX wieku w Chałupkach powstała pierwsza manufaktura, produkująca nie tylko naczynia użytkowe, ale także fajans i kamionkę, a wyroby garncarzy otrzymały prawo eksportu za granicę. W 1899 r. garncarstwem w Chałupkach zajmowało się 200 mężczyzn i 30 kobiet. W 1922 r. 50 garncarzy z trudem mogło sprostać zapotrzebowaniu na niedrogie i estetyczne „garncynki”. Po kryzysie, spowodowanym II wojną światową, do produkcji włączyło się już nowe pokolenie starych garncarskich rodów. Jednakże stopniowe wyczerpywanie się zasobów gliny, konkurencja wyrobów syntetycznych, wreszcie śmierć dawnych mistrzów powodowały stopniowy zanik tradycji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Z dziada, pradziada

Reklama

Elżbieta Klimczak odziedziczyła warsztat, technikę i niejako powinność artystyczną po swoich przodkach. Wszyscy oni żyli, gospodarzyli i pracowali tutaj, w okolicach Chałupek (dzisiaj gm. Morawica), czyli w pradawnym zagłębiu garncarskim. Elżbieta z rodzinnych Chałupek przeprowadziła się do sąsiednich Obic, gdy poślubiła Feliksa Klimczaka i tam też założyła swój warsztat. Już jej pradziad Marceli Sowiński był garncarzem co się zowie, a dziadka Stanisława Sowińskiego, Elżbieta urodzona w 1957 r. pamięta doskonale. Po wyroby do warsztatu Sowińskich przyjeżdżali kupcy; jeden z nich - Liburski, woził nabyte u nich przedmioty do Nowego Korczyna, Jędrzejowa, Kielc, a były to głównie garnki na mleko, na barszcz, dwojaki do noszenia strawy w pole, „sabatniki” na żydowskie szabaty, „miodowniki”, czyli hartowane butelki na pitny miód, albo i gary do parowania ziemniaków. Te wszystkie naczynia szkliwiło się w środku, a na zewnątrz już nie, inaczej niż w innych regionach Polski. Elżbieta była najmłodsza z sześciorga rodzeństwa i to ona przejawiała największą ciekawość do warsztatu dziadka i ojca. Już jako dziecko robiła gliniane zabawki, szczególnie małe ptaszki. Życie wtedy, w latach 50- 60. na podkieleckiej wsi, nie było łatwe. Mieli trochę pola, najczęściej oddawanego w dzierżawę, bo ojciec - znany już rzeźbiarz i garncarz Stefan Sowiński, gros swoich sił wkładał w warsztat garncarski. Mama ciężko i długo chorowała; zmarła, gdy Elżbieta miała zaledwie 7 lat. Stefan Sowiński był zrzeszony w spółdzielni „Chałupnik” w Iłży, gdzie odstawiał swoją produkcję, wkrótce dołączyła doń córka, Elżbieta. Tą dziedziną, od zawsze wymarzoną i ukochaną, zaczęła się regularnie zajmować od początku lat 70. - Wtedy i potem, w latach 80., był duży popyt na nasze wyroby, ale gdy nastały lata 90. - koniec, jakby kto nożem uciął - mówi Elżbieta Klimczak.
Polacy dźwigając się z komunistycznego marazmu, zachwycili się nagle dostępnymi produktami z Europy Zachodniej, ot choćby tanimi, dostępnymi w całej gamie kolorów donicami z plastiku, tanimi i łatwymi w utrzymaniu. Rodzima ceramika nagle poszła w zapomnienie.

