Jesień to czas dojrzałego owocowania, także jesienna liturgia skłania nas do snucia refleksji o owocach życia chrześcijańskiego. Czas od ostatniej niedzieli października do drugiego dnia listopada jest naznaczony szczególnymi przeżyciami, jest okresem nieustannej celebracji święta Kościoła, czyli rzeczywistości ufundowanej przez Chrystusa, w której człowiek wzrasta, by owocować świętością. Wzrastanie to jest wpisane w pewien cykl, w którym zawiera się i doczesność i wieczność.
W ostatnią niedzielę października rokrocznie przeżywamy uroczystość rocznicy poświęcenia kościoła i nie chodzi tu przecież tylko o wspominanie pewnego wydarzenia, dotyczącego budynku kościelnego. Wtedy bowiem uświadamiamy sobie, że „my również niby żywe kamienie jesteśmy budowani jako duchowa świątynia” (1 P 2, 6), że przynależymy do wspólnoty kościelnej, która prowadzi nas do świętości. Ostatnia niedziela października to święto Kościoła pielgrzymującego przez wymiary doczesności, w nim bowiem cały czas jesteśmy w drodze ku owocowaniu świętością. Uroczystość ta ma przynieść otuchę i wzmocnić nadzieję na zbawienie, a równocześnie kieruje już nasz wzrok wiary ku początkowi listopada.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W pierwszy dzień tego miesiąca przeżywać będziemy uroczystość Wszystkich Świętych. Jest to pełne radości święto Kościoła tryumfującego, czyli tej społeczności zbawionych, „którzy przyszli z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka” (Ap 7, 14). Zwycięstwo człowieka żyjącego w doczesności łaską, dokonuje się jednak nie w grobie, lecz w wieczności i - w istocie - jest także zwycięstwem nad śmiercią dzięki uczestnictwu w zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. To wielki tryumf miłości i choć zwyczajowo po południu tego dnia nawiedzamy cmentarze, to jednak nasze liturgiczne przeżywanie uroczystości Wszystkich Świętych winno być nacechowane radością.
Wreszcie drugi dzień listopada przyniesie liturgiczne wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, czyli wspólnoty Kościoła oczyszczającego się i tęskniącego do chwili, w której „wybawca mój (…) me szczątki skórą odzieje, i oczami ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę” (Hi 19, 27a). Tak właśnie przemawia pełna tęsknoty miłość, już pewna zbawienia, ale jeszcze oczekująca na ostateczne zwycięstwo. Dlatego właśnie Dzień Zaduszny jest bardzo stosownym czasem wstawienniczej modlitwy za zmarłych, która ma być wyrazem naszej miłości i pamięci, a może także spłatą długu, jaki zaciągnęliśmy u tych, którzy już odeszli.
Ten jesienny tryptyk liturgiczny stanowi integralną całość i spina w sobie doczesność i wieczność w tajemnicy świętych obcowania. Taka jest bowiem rzeczywistość Kościoła i logika zbawienia. I doprawdy nie wiedzieć czemu w tej nierozdzielnej całości na pierwszy plan wybija się pamięć o zmarłych. Nasz Bóg jest Bogiem żywych, a nie umarłych i dlatego pragnie wszystkich przyjąć do swojego domu ojcowskiego. Właśnie z tego powodu winno zniknąć z horyzontu współczesności potoczne, publicystyczne sformułowanie, używane na określenie zbliżającego się czasu: „święto zmarłych”. W optyce wiary stanowi ono głębokie nieporozumienie, a nawet antyświadectwo. Jak bowiem można świętować śmierć, zwłaszcza że to nie śmierć jest główną treścią pierwszych dni listopada. Główną treść stanowi życie - życie nowe, życie dla Boga i w Bogu, wspólnota życia z Chrystusem zmartwychwstałym, jaka dokonuje się w Kościele pielgrzymującym, tryumfującym i jeszcze oczyszczającym się.