Dyplomy na dnie szuflady

Reklama

Tradycyjne rzemiosło było wciąż jednak pielęgnowane dzięki muzeom, wystawom, dzięki zainteresowaniu etnografów i konkursom, w których Stefan Sowiński i jego córka regularnie uczestniczyli. Sowiński współpracował i wystawiał swoje prace w Civitas Christana i Muzeum Narodowym w Kielcach, w Toruniu, Krakowie. - Lubił robić Dobrego Pasterza, Matkę Bożą z Piotrkowic, sceny z Żydami. Ja już nie spotkałam u nas Żydów, ale on tak dobrze te historie opowiadał, jak to Żyd idzie z workiem na plecach, że ja też takie sceny chętnie robiłam - mówi Klimczak.
Stefan Sowiński - to był jej najlepszy mentor, mistrz i profesor. Uczył precyzji, rozbudzał wyobraźnię, wymagał czystości w pracy, żeby nie było żadnych niepotrzebnych śladów na ceramice. To z nim stawała przy kole garncarskim. - Zobaczysz, jeszcze garncarstwo wróci do łask - mawiał. - Skąd on to wiedział? - zastanawia się córka. Wspólnie przeglądamy nagrody i dyplomy, na co dzień upchnięte do starej teczki, schowanej na dno szuflady. Jest ich może z 70. Wszystkie są ważne i cenne, to przecież kawałek pracy i życia, ale nie tak, żeby je np. rozwiesić na ścianie i chwalić się nimi. Oto dyplom z Bielska-Białej z 2001 r. - I nagroda za tradycyjną zabawkę ludową; kilka nagród od Prezydenta Kielc - za całokształt twórczości zabawkarskiej. A tutaj za cykl rzeźb „Manifestacje”, wyrażających sprzeciw wobec wojen. O, a tu dyplom z 1999 r. - z ogólnopolskiego konkursu na rzeźbę o tematyce „Jan Paweł II - Jego pielgrzymki do Polski, idee i myśli zawarte w homiliach i nauczaniu”. - Z tej wystawy powstała książka, Ojciec Święty ją czytał. A mojego Frasobliwego delegacja gminy Morawica zawiozła do Watykanu - mówi z dumą E. Klimczak.
Znaczących wystaw w ciągu roku ma zwykle ok. pięciu. Dlatego swój „roboczodzień”, czyli minimum 8 godzin w warsztacie, przy kole, z rękami oblepionymi gliną - musi sumiennie odpracować. Choć i kręgosłup boli, i oczy już nie te, i wilgoć - robią swoje, dokuczają. - Teraz zaczęłam Ostatnią Wieczerzę na jesienną wystawę do Civitas Christiana. Pani Marta Czerwiak (ze Stowarzyszenia Civitas Christiana - przyp. red.) to jest taki motor napędowy tych dorocznych wystaw, ona nas mobilizuję, zachęca, jest niezastąpiona - uważa artystka z Obic. Jej zdaniem, dzięki takim mecenasom sztuki ludowej jak Marta Czerwiak, albo jak etnografowie z Muzeum Narodowego i Muzeum Wsi Kieleckiej - sztuka ludowa trwa i ma wciąż grono wiernych jej admiratorów. Na wystawę do Civitas zrobi może jeszcze Madonnę, może Dobrego Pasterza - patrona obickiej parafii. Na warsztacie ma też obecnie rzeczy z „innej bajki”, np. buteleczki na nalewki, zamówione do Ciekot, sygnowane specjalnym znaczkiem, ot takie regionalne pamiątki dla turystów.

Frasobliwi i Matki Boskie

Figuralna ceramika sakralna to oczko w głowie Elżbiety Klimczak. „Świętych figur” robi ok. 50 rocznie. - Jak pracuję np. nad Matką Boską, to tak dobrze się czuję, mam dobre myśli, pogodny nastrój. To jakby inna modlitwa - E. Klimczak próbuje określić swoje emocje, nastroje twórcze. W jej przydomowym warsztacie zwraca uwagę pokaźnych rozmiarów rzeźba Matki Bożej z Dzieciątkiem, dziwnie znajoma - to Matka Boża z Piotrkowic, za którą artystka wzięła I nagrodę w 2009 r. w Civitas Christiana. Przy piecu dosycha Pieta, mnóstwo szopek i szopeczek w zakamarkach półek, bez liku - figur Maryi Karmiącej, Niepokalanie Poczętej, Boleściwej, Aniołów i świętych. Chętnie wykonuje św. Barbarę, św. Antoniego, św. Franciszka, św. Katarzynę, ostatnio - św. o. Pio. Aby być wierną ikonografii, korzysta z materiałów nt. świętych postaci, przekazanych jej przez znajomych etnografów. Jest też sporo zamówień nietypowych, wśród nich np. gliniane figurki uczniów w tradycyjnych ławkach z kałamarzem, wykonane do jednego z kieleckich liceów. Wśród ceramiki w warsztacie są też przykłady architektury sakralnej, np. kaplica św. Anny w Pińczowie.
Spadkobierczyni rodu Sowińskich dopracowała się własnego, rozpoznawanego stylu, cenionego przez specjalistów i amatorów rodzimej ceramiki. Nieobce są jej skomplikowane sceny, sama wciąż się dokształca i dostrzega zmiany, którym podlega jej technika, jej wizja wybieranych tematów i przedstawień. Ot choćby droga krzyżowa, która znajduje się w zbiorach Muzeum im. św. Kazimierza w Krakowie, zrobiona przez E. Klimczak w latach 70. - Chwalono mnie za nią, wysoko oceniono, zakupiono do muzeum, ale gdy oglądałam ją teraz po latach, to byłam trochę zażenowana. Nie mogłam uwierzyć, że ja tak to zrobiłam, że to moje - opowiada. Skrupulatnie pracowała nad nagrodzoną I lokatą w Toruniu „Panoramą Racławicką”, którą najpierw dokładnie obejrzała sobie w Muzeum Narodowym w Kielcach. W miejscowym kościele nie mogło zabraknąć prac tutejszej artystki. - Jest figura Matki Bożej, kropielniczka, krzyżyk, jest Dobry Pasterz Stefana Sowińskiego, jej ojca - wylicza niektóre z nich ks. proboszcz Stanisław Durek. Pani Elżbieta szczególnie sobie ceni wykonaną do kościoła obickiego figurkę Dzieciątka z kulą ziemską w ręce, o rysach zapożyczonych od wnuczki Patrycji.

Na końcu wsi

Dom Klimczaków to ostatnie zabudowania przy ul. Leśnej, dalej droga się urywa i jest już tylko las. Pięknie tutaj, tajemniczo i cicho ciszą wsi, z pianiem kogutów, odgłosem gospodarskich zabiegów w podwórzu, ujadaniem psów. Ptaki śpiewają tak jak setki lat temu, gdy właśnie w tym miejscu, na którym osiadła po zamążpójściu ostania z Sowińkich, wydobywa się najlepszą, wymarzoną dla garncarzy glinę. Gospodyni - artystka odrywa plastyczne grudy z różnokolorowej pryzmy na podwórzu: ta rdzawa jest miękka i giętka, ale ta jasnoszara jeszcze lepsza, albo i ta, ciemnostalowa… Niestety, to najlepsze cenne złoże za domem jest już na wyczerpaniu, trzeba kopać coraz głębiej. Mąż Feliks doskonale się na tym zna, pomaga jej w warsztacie. Niedaleko, na obickich polach, ktoś kopał dół pod oczko, zwieźli więc do siebie kilka furmanek, ale to już nie to, za dużo w niej żelaza, pęka przy wypalaniu…
Klimczakowie mają 5-hektarowe gospodarstwo. To tradycyjnie uprawiane pole, zaglądające do okien domu. Zajmuje się nim Feliks, bo Elżbieta ma dość pracy w warsztacie. W domu między tym warsztatem, polem i lasem wychowało się im dwóch synów i dwie córki, potem do rodziny przybyło pięcioro wnucząt. - Weronika i Patrycja biorą się do gliny; takie małe były, berbecie po dwa latka, a już ze mną babrały się w glinie, lepiły - cieszy się babcia.
Dzieci już wiedzą, że prawdziwy ludowy artysta szuka natchnienia w sobie, a nie wiernie kopiuje czy naśladuje innych. On wie, czego chce - „siada i rzeźbi” - mówi Elżbieta Klimczak. Proces wymaga wiedzy i skupienia. Najpierw szykuje się glinę, potem toczy z niej rodzaj „wałka” - glina musi „przytęgnąć” (czyli podeschnąć), wtedy dopiero jest gotowa do pracy dla rzeźbiarza. Figury - wszystkie u Elżbiety Klimczak - są puste w środku, to taki trochę jej znak firmowy. Po wypaleniu kolej na „szrejowanie”, jak mówią tutejsi garncarze, dobieranie kolorów i szkliwienie. Bezołowiowe szkliwa kupuje najczęściej aż w Krakowie, dodaje barwniki, dobiera odcienie beżu, brązu, szarości, zieleni - jak ta ziemia pod lasem, jak porastająca ją roślinność. Dokładnie tak, jak nauczył ją ojciec. Właśnie tak, jak wypracowali swój niepowtarzalny styl dziad i pradziad.

W następnym numerze sylwetka Wiesława Madeja, katechisty Drogi Neokatechumenalnej

Podziel się:

Oceń:

+1 0
2011-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Polacy ochraniali Żydów przed Żydami

W Hotelu Polskim w Warszawie dwaj
żydowscy kolaboranci gestapo –
Leon „Lolek” Skosowski i Adam
Żurawin sprzedawali swoich rodaków
za pieniądze

Artur Stelmasiak /Niedziela

W Hotelu Polskim w Warszawie dwaj żydowscy kolaboranci gestapo – Leon „Lolek” Skosowski i Adam Żurawin sprzedawali swoich rodaków za pieniądze

Ostatni spór między Polską a Izraelem pokazuje, że historia jest ważna nawet w bieżącej polityce. Warto więc o niej przypomnieć, by ukazać, że sprawa nie jest czarno-biała.

Więcej ...

Ks. Gerhard Hirschfelder. Pierwszy błogosławiony diecezji świdnickiej

Niedziela świdnicka 38/2010

Więcej ...

Minister Hennig-Kloska zlikwidowała Zespół ds. Rozwoju Energetyki Jądrowej

2024-09-19 23:30

Adobe Stock

Minister Hennig-Kloska podjęła decyzję o likwidacji Zespołu ds. Rozwoju Energetyki Jądrowej.

Więcej ...
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najpopularniejsze

Koniec spekulacji wokół Medziugoria? Watykan opublikował...

Kościół

Koniec spekulacji wokół Medziugoria? Watykan opublikował...

Biologia i chemia znikną ze szkół? Wiele na to wskazuje

Wiadomości

Biologia i chemia znikną ze szkół? Wiele na to wskazuje

Nowenna do św. Ojca Pio

Wiara

Nowenna do św. Ojca Pio

Prokuratura wszczyna śledztwo ws. nieprawidłowego...

Wiadomości

Prokuratura wszczyna śledztwo ws. nieprawidłowego...

Lądek-Zdrój. Żywioł mógł mnie zabrać - dramatyczna...

Niedziela Świdnicka

Lądek-Zdrój. Żywioł mógł mnie zabrać - dramatyczna...

Franciszkanie z klasztoru w Kłodzku: worki z piaskiem...

Kościół

Franciszkanie z klasztoru w Kłodzku: worki z piaskiem...

Abp Wacław Depo: odnówmy śpiewanie suplikacji w naszych...

Kościół

Abp Wacław Depo: odnówmy śpiewanie suplikacji w naszych...

Nie żyje ks. Piotr Sofij. Miał zaledwie 38 lat

Kościół

Nie żyje ks. Piotr Sofij. Miał zaledwie 38 lat

Powódź uderza w diecezję świdnicką. Dramat...

Niedziela Świdnicka

Powódź uderza w diecezję świdnicką. Dramat...